Jakie są twoje wrażenia po obejrzeniu filmu „Bitwa Warszawska 1920”?


- Uczucia mieszane. Jest w nim wiele pięknych obrazów, scen, które robią wrażenie, a z drugiej strony są tam rzeczy, które zostały pokazane w sposób zmieniający akcenty, aż na granicy wypaczania historii. Wielu elementów, które powinny się znaleźć w filmie, nie ma w nim miejsca.


Jak patrzysz na film chłodno, kilka dni po projekcj?


- Mimo urody wielu scen, dominuje rozczarowanie, że nie jest tym, czym chciałbym aby był.


Jest wynikiem politycznej poprawności, nie narażenia się Rosjanom, efektem polityki Jerzego Hofmana, aby nasi sąsiedzi za wschodniej granicy byli zadowoleni?


- Tak jak zrobił to w przypadku „Ogniem i mieczem”, gdzie hamował polski triumfalizm, tak teraz ta misja jest jeszcze wyraźniejsza. Chodzi może o to, żeby nie znalazł się ktoś, kto będzie chciał wykorzystać kino do rozbudzania poczucia narodowej dumy? Albo resentymentów antyrosyjskich? Elementów politycznej poprawności mamy wiele. Przyćmiewają główne pytanie, czyli dlaczego Polacy chcieli bronić Polski. W filmie nie znajduję na nie odpowiedzi.


To w takim razie o czym jest ten film?


- Są piękni ułani, szarże, sceny batalistyczne, trochę obyczajowości. Ale nie dostrzegam tam odpowiedzi dlaczego Polacy byli i są patriotami. Jest sporo o dezerterach i dekownikach, którzy nie mają ochoty bronić Polski. Takie postawy były, ale one nie były dominujące. To był wielki narodowy zryw w obronie wolności i niepodległości.


Twój dziadek odpowiedział wtedy w 1920 r. na to wołanie i poszedł się z nimi bić.


- Poszedł zostawiając żonę z sześciorgiem dzieci. Moja mama miała wtedy kilka tygodni, a on poszedł się bić. I tego w tym filmie nie ma, nie ma tej jednoznacznej postawy, jego motywów. Nie dowiedziałem się z filmu dlaczego tacy jak mój dziadek decydowali sie ginąć, by bronić wolnej Polski. Drugim kluczowym dla tej historri elementem, którego brak w filmie jest wielki triumf, radość z epokowego zwycięstwa. Mamy raczej zwolnienie, przygaszenie, spokojnie panowie, spokojnie, bez triumfalizmu.


Jak są pokazani bolszewicy wchodzący do Polski?


- Najazd bolszewickiej hordy z morderstwami, gwałtami, rabunkiem i zniszczeniami – nie jest moim zdaniem pokazany wystarczająco. Bolszewicka dzicz była straszna, o czym wiemy z historycznych wspomnień, listów, opowieści. To jest tu bardzo mocno złagodzone. Gwałt na Ukraince pokazany jest tak, że krasnoarmiejcy są niemal sympatyczni, proste, szczere chłopaki, tacy po prostu są.


Szkolna młodzież z tego filmu dowie się czegoś nowego?


- Częściowo tak. Dobrze, że są pokazane plany Lenina podboju Europy. Nie ma niestety tego, co jest istotą tego zwycięstwa. Polacy zwyciężyli przecież ogromną potęgę i ocalili nie tylko siebie, ale i Europę przed horrorem komunizmu. Nie czułem w filmie tej wielkiej radości zwycięstwa i dumy Polaków, jako wspólnoty zjednoczonej w chwili wielkiej próby i wielkiego triumfu.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski