Rok temu na tym portalu Stefan Sękowski napisał, na podstawie biografii Mercurego, znakomity tekst o konsekwencjach AIDS wśród homoseksualistów.  „Lider zespołu Queen nie był do końca gejem. Tak naprawdę podniecał go każdy, kto się ruszał i nie uciekał na drzewo, bez względu na płeć i wiek. Miał licznych kochanków i liczne kochanki, z niektórymi angażował się w kilkuletnie związki, jednocześnie nie rezygnując z przypadkowych kontaktów seksualnych z męskimi prostytutkami. […] Imprezy organizowane przez muzyków Queen podczas tras koncertowych przeszły do legendy jako kwintesencja rock’and’rollowego życia. Goście mieli zawsze pod dostatkiem prochów i alkoholu, jako kelnerki usługiwały dziewczyny bez stanika, lub też z kolei w staniku, ale bez majtek, chętnym usługiwali seksualnie chłopcy i karły. Po pewnym czasie genialnego muzyka znudziły ostre zabawy i coraz częściej bez werwy oddawał się naćpanym, męskim prostytutkom.” –pisał Sękowski. Każdy kto czytał biografie Freddiego Mercury, wie jak wyglądały imprezy w jego domu, które śmiało można porównać do opisów zaczerpniętych z de Sade’a. Można je również obejrzeć w teledysku „Living on my own”.  „Nawet gdyby przyszło mi umrzeć jutro, nic mnie to nie obchodzi. Spróbowałem wszystkiego”- mawiał muzyk. Okazało się jednak, że przed śmiercią już go „to” obchodziło. Tak samo jak „to” obchodzi wielu innych gejów, którzy zmierzają się z problemem HIV. Mimo propagandy wirus ten wciąż jest większym problemem wśród homoseksualistów niż „heteryków”.


Gejowska organizacja „The Terrence Higins Trust” (THT) przedstawiła w zeszłym roku badania pokazujące, że na londyńskiej „gejowskiej scenie” jeden na siedmiu homoseksualistów jest nosicielem wirusa HIV. 10 lat temu w Londynie nowych przypadków zarażenia tym wirusem  było 299. W 2007 roku było ich 710. Organizacja AVERT alarmuje, że w środowisku homoseksualnym dochodzi do 38 procent wszystkich przypadków zakażenia HIV-em mimo, że homoseksualiści stanowią niewielki procent populacji. W książce „Radości seksu gejowskiego” jej autorzy otwarcie przyznają, że akty homoseksualne są bardzo niebezpieczne dla podejmujących je osób. „Seks to przyprawa, która dodaje życiu smaku. Jak wiele dobrych rzeczy, bywa jednak niezdrowy. Jeśli nie żyjesz w celibacie, możesz złapać którąś z chorób przenoszonych drogą płciową (…) Trudno byłoby znaleźć seksualnie aktywnego geja, który nigdy nie miał problemu zdrowotnego tego rodzaju” – podkreślają gejowscy autorzy Charles Silverstein i Felice Picano. „W ulotkach rozprowadzanych przez amerykańskie Gay and Lesbian Medical Association sprawa jest zaś ujęta jeszcze bardziej wprost: każdy homoseksualista powinien porozmawiać ze swoim lekarzem o: HIV/AIDS (…) depresji, chorobach wirusowych, chorobach wenerycznych, raku odbytu, a także tendencjach samobójczych. Każda z tych chorób grozi bowiem homoseksualistom i to w stopniu nieporównywalnie większym niż to ma miejsce w przypadku heteroseksualistów” - pisze Tomasz Terlikowski w swojej pracy „Homoseksualista w kościele”.  Czyste dane nie robią jednak takiego wrażenia jak opisy męki osób umierających na AIDS. Jim Hutton, który zmarł w zeszłym roku, opisał w książce „Freddie Mercury i ja” ostatnie chwile lidera Queen. W zestawieniu z libertyńskimi opisami wyuzdanego seksu, który był codziennością obu panów, największe wrażenie robi relacja z ostatnich chwil wielkiego muzyka.


Mercury kilka tygodni przed śmiercią

 

„Freddie obudził się ponownie około szóstej rano i wyszeptał cicho to, co miało być jego ostatnim słowem w życiu „siusiu”. Chciał, żeby go ktoś zaprowadził do ubikacji. Był niesłychanie słaby. Musiałem go nieść. Kiedy kładłem go z powrotem do łóżka, usłyszałem ogłuszający trzask. Brzmiało to tak jakby jedna z kości pękła jak sucha gałąź. Freddie zawył i dostał konwulsji” - pisze kochanek autora utworu „Too much love will kill you”. Zawsze, gdy oglądam kultowy koncert Queenu na Wembley i widzę wysportowanego faceta, który przez dwie godziny daje show wszechczasów, przypomina mi się ten fragment. Powinien on być wydrukowany na ulotkach rozdawanym przez walczących z AIDS fanów Queen. Lektura książki Huttona (niestety dostępnej już tylko w antykwariatach) powinna być przestrogą dla wszystkich, którzy nie widzą żadnych zagrożeń płynących z  uświęconej wolności seksualnej. Oczywiście nie każdy gej skończy jak Freddie Mercury. Takie uogólnienie byłoby krzywdzące dla wielu homoseksualistów. Natomiast nie można zapominać, że geje są bardziej narażeni na los lidera Queen, który został unicestwiony przez własny styl życia i z „boga muzyki”, który prezentował na scenie genialny i zapierający dech w piersiach teatr, stał się sikającym pod siebie wrakiem człowieka.

 

Łukasz Adamski