Kolejna nowoczesna porada "Wysokich Obcasów". Dziwne, że feministki nie biją na alarm o przedmiotowym traktowaniu kobiet. Związki poliamoryczne, a raczej Sodoma i Gomora.

- Funkcjonują po prostu jak stare, dobre małżeństwo – nawet lekko nudne - twierdzi w wywiadzie seksuolog Michał Pozdał.

- Przyszli we trójkę. Ona najzupełniej przeciętna. Oni też niczym się niewyróżniający, panowie po czterdziestce: nie nadmiernie wyuzdani. Powiedziałbym nawet – bardziej konserwatywni niż ludzie w przeciętnych relacjach miłosnych - opowiada

– Mężczyźni są heteroseksualni – kobieta jest więc kimś w rodzaju uczuciowo-seksualnego łącznika. Cała trójka miała wcześniej epizody ze swingowaniem i otwieraniem związków. Dlatego moim zdaniem było im łatwiej wejść w taki związek niż przeciętnym monogamicznym osobom. Ich historia jest dosyć banalna: kobieta z jednym z mężczyzn przez sześć lat tworzyła parę. Na wakacyjnym wyjeździe spotkali „tego trzeciego”. Ona się w nim zakochała i opowiedziała o tym „temu pierwszemu”. Była to silna, gwałtowna miłość. Jednocześnie nie była w stanie odejść od swojego pierwszego partnera. I to ona zaproponowała trójkąt. Mężczyźni się zgodzili. Byli mocno zauroczeni tą kobietą - czytamy

Dalej jest jeszcze bardziej przerażająco. Pytany, czy śpią w jednym łóżku, mówi:

- Każde z nich śpi oddzielnie w swojej sypialni, bo tak lubią. Pierwszy raz poszli ze sobą do łóżka wszyscy troje. Jeśli uprawiają seks, to w różnych miejscach albo w dużym łóżku. Dynamika seksualności wbrew pozorom wygląda u nich zupełnie podobnie jak w zwykłych relacjach. Jest czas, kiedy nie mają ochoty albo seks jest kiepski. Albo – na odwrót – fantastyczny. Czasami jest tak, że ktoś nie ma ochoty na seks, a potem ma – i trzeba się na bieżąco dogadać. Seksualna kołomyja jak w każdym związku. - stwierdza

Widać, jak przedmiotowe podejście ma owy seksuolog i dziennikarze "Wysokich Obcasów".

- W ich sytuacji mamy do czynienia ze swoistą dystrybucją dóbr seksualnych: kobieta zaspokaja jednego i drugiego mężczyznę. - mówi seksuolog

Jak dodaje, "w związku homoseksualnym cała trójka jest ze sobą bliżej związana, bo łączy ich też seks. Geje mają więc w tej relacji mniejszy problem ze zdefiniowaniem siebie niż ci heteroseksualni. Po prostu wszyscy darzą siebie miłością."

Zastanawia tylko, dlaczego tak "szczęśliwi" ludzie w "trójkątach" muszą korzystać z pomocy terapeuty... Czyżby jednak rzeczywistość nie była tak kolorowa, jak ją maluje dodatek do "Gazety Wyborczej"?

iaz/Wysokie Obcasy