Portal Fronda.pl: Coraz większe oburzenie wśród tzw. tradycyjnych katolików budzą nowe formy ewangelizacji, jak np. modlitwa uwielbienia z tańcem. Ostatnio zgorszenie wywołały incjatywy łódzkiej odnowy w Duchu Świętym, która w czasie Triduum Paschalnego zorganizowała estradowe performance czy krakowski „Taniec dla Jezusa”. Czy w uwielbianiu Pana Boga tańcem może być coś zdrożnego?

Ks. Sławomir Płusa: Sposoby uwielbiania Pana Boga w modlitwie mogą być bardzo różne, co wiąże się z zaangażowaniem ciała w modlitwę. Niecodzienną modlitwą jest leżenie krzyżem - prostracja, ale jest to normalna modlitwa. Pokłon czołem do ziemi przed Bogiem też jest formą modlitwy. Kiedy angażujemy ciało w modlitwę, jest ona pełniejsza, bo angażujemy nie tylko myśli i usta, ale angażuje się cały człowiek. Taniec dla Boga jest czymś normalnym. Szczególnie w kulturach nieeuropejskich, np. afrykańskich taniec uważany jest za coś naturalnego. Pojawia się on np. w czasie procesji wejścia. W Starym Testamencie czytamy, jak Dawid tańczy dla Boga poprzedzając procesję przed Arką Przymierza. Jednak już wtedy spotkało się to z krytyką. Żona Dawida Mikal stwierdziła z dezaprobatą, że król nie powinien tańczyć, bo przez to staje się jak każdy inny człowiek. Kiedy do naszej diecezji przyjechały siostry zakonne pochodzenia afrykańskiego i wykonały taniec w czasie Mszy św. ludzie byli zgorszeni, bo jak można tańczyć na Mszy św.?! Tymczasem dla nich jest to język, którym się wypowiadają. W różnych środowiskach te same formy pobożności mogą budzić wzruszenie albo opór. Będziemy się więc zderzać z pewnymi standradami kulturowymi, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do tzw. niestandardowych form modlitwy. Performance według mnie jak najbardziej wpisuje się w "godny" sposób uwielbiania Boga. Nie należy stawiać granic, jeżeli ktoś chce uwielbić Boga. Jedyne moje zastrzeżenie mogłoby dotyczyć sposobów uwielbiania Boga w czasie liturgii. Trzeba je wprowadzać bardzo ostrożnie, żeby nie przesłonić samej istoty jej sprawowania, zgodnie z przepisami jakie na ten temat obowiązują. 

No właśnie, gdzie należy postawić granice? 

Trudno wyznaczyć granice, można przyjąć punkty odniesienia. Po pierwsze trzeba mieć na uwadze, aby liturgia nie była zaburzona, by żadna forma uwielbienia nie zasłaniała jej zasadniczego wyrazu czyli Ofiary Mszy św. Należy też mieć na uwadze, by formy modlitwy były dostosowane do tego, co w danym miejscu ludzie są w stanie przyjąć i zrozumieć, by było to rzeczywiście wprowadzanie ludzi w misterium Boga. W małych grupach można sobie pozwolić na więcej, bo łatwiej ludzi przygotować na pewne modyfikacje. W dużych grupach trzeba zachować większą ostrożność, trzeba to robić ewolucujnie, a nie rewolucyjnie.Są takie momenty w liturgii gdzie występuje uwielbienie Boga, zazwyczaj ma to miejsce po Komunii świętej. I wtedy można zdobyć się na coś więcej niż tylko na jakąś jedną standardową pieśń uwielbienia. 

Zwolenników starej liturgii chyba nic nie przekona... 

Rozumiem opory  tych osób, bo liturgia trydencka miała swoją głęboką symbolikę, chociaż wielu jej nie rozumiało. Jednak temu służyła reforma Soboru Watykańskiego II, by udział w liturgii uczynić bardziej aktywnym, by całego człowieka włączyć w jej przeżywanie. Uczestnictwo na Mszy św. ma być czynne. Ta zasada towarzyszy nam teraz – nie tylko pobożnie stoję i przyglądam się jak ksiądz wykonuje pewne czynności, tylko świadomie się włączam. Czyli np. wznoszę ręce,  chociaż nie jest to gest powszechnie używany. Życie przeszłością nie ubogaca teraźniejszości.  Kto kwestionuje zalecenia Soboru Watykańskiego II, odcina się od bogactwa, które Duch Święty chce ofiarować Kościołowi dziś.

Dlaczego właściwie modlitwa uwielbienia jest tak ważna? 

Uwielbienie jest dziękczynieniem Bogu za dzieło zbawienia. Jest także najpięknieszym przejawem rozmowy z Bogiem, jest stawianiem siebie w postawie wdzięczności, jest bezinteresownym aktem miłości, a o to chodzi w dialogu z Bogiem. To On ukochal nas bezinteresownie, dlatego że jestesmy Jego dziećmi, a uwiebiając Go, my odpowiadamy tym samym. Nie tylko proszę, nie tylko przepraszam, ale także uwielbiam. Wtedy jestem najbardziej sobą w relacji z Bogiem. Jak mówił św. Ignacy, wszystko w naszym życiu powinno dokonywać się na większą chwałę Bożą. To jest pewna zasada życia chrześcijańskiego że wszystko co robimy, powinno być uwielbieniem Boga, szukaniem Jego obecności w każdym obszarze życia i uwielbianiem tej obecności. Z przykrością obserwuję, że w praktyce duszpasterskiej ta praktyka jest zaniedbywana. Np. w czasie Komunii świętej często jest śpiewana jest pieśń, która  w ogóle nie pasuje na tę okoliczność albo nie jest śpiewana żadna pieśń. Uwielbienie w ciszy także jest ważne, ale jest niekompletnym uwielbieniem, bo czymś zupełnie innym jest sytuacja, gdy cały kościół uwielbia Boga, raduje się. 

[koniec_strony]

Członkowie grup charyzmatycznych dzielą się doświadczeniem różnych cudów, dokonujących się właśnie w czasie modlitwy uwielbienia. Na czym polega moc takiej modlitwy? 

Kiedy wielbimy Pana Boga, Jego Serce zostaje poruszone tym uwielbieniem i odpowiada na nie. Kiedy Piotr i Jan wracają od arcykapłanów, by opowiedzieć co się działo po dokonaniu cudu, wspólnota podejmuje modlitwę uwielbienia Boga. Odpowiedzią Boga jest nowa Pięćdziesiątnica, nowe wylanie Ducha Świętego - „tak, że całe miejsce zadrżało”. Widzimy więc jak bardzo intensywny jest to dialog, dlatego można zaryzykować stwiedzenie, że modlitwa uwielbienia najbardziej porusza serce Boga, bo jest aktem miłości. Modląc się w ten sposób naśladujemy Jezusa, który uwielbił swego Ojca. Najwyższą formą uwielbienia jest ofiara Mszy świętej. My się włączamy w uwielbienie Jezusa. Od siebie mogę powiedzieć, że w modlitwie uwielbienia przeżywam odnowienie duchowe, odświeżenie, regenerację, odpoczynek. Także odpowiedź Pana Boga jest bardzo bogata - i dla poszczególnych osób, i dla całych wspólnot.

Uwielbieniu we wspólnocie towarzyszą różne charyzmaty i nadzwyczajne znaki, jak np. spoczynek w Duchu Świętym. Jak Ksiądz ocenia takie zjawiska? Czy działanie Ducha Świętego może gorszyć? 

Nieznane budzi opór. Na początku sam byłem zakłopotany, gdy przyglądałem się modlitwie charyzmatycznej – bardzo intensywnej, która przekraczała moje standardy rozumowania. Czułem się niepewnie. Dlatego z perspektywy duszapsterskiej mogę powiedzieć, że ważne jest też to, aby przygotowywać ludzi na różnego rodzaju działania Ducha Świętego towarzyszące modlitwie uwielbienia. Tych jednak nie da się przewidzieć. Wobec radyklanych coraz powszechniejszych odejścia od wiary, Pan Bóg także objawia intensywne działanie w życiu niektórych osób. Jeżeli chodzi o samo zjawisko spoczynku w Duchu Świętym, trzeba wiedzieć, że oprócz autentycznych doświadczeń spoczynku, śmiechu czy płaczu w Duchu Świętym, możliwe jest także działanie ze strony Złego, który będzie przeszkadzał w przyjęciu łaski. Bywa i tak, że ktoś bardzo chce czegoś takiego doświadczyć, bo widzi że inni to przeżywają i sam imituje spoczynek w Duchu Świętym. 

Czy dar języków może być w podobny sposób imitowany?

Może, chociaż przeprowadzono badania z których wynika, że bardzo łatwo odróżnić modlitwę w językach od bełkotu który jest imitajcją modlitwy w językach. To są zupełnie inne frazy. Ciekawy jest tu kontekst neurologiczny – mianowicie modlitwa porusza pewne stałe obszary w mózgu. Przy modlitwie w językach wytwarzają się te same fale neurologiczne, co przy każdej innej modlitwie, natomiast przy imitacji modlitwy w językach tego rodzaju zjawisko nie występowało. Modlitwa w językach to inny rodzaj uwielbienia, kiedy już nie kontrolujemy naszej świadomości w czasie modlitwy, tylko poddajemy się natchnieniu Ducha Świętego – tak przynajmnej opisuje to św. Paweł w I liście do Koryntian. Taka modlitwa prowadzi przede wszystkim do większej wolności, bo sercem i duchem jednoczymy się z Bogiem.

Wracając do nowczesnych form modlitwy uwielbienia - czy według Księdza łączenie modlitwy z ciężkimi rockowymi brzmieniami, jak robi to np. 2 Tm 2, 3 przynosi dobry czy raczej zły efekt ewangelizacyjny?

Oceniając taki przekaz zwracamy uwagę głównie na spójność treści i formy. Słuchając 2 Tm 2,3 można mieć niekiedy wrażenie, że coś się "rozłazi". Bardzo ciężki rock do niektórych ludzi w ogóle nie dotrze - psalmy i ciężka muzyka rockowa to będzie to dla nich zgrzyt. Ale kiedyś sam grałem taką muzykę, więc rozumiem, że są etapy w życiu, kiedy różne rodzaje muzyki oddziaływują na człowieka. Jeżeli człowiek emocjonalnie reaguje na określony rodzaj muzyki, ta forma może się spotkać z określoną treścią, co dla ludzi, którzy są na zupełnie innym etapie życia będzie nie do pogodzenia. Dla wielu młodych ludzi nie będzie problemem to, że ktoś będzie rapował czy śpiewał hip hop, bo widzi w tym przekazanie pewnego osobistego doświadczenia, świadectwa życia. Trzeba to zrozumieć i uszanować. Oczywiście mówię o sytuacjach poza liturgią Mszy św., bo liturgia ma swoją muzykę. 

Rozm. Emilia Drożdż