Dlaczego napisał pan piosenkę „Honor i Gniew” o roku 1920?


- Ta ballada jest hołdem oddanym mojemu dziadkowi, śp. Teofilowi Makowieckiemu, legioniście Komendanta Piłsudskiego. To był hardy, polski ułan. Po włączeniu Ziemi Dobrzyńskiej do III Rzeszy odmówił podpisania volkslisty. Wysiedlony wraz z całą rodziną, został ciężko pobity przez eskortujących ich niemieckich strażników i zmarł w czasie transportu. Mój ojciec, Stanisław (wtedy 12-letni chłopiec) uciekł z obozu przejściowego; dzięki temu przeżył. Całkowity sierota - wrócił do kraju dopiero w 1947r., w mundurze formacji gen. Maczka.  Po jego domu nie został kamień na kamieniu (Niemcy zbudowali w tym miejscu lotnisko wojskowe). Dlatego też nie mam żadnych pamiątek rodzinnych, obrazów, albumów... Jedno, jedyne zdjęcie dziadka Teofila (chyba z 1920r.) ocalało cudem u dalszej rodziny. Kiedy więc postanowiłem wydać płytę pt. „PATRIOTYZM” (kontynuacja krążka „Katyń 1940”) z premierowymi balladami o Wolności i Prawdzie – ta bezcenna dla mnie fotografia w całkiem naturalny sposób znalazł się na jej okładce... 


Dlaczego tak mało osób śpiewa piosenki o zwycięskiej wojnie z bolszewikami?


- Po pierwsze – młodzi niewiele o niej wiedzą. Dopiero teraz powstaje film o tzw. „Cudzie nad Wisłą”, który uratował nie tylko Polskę, ale i Europę przed zalewem „czerwonej zarazy”. A przecież to było zwycięstwo na miarę Victorii Wiedeńskiej!


Po drugie – trzeba mieć do tego odpowiednią wrażliwość. Inaczej łatwo popaść w tani sentymentalizm i banał. A mainstreamowe media chcą zabawy, nie „martyrologii”... I nie dopuszczają nawet myśli, że dobrze zrealizowany patriotyczny przekaz może im podnieść tzw. „słupki oglądalności” (vide – szwedzki „Sabaton”; szkoda tylko, że sympatyczni Skandynawowie równie ochoczo śpiewają o Bitwie pod Wizną, jak i o dzielnych pancerniakach z Afrika Korps)..


 I po trzecie – trzeba umieć trafić z tym przekazem do młodego pokolenia. Jacek Kaczmarski jest dla dzisiejszej młodzieży zbyt patetyczny, zbyt ascetyczny aranżacyjnie, no i za trudny w odbiorze. Wychowane na wzorcach MTV i hollywoodzkich produkcjach nastolatki maja swoje preferencje muzyczne.


Cóż, edukacja historyczna nie może być nudna. Nawet nie powinna... 


P ana piosenki o tej treści są jednak popularne w internecie.


 - Ballada „Katyń 1940” zrobiła w sieci furorę. Prosta opowieść o żołnierzu piszącym swój ostatni list zawładnął wyobraźnią internautów. Setki tysięcy wejść, kilkadziesiąt coverów na You Tubie, emocjonalne wpisy „twardzieli”, których ta historia rozkleiła i totalnie rozłożyła na obie łopatki – to robi wrażenie. Młodzi masowo robią do niej własne teledyski, wykorzystując  film Wajdy, Katyński Marsz Cieni, archiwalia... A ich własne wykonania tej piosenki oscylują w ekspresji od poezji śpiewanej po progresywnego rocka...


Czyli zadziałało...


Trudno o większą satysfakcję dla twórcy. 


- Dlaczego młodzież polubiła pana piosenki, które wymagają przecież myślenia i refleksji?


- Nie wiem. Chyba znalazłem jakiś wytrych do ich serc. Czasami na koncert do teatru przychodzą przemieszane klasy gimnazjalistów i licealistów; trudno o bardziej rozbrykaną i krnąbrną publiczność. Wrzeszczą, szarpią się, głośno się śmieją... Pani dyrektor przez kilka minut nie może opanować sali...


A po pierwszym utworze już są moi, widzę, jak ich to wciąga... Recital kończy się, a oni chcą jeszcze, jest owacja na stojąco, są bisy...


Młodzież nie jest zła, trzeba im tylko dać właściwe wzorce do naśladowania...


Czytałem pamiętniki jednego z polityków (z 1938r.), narzekającego na bezideowe, młode pokolenie... Kilka lat później ci sami chłopcy walczyli na barykadach Warszawy...


Tylko trzeba tę młodzież dobrze ją ukierunkować, wskazać ideały.


 

- Żeby nie szła po najmniejszej linii oporu, ale służyła Polsce, dla własnego zresztą dobra. Edukacja, myślenie propaństwowe, wyzbycie się wszechogarniającego egoizmu  i wygodnictwa – to zwróci się stukrotnie w niedalekiej być może przyszłości, gdy nadejdzie czas próby...


Historia lubi się powtarzać, jej znajomość daje nam możliwość przewidywania nadchodzących zagrożeń. Niestety – historię ruguje się ze szkół. To dla mnie zadziwiające, bo wielu czołowych polityków w naszym kraju – to historycy właśnie...


Gdyby rządzący zechcieli przekazywać młodym tę polską wrażliwość, ideały, wartości dzięki którym  przetrwaliśmy i odżyliśmy jako Naród, byłoby wspaniale. Niestety nie jest tak, to tylko moje marzenia....


 Nazwał pan swoją płytę „Patriotyzm”; to nie jest popularne słowo, idzie pan ostro pod prąd.


- Dziennikarze pytają mnie co to znaczy być patriotą czasu pokoju? Dywagują, że może to jest płacenie podatków, dbanie o ekologię, tolerancja dla innych nacji, wyznań, orientacji?... Cóż, to wszystko, o czym wspomniałem wymusza na nas prawo. Podatki i tak trzeba płacić - pod groźbą sankcji i kar; nawet gdy nie do końca zgadzamy się z ich wydawaniem...


Kiedy nie trzeba umierać na barykadach –  głównym naszym patriotycznym obowiązkiem jest po prostu mieć dzieci (co nie jest takie oczywiste dla rozleniwionych, goniących za sukcesem i konsumpcją obywateli). A jak się już je posiada – mieć dla nich czas i starać się wychować je na DOBRYCH, MĄDRYCH, UCZCIWYCH  LUDZI. Wtedy mamy ciągłość pokoleń i tradycji. To jest dla mnie optymalna definicja aktualnego patriotyzmu.


Każda wojna niszczyła nasze elity. System faszystowski i komunistyczny skundlił nasz naród do reszty. Brakuje ludzi z zasadami. Eks-„kombatanci” i „pseudo-patrioci” rozmieniają się na drobne, króluje egoizm i cwaniactwo, omijane są uniwersalne zasady Dekalogu... Obśmiewa się zawołanie „Boga, Honor i Ojczyznę” nie dając nic w zamian. To jest równia pochyła... Po nas choćby potop?


W dwudziestoleciu międzywojennym Marszałek Piłsudski skleił z trzech zaborów jeden wspaniały Naród. Twórcy III  Rzeczpospolitej – w podobnym czasie – skutecznie podzielili Polaków...


 Co jest treścią piosenek ostatniej płyty?


 - Generalnie – tematyka Wolności i Prawdy; tłumy na Krakowskim Przedmieściu po tragedii smoleńskiej uzmysłowiły mi, że jest jeszcze komu śpiewać. Dlatego pisane i chowane przez całe lata do szuflady piosenki ujrzały wreszcie światło dzienne. Proponuję słuchaczom podróż w przeszłość, staram się uwrażliwić ich na ideały naszych przodków. Przecież jesteśmy spadkobiercami odważnych, mądrych i szlachetnych ludzi, mieszkamy w dużym kraju środkowo-wschodniej Europy... Wbrew temu, co się o nas mówi – na tle innych państw sąsiednich byliśmy zawsze gościnni, przyjaźni i tolerancyjni. Przypominam więc nasze chwile chwały („Ostatni Zayazd”), ostrzegam przed zagrożeniami („Wołyń 1943”), podpowiadam kierunki działań („Szachy”), komentuję czasy współczesne („Patriotyzm”, „Requiem Smoleńskie”). Przy okazji próbuję ponownie wprowadzić pod strzechy poezję Mickiewicza  („Gęby za lud krzyczące” – tego wiersza nie polubią nigdy żadni rządzący)....


I nie tracę nadziei...


 Wierzy pan, że Polska się zmieni, będzie jeszcze taka o jakiej pan śpiewa?


-  Staram się pobudzić sumienia i ... myślenie... Nie można iść wciąż z ogłupiałym  stadem, zakładając, że jakoś to będzie. Cały świat (w tym Polska) żyje dziś na kredyt. Pytam, jaki kraj zostawimy osobom nam najbliższym, tzn. naszym dzieciom, wnukom? Czy los, jaki zgotuje im nasza niefrasobliwość zmusi ich kiedyś do masowej emigracji zarobkowej? Ale przecież nie znajdzie się w całej Europie 38 milionów zmywaków do obsadzenia...


A może obserwowana z „pozycji strusia” matriksowa  rzeczywistość zaskoczy nas kolejną hekatombę wojenną, jak zwykle straszniejszą niż wszelkie wcześniejsze konflikty zbrojne? Zajęci swoimi nabrzmiałymi problemami (terroryzm, imigranci, napięcia religijne, kryzysy ekonomiczne etc.) dzisiejsi „sojusznicy” przyglądać się będą obojętnie naszej kaźni... Z bezpiecznej odległości... 


Najlepsi z nas znowu zginą, niektórzy uciekną na Bora-Bora lub pójdą na kolaborację z wrogiem... A znakomita większość zapadnie w letarg, czekając na Wodza Na Białym Koniu, który ich kiedyś wyswobodzi...


A przecież wciąż jeszcze trzymamy w rękach swój „złoty róg”... 


Rozmawiał Jarosław Wróblewski