Tomasz Wandas, Fronda.pl: Prawo i Sprawiedliwość zaskoczyło wielu Polaków swoimi nowymi obietnicami, zawartymi w tak zwanej „piątce Kaczyńskiego”. Skąd będą na to pieniądze? 

Prof. Rafał Chwedoruk, politolog: Tak naprawdę pytanie jakie trzeba tu postawić, brzmi „jaki jest koszt tych pieniędzy”? Pieniądze mogą być pochodną wzrostu gospodarczego i w konsekwencji wzrostu wpływów budżetowych, a mogą być np. konsekwencją powiększania zadłużania państwa i jego „rolowania” coraz większym kosztem. Natomiast w przypadku tych kilku reform, które zostały dość dokładnie opisane, raczej nie jest to coś, co groziłoby finansom państwa. Moglibyśmy wyobrazić sobie długofalowy scenariusz załamywania się gospodarki światowej, europejskiej i w konsekwencji polskiej, wówczas każda złotówka mogłaby być niebezpieczna, ale na kryzys krótkoterminowy, który miałby się wkrótce zacząć raczej się nie zanosi. Biorąc pod uwagę doświadczenie polityki ostatnich dwudziestu pięciu lat, to jest zapowiedź hojna, ale nie należąca do tych, które były najbardziej szczodre w obietnicach. 

Czy rząd kupuje wyborców?

Każda demokracja polega na tym, że politycy obiecują realizację pewnych działań przekonując do tego jak największą liczbę wyborców. Tak jest wszędzie, choć oczywiście w różnych krajach granice odpowiedzialności za słowo wśród polityków są różnie postawione. 

To znaczy?

Różnie traktowane są programy partyjne, gdzie oddziela się deklaracje od programu rządzenia w niektórych państwach, stąd jest to zjawisko absolutnie normalne. Największa liczba, która robiła wrażenie w kampanii wyborczej, to była liczba przed wyborami europejskimi w 2009 roku, gdy bardzo mocno zwycięska Platforma Obywatelska podawała sumę liczoną w setkach miliardów, która wiązałaby się z korzystaniem ze środków europejskich. Pamiętajmy o tym, że mamy uproszczoną tendencję traktowania tego typu liczb w sensie bardzo dosłownym, że są to pieniądze, które będą wydawane w tym sensie jakim my je wydajemy, gdy stoimy przed ladą sklepu szukając natychmiast środków w swoim portfelu, a tymczasem jest to bardziej złożone, gdzie czynnik stricte ekonomiczny koreluje z czynnikiem społecznym, politycznym itd. 

Czy w tym świetle można mówić, że PiS pokonał opozycję na starcie? Czy zostawił ją w tyle?

Zestawienie takich obietnic już teraz pokazuje stawkę tych wyborów i to, że elekcja do Parlamentu Europejskiego będzie pełniła po pierwsze funkcję pozycjonującą przed elekcją do Parlamentu krajowego. Warto zwrócić uwagę, że dyskutujemy o czymś, co do Parlamentu Europejskiego w zasadzie się nie odnosi. 

Co ma Pan na myśli?

Dyskutujemy na dobrą sprawę o programie PiSu na jesień tego roku, co pokazuje przewrotność całej sytuacji. Jeśli chodzi o opozycję, to myślę, że ich głównym problemem nie jest hojna zapowiedź przekazania społeczeństwo nie małej ilości pieniędzy. 

To co jest?

Oba główne bloki mają różnego rodzaju problemy z elektoratami. Na przykład w przypadku PiSu wybory samorządowe ujawniły silną mobilizację elektoratu liberalnego i pokazały możliwość demobilizacji części wyborców, którzy popierają PiS. Natomiast, w przypadku opozycji, problem z reakcją na tego typu obietnice, i nie pierwszy już raz uwikłanie się w sprzeczności, wynika ze struktury elektoratu, tzn. istotna część Polaków, która nie jest większością, ale która jest bardzo duża i stawia się przy urnach, w zdecydowanej większości są to wyborcy myślący liberalnie. W części są oni oczywiście wyborcami wielkomiejskimi, w zdecydowanej większości są wyborcami, którzy głosują na główny podmiot liberalny w polskiej polityce, czyli w ostatnich latach z reguły na Platformę Obywatelską. Oni są tymi, którzy w olbrzymim procencie są niechętni np. programowi 500+. 

O czym świadczy skupienie się na tej części elektoratu przez opozycję?

Ograniczanie się do tego elektoratu skazuje opozycję na porażkę. Ponieważ jednak ci, którzy myślą egalitarnie, bądź ci, którzy są sytuacyjnie bardziej skłonni myśleć egalitarnie aniżeli realny trzon, jeśli stawią się przy urnach będą w większości. Warto dodać, że PSL ma elektorat podobny do elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, warto pamiętać także o tym, że PO w ciągu ostatnich kilkunastu lat bardzo rozszerzyła swój społeczny zasięg, to doskonale widać w przestrzeni, pojawiła się nawet na tych obszarach, które nie były zbyt zamożne, nawet wśród części dawnej wyborców socjalnych, jest też w koalicji SLD, które w swojej masie jest raczej partią prowincji, niż największych aglomeracji. Opozycja, jeśli chce wygrać musi mieć szansę albo na pozyskania chociaż części wyborców niezdecydowanych a więc bardziej socjalnych jeśli chodzi o spór ekonomiczny, albo przynajmniej nie być obiektem mobilizacji przeciwko sobie, wzdłuż osi „Polska liberalna” vs „Polska solidarna”. Mówiąc krótko nie może tworzyć szerokiego, społecznego obozu polski solidarnej, który bałby się powrotu np. do podwyższonego wieku emerytalnego. Stąd politycy opozycji muszą wysyłać jeden komunikat do swoich tradycyjnych, wielkomiejskich wyborców, których myślenie jest typowym myśleniem w kategoriach interesu ekonomicznego osób zamożnych, które nie chcą się w żaden sposób wikłać w redystrybucję i z drugiej strony wysyłać komunikat do tych, którzy się wahają, że ten obóz nie jest tak bardzo liberalny jak PiS go przedstawia opinii publicznej, że wcale nie chce likwidować 500+ a może nawet rozszerzyć, ewentualnie skorygować z korzyścią na kolejne grupy. Paradoksalnie, gdyby główny nurt opozycji wydał jednoznaczny komunikat idący w tę albo w drugą stronę z góry skazałby się na porażkę. Nie dałby sobie nawet szansy w rywalizacji z Prawem i Sprawiedliwością. Bardzo mocny komunikat siłą rzeczy izolowałby, zamykałby w wielkomiejskich enklawach a z kolei komunikat radykalnie prosocjalny pozwalałby zadać pytanie o wiarygodność takich zapowiedzi jednocześnie by też podważał zaufanie  ze strony najbardziej radykalnych wyborców na których paradoksalnie czycha inicjatywa Biedronia. 

Sławomir Neumann zapowiedział, że  Klub PO-KO  poprze projekty PiS, jeśli zostaną złożone w  Sejmie.  Poprze czy nie?

Myślę, że zadecydują o tym różnego rodzaju doraźne kwestie, plus badania wewnętrzne zamawiane przez polityków i ich kalkulacja. Na każdej z reakcji opozycja będzie trochę stratna w tej sytuacji. Natomiast myślę, że w tej chwili jest to chaos niemożliwy do uporządkowania. Opozycja nie ma w tej chwili poważnych instrumentów, które ujednoliciłyby w tej materii przekaz. Tylko ze względu na to, że pojawia się tam coraz więcej partii, ale też ze względu na to, że nie ma do końca lintersu w tym i że zapewne lepiej wydawać z siebie groteskowe komunikaty zaprzeczające sobie nawzajem, aniżeli stać się szermierzem jednej sprawy i zrazić duże grupy społeczne do siebie i moim zdaniem nic się w tej materii do wyborów nie zmieni, jest to chyba niezbyt udolne, ale „puszczanie oka” do różnego rodzaju segmentu wyborców. 

Dziękuję za rozmowę.