Ta bulwersująca sprawa została nagłośniona przez niemiecki dziennik „Suedeutsche Zeitung”. Chodzi o sytuację, której początki sięgają okresu niedługo po zakończeniu II wojny światowej. W RFN wtedy na zadziwiająco dużą skalę wzrastała liczba zarówno chłopców jak i dziewcząt niedożywionych albo z nadwagą. Dzieci te rzekomo kierowano do sanatoriów i domów opieki, gdzie miały być one poddawane kuracjom. To co się tam natomiast działo, przechodzi najśmielsze wyobrażenia, a w ośrodkach tych pracował personel szkolony jeszcze w czasach niemieckiego nazizmu.

SZ” dotarł do informacji, z których wynika, że do tych ośrodków trafiały nawet dzieci dwuletnie, a wszystkie one były maltretowane i niekiedy nawet poddawane regularnym torturom. Jak szacują dziennikarze do ośrodków uzdrowiskowych trafiło od ośmiu do dwunastu milionów dzieci.

- Anja Roehl z organizacji reprezentującej ofiary tego dramatu wyjaśnia, że wreszcie nadszedł czas, w którym należy zażądać wyjaśnień – czytamy na portalu niezalezna.pl.

- „Miliony dzieci w wieku od dwóch do czternastu lat, były w wielu miejscach poddawane przez sześć do dwunastu tygodni czarnej pedagogice, której personel często uczył się w czasach nazizmu: kary, pozbawianie snu, poniżanie, obnażanie, przykuwanie do łóżka, a także bicie, głód i pragnienie należały do repertuaru wychowawczego” – pisze niemiecki dziennik.

Jak się okazuje, skala zwyrodnienie personelu oraz całości funkcjonowania tego zjawiska była przerażająca.

- „Wysyłano tam nawet dwulatki, które wracały do domów z ciężkimi urazami” – pisze „SZ”.

Dziennik podkreśla też, że sprawa wyjaśniania tych patologi społecznych jest bardzo rozwojowa.

Anja Roehl prowadzi także stronę w internecie verschickungsheime.de, na której publikowane są świadectwa ofiar tego funkcjonującego już po II wojnie światowej zbrodniczego wobec dzieci systemu.

Można tam przeczytać na przykład historię 9-letniej dziewczynki, która przyjechała do „uzdrowiska” w roku 1968. 

- „W swojej walizeczce miała małą pluszową sowę i książkę o Mozarcie. Gdy tylko przeszła przez żelazną bramę wraz z około 16 innymi dziewczynkami i znalazła się na tzw. placu apelowym, wszystko zostało jej odebrane. Walizki zostały opróżnione, a ich zawartość ułożona w stosy. Na jednym stosie były pluszaki, na drugim książki, a na trzecim obcięte włosy (obcinano je dzieciom po przyjeździe)” - czytamy.

Te tragiczne historie Anja Roehl opisuje także w książce „Das Elend der Verschickungskinder - Kindererholungsheime als Orte der Gewalt” (Nieszczęście rozsyłanych dzieci - domy wypoczynkowe dla dzieci, jako miejsca przemocy), która została wydana w styczniu 2021 roku.


mp/pap/niezalezna.pl