Polskie Radio ujawniło list napisany przez Jana Rokitę do Bronisława Geremka w 1990 roku. Informował w nim o niszczeniu dokumentów komunistycznej bezpieki. List, jak się okazuje, ostatecznie trafił do… szefa bezpieki – Czesława Kiszczaka.

Oryginał udało się odnaleźć dziennikarzom Tomaszowi Krzyżakowi, Piotrowi Litce i Wiktorowi Świetlikowi po 28 latach, w archiwum Kiszczaka w Stanford. Rokita w rozmowie z Polskim Radiem stwierdza, że dokładnie pamięta nawet okoliczności, w jakich ów list pisał:

Byłem coraz bardziej zdesperowany, gdyż nie udawało mi się zatrzymać procederu niszczenia bezcennej dokumentacji MSW, pomimo że miałem bardzo mocne dowody, i poruszyłem sprawą „wszystkich świętych”, z premierem włącznie”.

Rokita w liście tym, który skierowany był do prof. Geremka, opisuje jak wygląda proceder niszczenia dokumentów w MSW przed likwidacją Służby Bezpieczeństwa. Cytuje świadków, podaje przykłady. Informuje też, że miało miejsce rozpalanie w lasach ognisk przez funkcjonariuszy MSW, gdzie potem okoliczni mieszkańcy znajdowali niedopalone resztki materiałów operacyjnych MSW.

Apeluje też o podjęcie próby przekonania rządu, że nie można pozostać bezczynnym w tej kwestii. Dodaje, że on sam nie chce, aby w przyszłości historycy mówili o nim jako tym, z którego winy materiały były niszczone.

List ten trafił ostatecznie do rąk Czesława Kiszczaka i potem do amerykańskiego Stanford w ramach tzw. „Kiszczak Papers”. Zobaczyć można go pod tym adresem.

 

Jan Rokita w rozmowie z Polskim Radiem przyznaje, że jest zaskoczony tym, że list trafił do Kiszczaka. Stwierdza, że najpewniej stało się to drogą oficjalną:

 

Jestem pewien, że Geremek, adresat mojego listu, pokazywał go premierowi Mazowieckiemu. Zresztą, takie były moje intencje, by postulat natychmiastowego przejęcia Biura C na Rakowieckiej dotarł do premiera. Pamiętałem bowiem swoją dziwną rozmowę telefoniczną z Mazowieckim na tematy poruszone w liście. Hipoteza pierwsza jest więc taka, że Mazowiecki po spotkaniu z Geremkiem poszedł z tym listem do Kiszczaka, żeby zapytać: co z tym robić dalej? I list pozostał w rękach szefa MSW”.

 

Przyznaje jednak, że nie może wykluczyć hipotezy, że w otoczeniu Geremka działał jakiś agent, który wykradł list i przekazał ludziom Kiszczaka.

dam/polskieradio24.pl,Fronda.pl