Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że osoby deklarujące się jako niewierzące, nierzadko walczące z Kościołem Katolickim, starają się wypełnić pustkę życia bez Boga różnego rodzaju zabobonami. Idealnym przykładem jest prof. Magdalena Środa. 

W ubiegłym tygodniu pożegnaliśmy piosenkarkę Olgę Sipowicz, znaną nie tylko fanom polskiego rocka pod pseudonimem scenicznym "Kora". Artystka miała świecki pogrzeb, nie przyjęła sakramentu Namaszczenia Chorych, przez całe dorosłe życie była daleko od Kościoła Katolickiego. Po trudnych przeżyciach z dzieciństwa, postawa Kory wobec Kościoła i księży była wroga. Mimo to każda zmarła osoba potrzebuje modlitwy. O tym, jak bardzo duszy zmarłej po ciężkiej chorobie artystki może pomóc modlitwa, rozmawialiśmy niedawno z księżmi Pawłem Bortkiewiczem i Robertem Skrzypczakiem na łamach naszego portalu. 

Kora, jako osoba niewierząca, obracała się w środowisku ludzi o podobnych poglądach, tak dotyczących polityki, jak i religii. Jedną z przyjaciółek piosenkarki była prof. Magdalena Środa, słynąca ze swojej nienawiści do Kościoła Katolickiego. Po pogrzebie Olgi Sipowicz, prof. Środa napisała dość... ciekawy tekst na łamach tygodnika "Newsweek". Opisując ostatnią noc przyjaciółki, warszawska filozof i etyk udowodniła absurdalność ateizmu i pokazała... że nie ma czegoś takiego, jak "niewiara". Jest wyłącznie pustka, którą człowiek niejako w sposób naturalny czymś wypełnia. "Boginie nie umierają"- tak brzmi tytuł artykułu, w którym przyjaciółka wspomina zmarłą piosenkarkę i jej ostatnią noc. 

"Byłam na kilku jej kameralnych koncertach, widziałam jej metamorfozę, gdy z ciepłej, przyjaznej Koreńki stawała się ekscentrycznym, drapieżnym demonem, który czerpie energię z tłumu i im dłużej to robi, tym więcej go jest. Jak papież podczas swoich wielkich mszy. Lubiła zresztą tę metaforę i na spotkaniu z Olgą Tokarczuk w 2017 r. mówiła jak on: „Nie lękajcie się!”. Rzecz jasna nie chodziło jej o chrystianizację Polski, ale o stawianie oporu obecnej władzy"-napisała profesor. To jednak jeszcze nie koniec absurdów. Dalej było tylko lepiej.

W ostatnich dniach życia Kory Środa czuła, że przyjaciółka umiera. To jest akurat jak najbardziej zrozumiałe i naturalne i zrozumie to każdy, kto doświadczył śmierci bliskiej osoby, która zmagała się z chorobą nowotworową. W pewnym momencie po prostu widać już, jak chory gaśnie w oczach. Etyk wspomina, że kiedy poinformowała męża, że wybiera się do przyjaciółki, kierowana przeczuciem, że Kora odchodzi, małżonek odpowiedział: "To niemożliwe. Przecież boginie nie umierają". Jakkolwiek absurdalnie brzmi nazywanie jakiegokolwiek człowieka "bogiem" czy "boginią", widać w tym pewien przejaw... wiary w życie wieczne. W tej właśnie obietnicy pocieszenie znajdują katolicy w żałobie po śmierci bliskiej osoby. 

"Odchodziła w noc, w którą wszyscy na świecie gapili się w niebo na księżyc. Symbol kobiecych mocy. Długo się chował, znikł a potem spektakularnie odsłaniał. Rozpaliliśmy "szamańskie" ognisko, postawiliśmy na łące lunetę, choć i tak gołym okiem było lepiej widać tę przemianę. Opowiadaliśmy jej o niej, trzymając za ręce, głaszcząc, szepcząc. Nie było już kontaktu, ale musiała nas słyszeć. Boginie słyszą wszystko. I nie umierają"- wspomina Magdalena Środa na łamach "Newsweeka". 

"Nie potrzebowała „Boga” i jego urzędników, choć była osobą niezwykle duchową, otwartą na Transcendencję"- podkreśliła etyk w swoim artykule. 

To dość osobliwe pożegnanie, podkreślanie, że "Bóg"- nie, ale "szamańskie ogniska", "energia",  "Transcendencja" czy księżyc jako "symbol kobiecych mocy" to żywy dowód, że ateizm to pustka, która prowadzi na manowce. Zadziwiające jest to, że ci, którzy deklarują się jako ludzie niewierzący, niejednokrotnie twierdząc, że to, co głosi Kościół, to "zabobony", sami publicznie przyznają się do wiary w- może "nowoczesne" i "oświecone", ale jednak- gusła. Wszystko to jest smutne.

yenn/Newsweek, Fronda.pl