Prof. Magdalena Środa odkleiła się od rzeczywistości tak bardzo, że chyba już dawno wyszła z orbity okołoziemskiej i mentalnie dryfuje gdzieś w przestworzach Wszechświata. Dlaczego? Pani etyk dołącza do chóru obrońców prof. Jana Hartmana (bo lewicowi naukowcy muszą przecież trzymać sztamę), który został zmiażdżony walcem medialnej krytyki za propozycję dyskusji nad kazirodztwem.

„Gdybym miała ocenić, co jest gorsze - biskup, który latami seksualnie wykorzystywał i krzywdził bezbronnych chłopców, lubując się dodatkowo w oglądaniu pornografii dziecięcej, czy kazirodczy związek brata i siostry, którzy nie wiedząc o pokrewieństwie, urodzili i wychowali własne dzieci - powiedziałabym, że gorszy jest biskup pedofil” - wyznaje na łamach „Gazety Wyborczej” prof. Środa, dla której głównym kryterium zła jest krzywda ludzka, a nie łamanie tabu.

Etyczka dopatrzyła się także spisku w tym, że „afera kazirodcza” wybuchła dokładnie wtedy, gdy na komputerze Józefa Wesołowskiego znaleziono filmy z dziecięcą pornografią. Co ma jedno do drugiego? Zdaniem prof. Środy bardzo wiele, bo prawica specjalnie wywołała temat kazirodztwa, żeby przykryć aferę z byłym nuncjuszem apostolskim. Sęk w tym, że dyskusja nad zakazem kazirodztwa została wywołana nie przez posłów PiS i Kościół, tylko samego prof. Hartmana i jego niesłynny felieton na stronie „Polityki”. Co więcej, trudno zarzucić kościelnej hierarchii próby tuszowania sprawy Wesołowskiego, który przecież został bardzo szybko pozbawiony swojej funkcji i godności biskupiej, przebywa w areszcie domowym, gdzie oczekuje na wyniki watykańskiego postępowania przeciwko niemu. Argumentacja prof. Środy nie trzyma się zatem..., hm, wiadomo czego.

Publicystka „Gazety Wyborczej” porównuje „kazirodczą aferę” z kłótnią o ideologię gender, która miała wybuchnąć akurat wtedy, gdy w mediach pojawiło się wiele informacji o księżach pedofilach. I znowu – kościelni hierarchowie mieli wziąć „gendera” jako przykrywkę dla swych niecnych występków. Środa pisze, że to Kościół stworzył „Frankensteina genderystę”, ale dziś jego potencjał stracił na impecie, więc powstał nowy twór, równie przerażający - „zagrożenie kazirodztwem, czyli Frankenstein II”.

To zastanawiające, że prof. Środa na równi stawia gender i kazirodztwo, pewnie nawet nie całkiem świadomie dając prawicy kolejny argument do tego, żeby z lewacką ideologią tym mocniej walczyć. Bo jeśli ten gender ma być wyłącznie nauką na temat niestandardowych związków, to już zestawienie takiej „nauki” w jednym szeregu z kazirodztwem, każe się poważnie zastanowić, czy nie tak właśnie będzie wyglądało w praktyce „wykorzenianie” stereotypowych ról w rodzinie.

Wydaje się, że tu już wcale nie chodzi o „zwykłe” podejmowanie dyskusji na temat kazirodztwa czy „referowanie” debaty, jaka na ten temat toczy się na Zachodzie. Nie chodzi też o tabu, jako takie, bo przecież już sam fakt, że od kilkunastu dni dyskutujemy w mediach na temat propozycji prof. Jana Hartmana czy też wypowiedzi prof. Małgorzaty Fuszary dowodzi, że kazirodztwo wcale nie jest takim znowu tabu. Postępowym naukowcom nie chodzi jednak o samo rozmawianie, jak mniemam, bo przecież to już robimy, ale właśnie o „wykorzenianie” społecznego ostracyzmu, z jakim spotykają się w Polsce „niestandardowe” związki, brata i siostry czy dwóch mężczyzn i kobiety (nie będę wymieniać wszystkich, bo konfiguracji może być naprawdę wiele).

Nie chodzi zatem o łamane tabu, ale o łamanie poczucia moralności i umiejętności dokonywania rozróżnienia pomiędzy dobrem a złem. Rozmawiajmy więcej o tych wszystkich „niestandardowych” związkach, aż ciemni Polacy osłuchają się z tym, przyzwyczają i nie będą widzieli nic zdrożnego w poligamicznych „związkach”, które wychowują dzieci. Dlatego właśnie tak bardzo niebezpieczna jest „dyskusja” na temat kazirodztwa w formie proponowanej przez prof. Hartmana, prof. Środę czy prof. Fuszarę. Pojedyncze przypadki skandalicznych zachowań wśród kleru (nota bene, coraz sprawniej rozwiązywane przez kościelną hierarchię) naprawdę mają niewiele wspólnego z tym, o czym chcą debatować lewicowi naukowcy.  

Marta Brzezińska-Waleszczyk