Dzień po katastrofie Tu-154 pan Janusz jechał z żoną trzypasmową ul. Bora-Komorowskiego w Krakowie. W radiu usłuszeli jak marszałek Bronisław Kimorowski ogłasza minutę ciszy dla uczczenia pamięci ofiar katastrofy.


- Samochody zaczęły zjeżdżać na bok. Stwierdziliśmy z żoną, że też chcemy okazać solidarność z ofiarami i ich rodzinami. Jechałem lewą stroną, zatrzymałem się. Nie było żadnego zjazdu w pobliżu, nie było zresztą czasu na jego szukanie – relacjonuje pan Janusz.


Chwilę później podjechał do niego inny kierowca, z pretensjami, że zatrzymuje on auto w niedozwolonym miejscu. - Odpowiedziałem, że jest minuta ciszy, że nie blokuję jezdni, bo są jeszcze dwa pasy. Odburknął, że powinienem postawić trójkąt ostrzegawczy. Przecież zanim bym go wyciągnął, ta minuta już dawno by minęła – wspomina pan Janusz.


Dwa dni później pan Janusz dostał wezwanie do komisariatu policji. Policjant wręczył mu 300-złotowy mandat i ukarał sześcioma punktami karnymi za spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym.


- Kierowca jadący za samochodem, który nagle się zatrzymał, musiał zahamować i gwałtownie zmienić pas. Podobnie zachowali się pozostali kierowcy. Zagrożenie było realne, stąd zamiast pouczenia – mandat – tłumaczy Katarzyna Padło z małopolskiej policji.


- Gdyby ten kierowca włączył światła awaryjne, też nie postąpiłby prawidłowo, bo samochód nie uległ żadnej awarii. To samo z trójkątem ostrzegawczym - nie było podstaw, żeby go stawiać – komentuje z kolei Marek Dworak, dyrektor Małopolskiego Ośrodka Ruchu Drogowego, który przyznaje, że nie ma praktyki postępowania w podobnych sytuacjach:


- Kierowca musi oszacować, czy spowoduje zagrożenie. Być może, gdyby ten mężczyzna odwołał się od mandatu do sądu, ten uwzględniłby fakt, że stopień szkodliwości społecznej był niewielki - Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości, mówi jak powienien zachować się kierowca w czasie minuty ciszy.


eMBe/Wyborcza.pl