Marta Brzezińska: W tegorocznych wyborach padła rekordowa liczba nieważnych głosów. Czy to znaczy, że Polacy nie mają na kogo zagłosować? Czy to pewien wyraz buntu wobec scementowanej sceny politycznej? 

 

Ks. Dariusz Kowalczyk SJ*: By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by mieć informację, z jakiego powodu aż tyle głosów było nieważnych. Część głosów mogła zostać sfałszowanych (np. przez dostawienie drugiego krzyżyka), niektórzy mogli oddać głosy nieważne z powodu własnej niewiedzy, ale byli zapewne też tacy, którzy z pełną świadomością oddali głosy nieważne. Ta ostatnia możliwość to też jest jakiś wybór, z którym można się nie zgadzać, ale który trzeba uszanować. Wypływa on prawdopodobnie z rozczarowania całą sceną polityczną, od prawa do lewa, i w tym sensie jest to wyraz buntu. Taka postawa może też być pośrednio krytyką mediów, które zamiast dostarczać merytorycznej, rzeczowej informacji, wolą organizować różne polityczne show, w dodatku manipulując emocjonalnie odbiorcą pod określoną tezę. W takiej sytuacji wyborca może dojść do wniosku, że stworzony przez media galimatias nie pozwala mu na racjonalne oddanie głosu, gdyż nie ma wystarczającej wiedzy o rzeczywistym stanie państwa.

 

A co na to Kościół, jeśli nieważny głos oddaje katolik?

 

W różnego rodzaju dokumentach, w tym w papieskich przemówieniach, znajdujemy zachęty, by katolicy angażowali się świadomie w życie społeczno-polityczne. Jednak jeśli ktoś oddaje nieważny głos, bo tak dyktuje mu sumienie, to trudno czynić z tego zarzut. Tym niemniej można kogoś takiego próbować przekonać, że lepszym rozwiązaniem jest oddanie ważnego głosu na ugrupowanie, które wydaje się najbliższe jego poglądom.

 

Czy obowiązkiem katolika jest zawsze i bezwzględnie udział w wyborach? Nawet jeśli nie ma na kogo zagłosować?

 

Obowiązkiem katolika jest podjąć próbę zorientowania się w politycznej sytuacji, aby być zdolnym do w miarę racjonalnego oddania głosu. Jeśli jednak ktoś nie zadał sobie trudu, by wyrobić sobie jakieś pojęcie o programach poszczególnych partii i kandydatach, to postąpi uczciwie nie idąc na wybory. Może się zdarzyć, że ktoś w sumieniu dojdzie po rozeznaniu do wniosku, iż nie ma na kogo zagłosować. Wówczas powinien oddać głos nieważny. Sądzę jednak, że w ostatnich wyborach katolik miał na kogo zgłosować i powinien pójść na wybory oddając ważny głos, zdając sobie sprawę, że tym samym zmniejsza procent głosów takich partii jak Ruch Palikota i SLD.

 

Co w sytuacji, kiedy katolik głosując musi pokierować się zasadą mniejszego zła? Jest jakby zmuszony do wyboru partii, która nie do końca reprezentuje jego konserwatywne poglądy, ale nie ma innej alternatywy? 

 

Nie należy w polityce szukać partii, która w pełni odpowiada moim poglądom i np. poczuciu estetyki. Demokratyczne, partyjne systemy są nierozłączne z pewnym dyskomfortem wynikającym z konieczności kompromisów, czy też wybierania mniejszego zła. W nauczaniu Kościoła mówi się o prawie niedoskonałym. Na przykład polityk katolik powinien głosować na ustawę, która ogranicza aborcję, nawet gdy w pewnych przypadkach ją dopuszcza, jeśli każda alternatywa jest jeszcze gorsza. W minionych wyborach katolicy mieli duży wybór. Szkoda, że wielu praktykujących katolików nie poszło na wybory, przez co pomogli czemuś tak horrendalnemu jak Ruch Palikota zdobyć 10 procent.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska

 

*Ks. Dariusz Kowalczyk - ur. 1963, jezuita, doktor teologii dogmatycznej, były prowincjał jezuitów, od 2010 r. wykładowca Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Stały felietonista miesięcznika „W drodze" oraz tygodnika „Idziemy". Opublikował m.in.: Personalità in Dio (1999), Bóg w piekle (2001), Między dogmatem a herezją (2003), Różne oblicza Ducha (2005). Współautor podręcznika: Dogmatyka. Traktat o sakramentach (2007). Mieszka w Rzymie.