Nie ma dnia, w którym niemiecka prasa nie rozpisywałaby się o antydemokratycznym kursie Polski, zwykle łączonej dla publicystycznego kolorytu z Węgrami. Co kilka dni czytamy o mordującym demokrację Kaczyńskim na łamach takich tytułów jak "Frankfurter Allgemeine Zeitung", "Zeit", "Spiegel", "Süddeutsche Zeitung". Gdy milkną one, robotę przejmują gazety lokalne. Tak, jak robi to dziś "Augsburger Allgemeine", rozchodząca się w niemałym, ponad 100-tysięcznym nakładzie.

Według autora artykułu w tej gazecie Polsce i Węgrom demokracja po prostu... nie odpowiada. Dla nowego polskiego rządu oraz dla Fideszu "konserwatywna ideologia jest ważniejsza od wolności". Zdaniem "AA" PiS łamie fundamentalną zasadę zachodniej demokracji, w której żadna polityczna instancja - czy to partia, czy to jakiś urząd - nie jest poza kontrolą. Usuwając Trybunał Konstytucyjny PiS ma stawiać jednak kontrolowany przez siebie Sejm poza wszelką kontrolą właśnie.
Dla dziennikarza "AA" jest "niemal niewiarygodne", że zarówno Jarosław Kaczyński jak i Wiktor Orban bardzo często w swojej karierze politycznej powoływali się na ideę wolności. Teraz tymczasem tę wolność mają gwałcić - Orban przecież, podobnie jak w Polsce PiS, również dokonał gruntownej reformy postkomunistycznego Trybunału.
"AA" twierdzi, że ani Orban, ani Kaczyński nie chcą pojąć, że wolność oznacza zawsze wolność dla tych, którzy myślą inaczej. Autor powołuje się tu na słowa... komunistki Róży Luksemburg (sic!), związanej tak z niemieckim, jak i z polskim ruchem socjalistycznym.
W artykule czytamy dalej, że Orban na Węgrzech buduje system autorytarny i kieruje się w stronę systemu, który w Rosji ucieleśnia Władimir Putin. Tego samego należy oczekiwać jakoby także w Polsce.

Naczelny argument? Oczywiście: Polska i Węgry nie chcą przyjmować imigrantów, którzy trafili do Niemiec. Jak zwykkle więc okazuje się, że za niemiecką nagonką na Warszawę i Budapeszt stoi to samo: chęć uniezależnienai własnej polityki od Berlina, niezgoda na berliński dyktat. Dodatkowo Niemcy całkowicie nie rozumieją, że czy to polski, czy węgierski Trybunał Konstytucyjny jest instytucją całkowicie odmienną od tego, który znają z reszty państw zachodnich. Zapomina się o ponurym dziedzictwie komunistycznym, niczym rak toczącym większość instytucji w naszym kraju. Rak ten będzie niszczył Polskę tak długo, dopóki się go po prostu nie wytnie. Tym właśnie zajmuje się w Polsce Jarosław Kaczyński, tym zajmował się na Węgrzech Wiktor Orban.

Dla Niemców oznacza to jednak utratę wpływów. A tego, oczywiście, Berlin zaakceptować nie chce.

wbw