Podczas gdy świat skupia się na kryzysach w Wenezueli czy na Kubie, dramat Nikaragui zdaje się pozostawać w cieniu. Tymczasem, jak podkreśla Pinell, od 2018 roku kraj znajduje się pod represyjną dyktaturą Daniela Ortegi, która kosztowała życie co najmniej 350 osób i wypędziła z ojczyzny ponad 600 tysięcy obywateli. Dla państwa liczącego zaledwie 6 milionów mieszkańców to dramatyczna liczba. Większość uchodźców znalazła schronienie w Kostaryce, częściowo również w USA i Europie.

Daniel Ortega sięgnął po znany sobie mechanizm represji z lat 80. – brutalny aparat wywiadowczy i paramilitarne bojówki, które pod osłoną nocy i bez oznaczeń dokonywały zbrojnych napaści na demonstrantów. Co istotne, armia oficjalnie nie brała udziału w tych działaniach – odpowiedzialność spoczywała na grupach uznanych przez organizacje międzynarodowe za „parapolicyjne” lub „paramilitarne”.

Jednak to nie tylko brutalna siła pozwoliła Ortedze utrzymać władzę. W ciągu ostatnich kilkunastu lat zawłaszczył on wszystkie instytucje państwowe, w tym sądownictwo. Wybory fałszowano, a opozycja została zduszona. Reżim miał też układ z sektorem prywatnym i potajemnie inwigilował Kościół katolicki. Dodatkowo korzystał z pomocy służb specjalnych Kuby – słynnego G2 – oraz z pieniędzy z korupcyjnych układów z Wenezuelą.

Jak czytamy, Ortega mocno związał się z Rosją i Chinami. Jego syn, Laureano Ortega Murillo, odpowiada za relacje dyplomatyczne z tymi krajami i forsuje projekt kanału międzyoceanicznego, który miałby konkurować z Kanałem Panamskim. Choć projekt wydaje się nieopłacalny, jego celem może być geopolityczne wzmocnienie Nikaragui — i jej patronów.

Wewnętrznie reżim stosuje metody propagandowe rodem z Wenezueli. Codzienne przemówienia do narodu — w stylu „Aló Presidente” Hugo Chaveza — prowadzi żona Ortegi, Rosario Murillo, która przejęła całkowitą kontrolę nad przekazem medialnym.

Choć w latach 80. Kościół w Nikaragui pozostawał neutralny, w 2018 roku odegrał kluczową rolę jako mediator między protestującymi studentami a rządem. Ortega wykorzystał jednak to zaufanie, by zyskać na czasie i rozprawić się z opozycją z jeszcze większą brutalnością. Kiedy duchowni zorientowali się, że zostali zmanipulowani, rozpoczęli otwartą krytykę władzy.

Najbardziej znane ofiary to biskupi Silvio Báez i Rolando Álvarez – dziś na emigracji. Jednak represje dotknęły szerokiego grona duchownych – ponad 150 księży zmuszono do opuszczenia kraju. Reżim skonfiskował również własność kościelną, w tym prestiżowy uniwersytet jezuicki w Managui.

Zdaniem Pinella, reżim Ortegi czuje się bezkarny. Nie musi się tłumaczyć przed nikim wewnątrz kraju, a sankcje zewnętrzne — czy to ze strony USA, czy UE — nie robią na nim wrażenia. Wspierany przez sojusz z Rosją, Chinami, Kubą i Wenezuelą, traktuje Nikaraguę jak własne lenno.

Zmiana wydaje się niemal niemożliwa. Reżim ma monopol na przemoc i bezwzględnie ją wykorzystuje. – „W Nikaragui już sam udział w proteści oznacza ryzyko utraty życia” – podsumowuje Pinell.