O ile Roberta Biedronia nie popieramy, "pompowanie" tego polityka jest dla nas dość niepokojące i trudno powiedzieć, by prezydent Słupska miał do zaoferowania Polakom coś więcej oprócz "otwartego, tolerancyjnego" (określenia te, niestety, rozumiane bardzo wybiórczo) społeczeństwa, o tyle to, co zobaczyliśmy w programie Marcina Mellera naprawdę zaskakuje. 

Goście Mellera, podobnie jak prowadzący, kojarzeni raczej ze środowiskami lewicowo-liberalnymi (aktor Adam Ferency, dziennikarz Michał Ogórek oraz językoznawca, prof. Jerzy Bralczyk), ubolewali nad nazwą nowego ruchu politycznego, który, według medialnych doniesień, próbuje rozkręcić prezydent Słupska. 

"Partia Biedronia" (lub czymkolwiek byłby ten nowy ruch) ma nosić nazwę "Kocham Polskę". I to właśnie, mimo podkreślanej przez nich sympatii do Roberta Biedronia, nie spodobało się gościom programu "Śniadanie Mistrzów". Co więcej, żaden z nich, nawet prof. Jerzy Bralczyk, dla którego język polski nie ma żadnych tajemnic, nie był w stanie tak do końca wytłumaczyć, co jest nie tak ze słowami "Kocham Polskę". Znany aktor stwierdził, jako pierwszy, że nazwa go niepokoi. Dopytywany przez Mellera, co konkretnie, Adam Ferency odpowiedział:

"Wszystko. Kocham Polskę to po prostu okropne zdanie". Prowadzący ostrzegł aktora:

"Adam, uważaj, bo prawicowi hejterzy przed telewizorami już w blokach startowych". Ferency kontynuował jednak, że ruch o takiej nazwie nie budzi jego sympatii. Michał Ogórek ocenił hasło "Kocham Polskę" jako infantylne. Później przez chwilę trwała debata nad lepszą nazwą, z udziałem prof. Jerzego Bralczyka, który podsumował:

"Żadnej miłości i żadnej Polski. Też jestem tego zdania". Rozumiemy, że chodziło o ten konkretny przypadek, czyli nazwę partii/ruchu/komitetu wyborczego. Ale uderzające jest to, że nikt z gości nie potrafił dokładnie wytłumaczyć, co jest nie tak z tym hasłem. 

Nawet jeżeli miłość do Polski w wykonaniu lewicowego polityka i zdeklarowanego ("złośliwi" mówią, że nawet "zawodowego") homoseksualisty rzeczywiście jakoś nie przekonuje, to zadziwiające, że hasło wywołało taką reakcję wśród lewicowo-liberalnego "salonu".

Sytuacja przywodzi na myśl tę, która miała miejsce przed kilkoma laty w talent show Polsatu i reakcję jury (w tym nieżyjącej już dziś Kory) na piosenkę Andrzeja Rosiewicza w wykonaniu jednego z uczestników. Piosenka była o... Polsce i o tym, co w niej piękne. O ile muzycznie czy tekstowo można mieć do utworu pewne zastrzeżenia, nie jest to raczej jakieś wybitne dzieło, o tyle nie było tam nic, co mogłoby wywołać niemal alergiczną reakcję jurorów.

Czy niektórych przeraża samo słowo "Polska"?

yenn/Youtube, Fronda.pl