Książka, którą odkryły feministki z „Feminoteki”, rzeczywiście robi wrażenie. Kydryński (nie wikłając się już w to, co jest w niej fikcją literacką, a co prawdą) mocno opisuje własne marzenia. „Prawdę mówiąc od pierwszej mojej wyprawy do północnej Afryki mam pewną słabość do małych Arabek. «Czarodziejki» - powiedział o nich Adam rano przy promie, kiedy dziewczynka może dwunastoletnia, z figlarnie opartą na biodrze ręką patrzyła na niego z żarem, przed którym nie ma ucieczki. To dobre słowo, czarodziejki. W Dajr al-Madinie odnalazłem wśród oblepiających mnie dzieci takie śliczne małe zwierzątka. Miałem w portfelu kilka banknotów. Może trzy funty. W hotelu dwudziestopięciofuntówki. Je uszczęśliwia funt, nawet dwadzieścia pięć piastrów. Przychodziły mi do głowy myśli występne, że za dwudziestkę mógłbym taką pachnącą miodem, śniadą dziewczynkę wziąć do swojego hotelu i pieścić przez wiele godzin. Świństwo, ale potworną miałem na to wówczas ochotę” – pisze Kydryński.

A w innym miejscu przekonuje, że prostytucja dla Afrykanek jest naturalna. „Zawsze uważałem, że w pragnieniu białych mężczyzn, by posiąść czarne kobiety, jest pewna prawidłowość. Nie wydaje mi się jednak, by chodziło tu o tak lubiany przez seksuologów, jak i historyków motyw dominacji. Widzę tę siłę raczej jako atawizm. Jako sublimację żądzy spółkowania ze zwierzętami. Tak czuł to również znakomity francuski artysta Jean Paul Goude. Jego Murzynki na fotografiach komputerowych, to były klacze, to były zamknięte w klatkach drapieżniki. Czarne dziewczyny w Afryce są prawie zawsze dzikie. Jest to wynik wychowania w społeczeństwie zbudowanym na męskim przywódcy stada. Tak żyją lwy i goryle, tak żyją plemiona Czarnej Afryki. Ich dziewczęta mają wpisaną genetycznie nieufność. Są płochliwe jak małe antylopy, choć urodę dziedziczą po wielkich kotach. Nie nadają się do oswojenia. Mówią innym językiem nawet wtedy, kiedy używają tych samych co my słów. Najczęściej jednak nie mówią w obecności mężczyzn. Łaszą się. Albo polują, jak lwice. Takim polowaniem jest afrykańska prostytucja. Seks dla większości Afrykanek to jedyna radość życia. Używają go w sposób równie naturalny i spontaniczny jak zwierzęta. Jeśli nie pracują i nie kochają się - nuda je zabija. Często więc łączą te zajęcia. Ich prostytucja nie jest konsekwentna. Biorą pieniądze wtedy, kiedy ich potrzebują. Czasem proszą jedynie o śniadanie. Częstokroć proszą tylko o to, by je wziąć. A są nie do wyobrażenia piękne. Nie sądzę, by znalazł się zdrowy mężczyzna, który umie oprzeć się ich urokowi. Nie jest to bowiem wdzięk ludzki, do którego przywykliśmy, ale zwierzęcy. Te dziewczyny proszą, by je pokryć” – przekonywał Kydryński.

I choć trudno nie dostrzec w tej książce marzeń pedofilskich, jak i przekonania, że prostytucja (przynajmniej w Afryce) jest OK., to również obecnie sam Kydryński nie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. A nie poczuwa się, bowiem jego zdaniem autor tamtej książki już nie żyje. „Zastąpił go mężczyzna w średnim wieku, starszy o blisko dwie dekady, z żoną której wówczas jeszcze nie znał, z dwójką dokazujących synów. Także dlatego systematycznie odmawiałem wznowienia tej książki, choć wielokrotnie mnie o nie proszono w wielu wydawnictwach. Od lat była już dla mnie słowami zupełnie kogoś innego” – podkreśla w specjalnym oświadczeniu Kydryński.

Dalej wyjaśnia, że książka jest zbiorem impresji, że nie była wznawiana, i że gdy opublikowano ją po raz pierwszy nikt nie zwrócił uwagi na powyższe fragmenty. Na koniec zaś przychodzi czas na przeprosiny. Ale nie w swoim imieniu, tylko w imieniu „tamtego dwudziestopięcioletniego człowieka”. „Jeśli ktoś z Państwa poczuł się osobiście dotknięty, oburzony, wstrząśnięty moją - najwyraźniej nazbyt obrazową opowieścią spisaną przed siedemnastu laty i od piętnastu nieobecną w księgarniach - przepraszam. W imieniu tamtego, dwudziestoparoletniego człowieka, którego prawie już dziś nie pamiętam” – napisał Kydryński.

I to właśnie te przeprosiny pokazują, że Kydryński nic nie zrozumiał, że jest wciąż chłopaczkiem, który nie rozumie, że jego decyzje i czyny idą za nim. Nawet wtedy, gdy uważa, że popełnił je jakiś inny człowiek.

TPT/Feminoteka.pl/www.kydrynski.com

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »