Z historii

To, od czego chciałbym zacząć, zostało świetnie powiedziane w "Tygodniku Powszechnym" z 13 lipca 1997, w niedługim artykule Józefa Majewskiego Życie jak liturgia. Słowo "kapłan", które wydaje się oficjalnym odpowiednikiem potocznego "ksiądz", nie jest nazwą biblijną określającą tych, którzy w Kościele spełniają posługę pierwotnie pełnioną na polecenie samego Jezusa przez Apostołów. Nazwa "kapłan" stosuje się w Nowym Testamencie jedynie do samego Jezusa Chrystusa (w Liście do Hebrajczyków) i do wszystkich Jego wyznawców (w Pierwszym Liście św. Piotra i w Apokalipsie św. Jana).

Autor Listu do Hebrajczyków stanął po upadku Jerozolimy w roku 70, zniszczeniu świątyni żydowskiej, braku arcykapłana i zaprzestaniu składania Bogu codziennych ofiar wobec rozpaczy i żalu nawet ze strony tych Żydów, którzy już byli wyznawcami Jezusa jako Mesjasza i Zbawiciela. I tłumaczył im, że prawdziwy kult Boży zmienił się, ale nie ustał. Że to, co znaczyła świątynia i ofiary, trwa nadal, właśnie dzięki Chrystusowi. To On jest jedynym najwyższym Kapłanem według nowego, choć zapowiedzianego przez Boga "porządku", mianowicie według "porządku" Melchizedeka. Kapłaństwo Jezusowe jest nawet wyższe i doskonalsze od kapłaństwa żydowskiego, Aaronowego, tak jak Melchizedek - kapłan Boga Najwyższego - był doskonalszy od Abrahama, który mu złożył dziesięcinę i którego Melchizedek błogosławił. Lewi, ojciec tego pokolenia izraelskiego, które stać się miało pokoleniem kapłanów i sług świątyni, uznawał już w ten sposób wyższość kapłaństwa Melchizedeka, będąc jeszcze "w lędźwiach" Abrahama (Hbr 7, 10). Jednym z konkretnych przejawów tej wyższości jest trwałość kapłaństwa Chrystusa. Ponieważ żyje On po swoim zmartwychwstaniu, zasiadając po prawicy Bożego Majestatu w niebie, dlatego nie potrzebuje i nie może mieć następców jako Arcykapłan. Swą arcykapłańską funkcję spełnia nadal, z nieba, mocą swego Ducha. Niebo nie znaczy dla Niego żadnego oddalenia od ziemi: "Jestem z wami przez wszystkie dni..." (Mt 28, 20). Zapamiętajmy to. Jest to istotnie ważne dla rozumienia posługi spełnianej przez księży, "kapłanów" Nowego Przymierza.

Jak kapłaństwo Chrystusowe tak i Jego ofiara jest najdoskonalsza. Jest doskonalsza od ofiar składanych Bogu w zniszczonej przez Rzymian świątyni jerozolimskiej - tłumaczy swym czytelnikom autor Listu do Hebrajczyków. Tamte ofiary były jedynie cieniem i zapowiedzią ofiary złożonej przez Jezusa. Ofiarą Jezusową było Jego życie oddane Bogu Ojcu na krzyżu za ludzkie grzechy. To była prawdziwa, nieskończenie doskonała i nieskończenie skuteczna ofiara: złożona z własnej krwi, usprawiedliwiająca rzeczywiście wszystkich ludzi - grzeszników. Dlatego była i nie mogła nie być ofiarą złożoną raz jeden, ofiarą jedyną.

Nie płaczcie zatem - zdaje się mówić autor Listu do Hebrajczyków chrześcijanom pochodzącym z Izraela. Nie płaczcie za zburzoną świątynią, kapłanami i ofiarami… Naszą świątynią, prawdziwą i ostateczną, jest niebo, w którym zamieszkuje Bóg, do którego wszedł Jezus - Arcykapłan Nowego Przymierza (a już nie arcykapłan z rodu Aarona, który raz do roku wchodził do miejsca "świętego świętych" w świątyni jerozolimskiej), i to wszedł z krwią własną, a nie z symbolizującą ją krwią zwierząt złożonych w ofierze.

Jezus jest człowiekiem i Bogiem. Jest Synem Bożym, którego Ojciec posłał na świat, Słowem, które stało się ciałem, jest objawieniem Ojca, jest "Panem i Mesjaszem"… W porównaniu do tych określeń nazywanie Go Arcykapłanem jest jakby drugoplanowe i przygodne…

Kapłanami nazywani są w Nowym Testamencie wszyscy wyznawcy Jezusa. "Wy jesteście - tak mówi św. Piotr do współwyznawców, cytując słowa Księgi Wyjścia i zawarcia pierwszego Przymierza - wy jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła" (1 P 2, 9). "Światło" to w Nowym Testamencie Jezus i wiara w Niego. Apokalipsa nazywa wyznawców Chrystusa wprost kapłanami: Chrystus uczynił nas "królestwem - kapłanami Bogu i Ojcu swojemu" (1, 6).

 

Kapłanami nazywa się tu zatem wszystkich ochrzczonych, wyznawców Jezusa, bez rozróżniania świeckich i duchownych. Określenie "kapłaństwo" czy "kapłani" znaczyć zaś miało nie tylko możność czy powołanie do składania Bogu kultu na mocy zawartego przez Boga Przymierza z całym, wybranym przez Niego Ludem, ale oddawanie Bogu kultu w Jezusie: tak jak On i wraz z Nim.

Tych, których my dzisiaj nazywamy kapłanami, Nowy Testament określa dwoma słowami: prezbiter, to znaczy starszy, i biskup (greckie episkopos), to znaczy dozorujący, strzegący czegoś. W dodatku obie te nazwy używane są także zamiennie, co znaczy, że za czasów apostolskich nie było jeszcze istotnego rozróżnienia biskupów i prezbiterów. Sami apostołowie stanowili grono najwyższych, odpowiedzialnych pasterzy Kościoła. Poza prezbiterami i biskupami Nowy Testament mówi jeszcze o posłudze diakonów. Mieli oni we wspólnotach wyznawców Jezusa dopomagać biskupom czy prezbiterom.

Jest sprawą bardzo trudną, jeśli nie wręcz niemożliwą, odtworzyć ten proces, który miał miejsce w końcu pierwszego wieku, a w rezultacie którego kolegium biskupów weszło na miejsce kolegium apostołów. Wiadomo jednak z listów św. Ignacego Antiocheńskiego, że z początkiem wieku II w każdym z Kościołów chrześcijańskich, tzn. w każdej wspólnocie chrześcijan w danym miejscu, był tylko jeden odpowiedzialny za ten Kościół biskup, otoczony gronem prezbiterów i diakonów. Przy czym, choć każdy z biskupów odpowiedzialny jest za swój Kościół, to wraz z innymi biskupami odpowiedzialny jest, jak apostołowie, za Kościół na całym świecie.

Chyba jeszcze trudniejszą sprawą niż następstwo kolegium biskupów po kolegium apostołów jest proces rozwarstwienia się chrześcijan na świeckich i duchownych. Nie chodzi o to, żeby nie miało być między nimi różnicy. Jest ona dobrze widoczna już w pismach Nowego Testamentu. Apostołowie powierzają niektóre spełniane przez siebie funkcje siedmiu mężom, cieszącym się dobrą sławą, pełnym Ducha i mądrości, na których modląc się wkładali ręce (por. Dz 6, 3. 6). Barnaba i Paweł w czasie swojej apostolskiej podróży w każdym Kościele, a więc w każdej wspólnocie tworzonej przez tych, którzy uwierzyli, wśród modlitw i postów ustanawiali starszych (por. Dz 14, 23). Specyficzne funkcje spełniane w Kościołach przez prezbiterów i biskupów nie różnicowały jednak społecznie tych pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Prezbiterzy (dodajmy: i diakoni) mimo spełnianych przez siebie we wspólnotach funkcji byli, jak wszyscy inni chrześcijanie, "braćmi" i "świętymi".

W średniowieczu, ale już i w starożytności, po edykcie mediolańskim cesarza Konstantyna, a więc po "upaństwowieniu" chrześcijaństwa, duchowni i świeccy chrześcijanie stają się odrębnymi społecznymi stanami. Związane jest z tym określanie biskupów i prezbiterów jako kapłanów. Jest to jakby przejęcie nazwy ze Starego Testamentu, w którym obok nazywania całego Ludu Bożego kapłańskim, odnoszono nazwę kapłaństwa czy kapłanów do członków rodu Aarona, z pokolenia Lewiego, którzy na zasadzie przynależności do tego rodu pełnili w świątyni funkcje składających ofiary. Ostre początkowo przeciwstawienie między chrześcijaństwem a Izraelem, między kultem chrześcijańskim a kultem świątynnym, które nie pozwalało między innymi na używanie określenia "kapłan", do tego stopnia straciło na znaczeniu, że używanie tego terminu nie mogło już zagrażać rozumieniu tożsamości chrześcijaństwa. Do tego trzeba by zapewne dodać, że biskupi i prezbiterzy zajęli w społeczeństwie cesarstwa rzymskiego miejsce zwolnione przez kapłanów pogańskich. Nic więc dziwnego, że niejako odziedziczyli również ich określenie.

Związane z nim było, o czym wspomnieliśmy, postępujące rozróżnienie stanu duchownego i stanu świeckiego (trzeba by tu raczej mówić o stanach świeckich) w społeczności średniowiecznej. Początkowo wspólnoty chrześcijańskie stanowiły jakby wyspy wśród morza pogaństwa. Gdy chrześcijaństwo zyskało status religii panującej, oazami życia chrześcijańskiego uważanego za doskonałe stały się klasztory. Ogół chrześcijan pozostający w "świecie" prowadził, według powszechnego mniemania, życie mniej doskonałe. Przemiany społeczne i kulturowe miały doprowadzić w czasach nowożytnych do wtopienia się czy przekształcenia owych świeckich chrześcijan w społeczeństwa, w których wyznanie religijne, a także wiara czy niewiara przestały być decydującym wyróżnieniem. O Kościele utożsamianym z duchowieństwem nawet chrześcijanie mówili (i często jeszcze mówią) w trzeciej osobie.

Nie można tu pominąć Soboru Trydenckiego. Reformacja chciała przeciwstawić się klerykalizacji Kościoła i zapoznawaniu kapłaństwa całego Ludu Bożego. Było to dążenie w zasadzie słuszne. Wyrażało się ono jednak w negowaniu specyficznej roli pełnionej w Kościele przez kapłanów, tj. przez biskupów i prezbiterów, a tym samym w negowaniu woli Chrystusa, by istniał w Kościele sakrament święceń.

 

Sobór Trydencki, broniąc chrześcijańskiej tradycji i wiary, wyznaje zarówno pochodzenie sakramentu święceń od Jezusa Chrystusa, jak i istotne zróżnicowanie w Kościele między tymi, którzy przyjęli sakrament święceń, a ogółem wiernych. Sobór głosi także różnicę między biskupami a prezbiterami, choć poprzestaje na wymienieniu tych funkcji, jakie w Kościele zachodnim spełniać mogą biskupi, a nie prezbiterzy. Nie określa natomiast, na czym w istocie polega ta różnica. Czy biskupi posiadają większą władzę na mocy samych święceń biskupich, czy też święceniami równi prezbiterom posiadają jedynie większe od nich uprawnienia, czyli większą jurysdykcję? Różnica między biskupami, następcami apostołów, a prezbiterami należy jednak do całości wiary chrześcijańskiej, a zatem wyraża wolę Bożą. Tyle też stwierdza Sobór Trydencki.

Dlaczego Sobór Trydencki nie określa bliżej, jaki charakter ma różnica między biskupami a prezbiterami? U podłoża tego przemilczenia leży ówczesna teologia kapłaństwa. Kapłaństwo redukowano do władzy składania ofiar Bogu, tak właśnie jak to było w kulcie Mojżeszowym i w religiach pogańskich. W chrześcijaństwie sprowadzano kapłaństwo do władzy sprawowania Eucharystii, jedynej ofiary Nowego Testamentu. Ale tę właśnie władzę posiadają już prezbiterzy. Jeżeli tak, to biskupi mieliby jedynie większe uprawnienia, a sakra biskupia (tak nazywano do niedawna biskupie święcenia) nie byłaby sakramentem. Nie mogąc rozstrzygnąć tej sprawy i nie stojąc zresztą przed taką koniecznością, Sobór Trydencki poprzestał, jak powiedzieliśmy, na stwierdzeniu wyższości biskupów w stosunku do prezbiterów.

Podobnie postępuje Sobór Trydencki, wymieniając w innym miejscu swego Dekretu o Sakramencie Święceń stopnie święceń. Wymieniając je zgodnie z istniejącą w Kościele łacińskim praktyką, a nie chcąc wypowiadać się na temat natury władzy biskupiej, określa najwyższy stopień święceń, a zatem sakramentu, mianem "kapłaństwa" (sacerdotium). Nie "prezbiteratu" i "biskupstwa", lecz "kapłaństwa". Określenie wprawdzie nie biblijne, mogące jednak odnosić się bądź to tylko do prezbiteratu, bądź też do prezbiteratu i episkopatu jako dwóch różnych stopni święceń. Nie rozstrzygając, jakiej natury jest wyższość biskupów w stosunku do prezbiterów (księży), ojcowie Soboru dawali mimo woli wyraz swemu przekonaniu, że sprawa kapłaństwa nie jest w Kościele dostatecznie wyjaśniona.

W naszym stuleciu ma miejsce proces odwrotny czy, ściślej mówiąc, powrotny. Jego elementy czy etapy można by dość dokładnie określić. Na niektóre zwrócimy zresztą jeszcze uwagę. W każdym razie powraca rozumienie Kościoła jako jednej wspólnoty czy komunii, którą tworzą i świeccy wierni, i duchowni, i zakonnicy, jako bracia i siostry. Powraca wiara, że na skutek chrztu i bierzmowania wszyscy wyznawcy Chrystusa tworzą jeden prorocki i kapłański Lud Boży. Wszyscy uczestniczą w jednym kapłaństwie Jezusa Chrystusa, które to uczestnictwo nazywa się kapłaństwem wspólnym. Powraca przekonanie o rzeczywiście służebnej roli biskupa, prezbiterów i diakonów, przekonanie, które obce jest klerykalizmowi, a co więcej, łączy się z powrotem ze wspomnianymi określeniami biskupa i prezbitera -pozostawiając jakby na uboczu określenie "kapłan".

 

Arcykapłan żywy

W centrum owej drogi powrotnej znajduje się patrzenie w wierze na Jezusa Chrystusa jako na uwielbionego Pana. Równoległość powrotu do widzenia Kościoła jako wspólnoty i Jezusa jako uwielbionego Pana jest uderzająca. Jezus Chrystus nie jest ongiś żyjącym założycielem Kościoła, powierzonego później apostołom i biskupom jako Jego następcom. Chrystus zmartwychwstały jest żywy, zasiada po prawicy Ojca i w każdej chwili prowadzi swój Kościół jako Pan i Głowa. Choć jest niewidzialny, nie jest przecież nieobecny. Działa mocą swojego Ducha, Ducha Świętego, poprzez posługi, sakramenty i charyzmaty. Posługi - to różne funkcje w Kościele, z trwałymi funkcjami biskupa, prezbitera i diakona na czele. Sakramenty - to siedem dobrze nam znanych znaków spotkania z Chrystusem. Charyzmaty - to powołania, uzdolnienia czy dary udzielane przez Ducha Chrystusowego wszystkim, komu chce On ich udzielić, mające służyć innym, przede wszystkim wspólnocie Kościoła. Biskupi nie są następcami Chrystusa. Są oni jego zastępcami, znakiem jego aktualnej obecności i działania w Kościele. To samo zresztą trzeba powiedzieć o wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób spełniają w Kościele wolę Jezusa. Sam Chrystus "za pośrednictwem Kościoła chrzci, naucza, rządzi, rozwiązuje, związuje, składa ofiarę" - uprzytamniał jeszcze Pius XII w encyklice o Mistycznym Ciele Jezusa Chrystusa (57).

Trudno oprzeć się przekonaniu, że wraz z powrotem do żywej wiary w uwielbionego (a to znaczy także i działającego) Pana, arcykapłana Nowego Przymierza, Kościół odnajduje sam siebie jako braterską wspólnotę: "jeden jest wasz nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście" (Mt 23, 8). Wszystko zresztą, o czym tu mówię, ma z jednej strony swoje korzenie w Piśmie Świętym, z drugiej - swoją interpretację w dokumentach Soboru Watykańskiego II. I Pismo Święte, i dokumenty Soborowe można by tu obficie cytować.

O kapłaństwie samego Jezusa Chrystusa mówiliśmy już, komentując List do Hebrajczyków, jedyne pismo Nowego Testamentu, które mówi o Jezusie jako o kapłanie czy arcykapłanie. Przy czym Jego kapłaństwo pochodziło ze specjalnego powołania przez Boga. Jezus nie był bowiem kapłanem według zasad Prawa Mojżeszowego. Nie należał do pokolenia Lewiego, do rodu Aarona. Należał do rodu Dawida, pokolenia Judy. Według Ewangelii ludzie patrzący na Jezusa uważali Go natomiast za proroka: za kogoś, kto przemawia w imieniu Boga i Jego mocą czyni znaki, to znaczy cuda.

Samuel, prorocy Starego Testamentu, a także autorzy Psalmów głosili jeszcze przed niewolą babilońską, ale szczególnie w okresie jej trwania, gdy świątynia Jerozolimska była zburzona i nie było gdzie składać ofiar, że Bóg chce od człowieka bardziej posłuszeństwa i miłosierdzia niż ofiar. "Czy milsze są dla Pana całopalenia i ofiary krwawe - pyta Samuel - od posłuszeństwa głosowi Pana?" I odpowiada: "Właśnie, lepsze jest posłuszeństwo od ofiary…" (1 Sm 15, 22). "Miłować Boga całym sercem, całym umysłem i całą mocą i bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary" (Mk 12, 33). To z Ewangelii św. Marka. Wezwania św. Jana Chrzciciela, a potem samego Pana Jezusa do nawrócenia, niejako streszczające Dobrą Nowinę (por. Mk 1,4.14-15), są wołaniem o wewnętrzny i osobisty związek z Bogiem. "Gdybyście rozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary" (Mt 12, 7). Nie można też nie przypomnieć słów Jezusa skierowanych do kobiety z Samarii, że oto nadchodzi "godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec" (J 4, 23).

Całe życie Jezusa - jak pisał Pius XII w encyklice Mediator Dei - było krzyżem i męczeństwem. Ostatecznie wyraziło się ono w przyjęciu śmierci, na którą Go skazano. Nie będąc kapłanem według Prawa Mojżeszowego, Jezus nie składał Bogu ofiary rytualnej. Składał Bogu Ojcu swoje własne życie: wszystkie cierpienia, przez które przechodził, i swoją śmierć. Co to znaczy, że składał je Bogu? To znaczy, że nie miały one przed Bogiem wartości same z siebie, jako cierpienie czy jako śmierć. Jezus jednak przyjmował je jakby z rąk Boga Ojca: "Ojcze (…) nie moja wola, ale Twoja niech się stanie" (Łk 22, 42). Przyjmował w ten sposób nie tylko śmierć, lecz wszystko, co Go spotkało. I działał - nauczał, czynił cuda - tak jak Mu Ojciec kazał czy dawał czynić. Czynię zawsze to, co się Jemu podoba. Mówię to, co On mi kazał. Spełniam Jego wolę (por. np. J 7, 16; 8, 26. 29; 12, 49-50).

Całe życie Jezusa było aktem posłuszeństwa i miłości. Aż do śmierci, i to śmierci na krzyżu. "Przyszedłem na tę godzinę" (J 12, 27). "Niech świat się dowie, że miłuję Ojca i że tak czynię, jak mi Ojciec nakazał" (J 14, 31). Dzięki temu właśnie, że życie Jezusa było aktem posłuszeństwa i miłości w stosunku do Ojca, było ono złożoną Mu ofiarą. Nie ofiarą rytualną -mówiliśmy już, że takiej ofiary Jezus nie składał i nie mógł składać - ale ofiarą, nazwijmy ją tak, egzystencjalną: z samego siebie, ze swego losu. Powtórzmy: dzięki posłuszeństwu i miłości Jezusa w stosunku do Ojca, Jego życie i śmierć mogły w Liście do Hebrajczyków zostać nazwane ofiarą.

Nieraz się sądzi, że Bóg wymagał cierpień i krwi swego niewinnego Syna jako zadośćuczynienia za grzech. Krwi do ostatniej kropli. I jest to powodem zgorszenia: jak to, Bóg ma tak twarde serce, że nie przebaczy? Wymaga cierpień i krwi? Ale to nie cierpienie, krew i śmierć posiadały wartość w oczach Bożych, lecz posłuszeństwo i miłość. Posłuszeństwo i miłość bez reszty, rzeczywiście z całego serca i ze wszystkich sił. Zaprzeczenie pierwotnego, obecnego w każdym grzechu nieposłuszeństwa Bogu i braku miłości Boga ponad wszystko. To w tej postawie Jezusa - Sługi Jahwe, w postawie posłuszeństwa i miłości ponad wszystko i mimo wszystko, wyrażało się oddanie Ojcu. Ofiarowanie siebie Bogu. Postawa, która była czy miała być symbolizowana w każdej ofierze Starego Przymierza, także w ofiarach pogańskich.

Dzięki temu mógł autor Listu do Hebrajczyków dostrzec w śmierci Jezusa, jako w całkowitym oddaniu siebie Bogu Ojcu, ofiarę jedyną i doskonałą, skuteczną ponad wszystkie inne ofiary, ofiary rytualne. Tu oto, w życiu i śmierci Jezusa realizuje się to, co było zapowiadane i co miało być spowodowane przez liczne ofiary Starego Przymierza. Śmierć Jezusa na krzyżu była tą ofiarą, ku której prowadziły tamte. Ofiarą, która wszystkie inne czyni już zbędnymi, pozbawia znaczenia…

W znakomitej książce Teologia Eucharystii (Warszawa 1977) Aleksander Gerken tłumaczy, że ludzka śmierć nie da się sprowadzić do śmierci w sensie fizjologicznym czy biologicznym, tak jak człowiek nie może być traktowany na równi z innymi istotami żywymi. Człowiek bowiem może ustosunkować się do własnej śmierci. Może oddać własne życie Bogu za innych ludzi. Ten wymiar duchowy jest istotny dla śmierci człowieka. Także dla śmierci Jezusa. "Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję (…) Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie go oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać" (J 10, 7-18).

Kapłaństwo wspólne

Kapłaństwo wspólne. Właśnie: wspólne. Sobór - oczywiście Sobór Watykański II - mówi: sacerdotium commune (KK 10). Tłumaczenie polskie brzmi jednak: kapłaństwo powszechne. Powszechne po łacinie byłoby: universale. Ale i Papież w swoich dokumentach, w tym i w encyklikach, mówi: kapłaństwo powszechne. Katechizm Kościoła Katolickiego używa jednak, poza przytaczanymi tekstami Soboru, wyrażenia: kapłaństwo wspólne (np. 1268, 1547).

Zastanawia mnie zawsze: czy nazywanie przez Jana Pawła II tego kapłaństwa powszechnym jest po prostu konsekwencją takiego właśnie tłumaczenia konstytucji Lumen gentium na język polski, czy też świadomym wyborem Papieża, który przez określenie "kapłaństwo powszechne" chce powiedzieć coś więcej, niż mówi wyrażenie "kapłaństwo wspólne". W książce U podstaw odnowy (Kraków 1972) Karol Wojtyła używa obu tych zwrotów. Mówi o wspólnym wszystkim ochrzczonym uczestnictwie w kapłańskiej władzy samego Chrystusa (s. 194). Tak jakby ochrzczeni przejmowali świadomie kapłańską odpowiedzialność każdego człowieka, właśnie odpowiedzialność właściwą kapłaństwu powszechnemu. Czytamy bowiem dalej w książce Karola Wojtyły, że w tej postawie ochrzczonych "wyraża się też (…) powołanie osoby w samym swoim egzystencjalnym jądrze" (s. 196).

Jakkolwiek by było, trzeba mówić o udziale w kapłaństwie Jezusa przez chrzest - i udział ten jest wspólny wszystkim ochrzczonym: świeckim, duchownym, zakonnikom. To jest podstawowy i najbardziej wprost rozumiany udział w kapłaństwie Chrystusa. "Odnosi się to do wszystkich w Kościele, do kobiet jak i do mężczyzn, odnosi się oczywiście również do tych, którzy są uczestnikami »kapłaństwa urzędowego«, które ma charakter służebny" (Jan Paweł II, list apostolski O godności i powołaniu kobiety, p. 27).

Kapłaństwo służebne, jako różne od kapłaństwa wspólnego, nie jest jakimś wyższym stopniem w stosunku do niego. Jest innym udziałem w kapłaństwie Chrystusa. Wyznaczone jest przez inne zadania, jakie przed nim stoją. Ksiądz - biskup czy prezbiter - przyjmując święcenia, nie przestaje być chrześcijaninem. Tymczasem diakon, przyjmując święcenia prezbiteratu, przestaje być diakonem, a prezbiter, przyjmując święcenia biskupie, przestaje być "zwykłym" księdzem, prezbiterem. Prezbiter czy biskup pozostaje do końca życia chrześcijaninem, który jako ksiądz czy jako biskup ma realizować swoje chrześcijańskie powołanie. Innymi słowy, przyjmując święcenia i biorąc przez to na siebie zadania związane z kapłaństwem posługi, ma je realizować jako ochrzczony w sposób właściwy kapłaństwu wspólnemu.

Na czym polega realizacja kapłaństwa wspólnego? Na składaniu "duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa" (1 P 2, 5). Na składaniu Mu samego siebie (por. K. Wojtyła, dz. cyt., s. 194). Tak jak Chrystus-Syn Boży oddał swoje życie Bogu-Ojcu.

To zadanie kapłaństwa wspólnego ma być realizowane w każdym konkretnym powołaniu chrześcijanina. Świecki ma w ten sposób żyć w małżeństwie, czy też samotnie, pracować, budować ludzką społeczność… Zakonnik ma w tym samym duchu oddawać siebie na żywą ofiarę (por. Rz 12, 1) i głosić wielkie dzieła Boże (por. Dz 2, 11; 1 P 2, 9), podejmując rady ewangeliczne. Kapłan "urzędowy", a więc ksiądz lub biskup, ma spełniać swoje powołanie pasterza, nauczyciela i szafarza sakramentów, w duchu służby, miłości, poświęcenia siebie…

Tu staje się widoczne, na czym polega ów zasadniczy udział w kapłaństwie Chrystusa i że jest to udział wspólny: wszystkich ochrzczonych. Jeżeli kapłaństwo Chrystusa wyraziło się przede wszystkim w Jego oddaniu samego siebie w ofierze krzyżowej, to uczestnictwo w Jego kapłaństwie, nazywane kapłaństwem wspólnym wszystkich Jego wyznawców, polega na oddawaniu przez nich samych siebie Bogu w Chrystusie, w zjednoczeniu z Jego ofiarą złożoną na krzyżu. Przy tym ten udział w kapłaństwie Jezusa ma znaczenie zbawcze. Jeśli kto nie zrealizuje swego powołania - świeckiego chrześcijanina, zakonnika, duchownego - realizując kapłaństwo wspólne, to znaczy, jeśli w swym powołaniu nie odda się Bogu na ofiarę duchową, przyjemną Mu przez Chrystusa, to nie zrealizuje swego zbawienia.

W powrocie do świadomości kapłaństwa wspólnego, jaki dokonał się w naszym stuleciu, teologia, ale także oficjalne dokumenty nauczycielskie mówiły o kapłaństwie wiernych, w sensie wiernych świeckich, i o składanych przez nich ofiarach duchowych. Głosili to duszpasterze, można było o tym przeczytać w religijnych publikacjach. O kapłaństwie wiernych mówiono jednak (jeszcze niekiedy się mówi!) jako o niższym stopniu uczestnictwa w kapłaństwie Chrystusa w stosunku do "prawdziwego" kapłaństwa, jakie dają święcenia, też zresztą nazywane kapłańskimi. O kapłaństwie wspólnym mówiło się trochę tak, jakby to miała być swoista pociecha dla świeckich, którzy nie są czy też nie mogą być księżmi. Wy także macie -mówiono często tonem paternalistycznej pociechy - swoje kapłaństwo powszechne. Naprawdę jednak kapłanami jesteśmy my, księża.

Podobnie niezbyt na serio brano owe "ofiary duchowe", o których czytamy w Liście św. Piotra. Prawdziwą ofiarą jest ofiara mszy świętej, którą składają księża, kapłani. Świeccy mogą składać ofiary duchowe. Mogą je składać "na patenie", łącznie z ofiarą mszalną. Nazywano je jednak ofiarami jakby w cudzysłowie. Tak właśnie jak i kapłaństwo wiernych.

Takie podejście do kapłaństwa wspólnego i do duchowych ofiar zakwestionował przez swą naukę Sobór Watykański II i papieże okresu posoborowego, zwłaszcza Jan Paweł II. Przy całej istotnej różnicy między kapłaństwem wspólnym a kapłaństwem służebnym, kapłaństwo wspólne nie stanowi o podziale chrześcijan na świeckich i duchownych. Ci, którzy przyjmują święcenia, pozostają uczestnikami kapłaństwa wspólnego. Mają składać ofiary duchowe - siebie samych - wykonując swoją posługę księdza czy biskupa. Ten udział w kapłaństwie Chrystusa, nazywany dziś kapłaństwem wspólnym (w Nowym Testamencie nazywał się po prostu kapłaństwem), jest rzeczywistym i dla życia wszystkich chrześcijan podstawowym uczestnictwem w kapłaństwie Chrystusa. Duchowe dary - oddawanie samych siebie - jest rzeczywistym, zupełnie zasadniczym i zobowiązującym wszystkich chrześcijan udziałem w ofierze Jezusa Chrystusa, który oddał samego siebie Bogu Ojcu na krzyżu.

 

Słudzy

Czym wobec tego jest kapłaństwo służebne, to, któreśmy przywykli nazywać po prostu kapłaństwem? W jakim sensie jest ono uczestnictwem w kapłaństwie Chrystusa? Jak się ma do kapłaństwa wspólnego, skoro kapłaństwo wspólne jest rzeczywistym i zasadniczym udziałem w kapłaństwie Chrystusa?

Nie sposób tu wyczerpująco odpowiedzieć na wszystkie pytania, jakie nasuwają się w związku z kapłaństwem posługi (czyli hierarchicznym, czyli urzędowym). Tak zresztą jak dało się jedynie naszkicować to, co można by powiedzieć o kapłaństwie samego Chrystusa i o kapłaństwie wspólnym.

Zacznijmy od tego, że przeciwstawiając kapłaństwo posługi kapłaństwu wspólnemu, Sobór Watykański II tym samym bliżej je określa. Zamiast mówić po prostu "kapłaństwo", mówi - właśnie ze względu na kapłaństwo wspólne - o kapłaństwie służebnym, hierarchicznym czy urzędowym. "Posługa" jest najbliższym i najgłębiej ewangelicznym określeniem tego kapłaństwa. Może ono funkcjonować samodzielnie, tak jak w wezwaniu św. Pawła, by apostołów uważali ludzie za sługi Chrystusa (por. 1 Kor 4, 1) albo sługi Nowego Przymierza (por. 2 Kor 3, 6), albo "sługi wasze (tzn. wspólnoty chrześcijan) przez Jezusa" (2 Kor 4, 5). Nie mówiąc o tytule papieża - sługi sług Bożych. Chrystus i swoje własne posłannictwo, i posłannictwo swoich uczniów określał jako służbę, w przeciwstawieniu do władztwa i panowania.

Kapłaństwo hierarchiczne nie oznacza stosunku wyższości kapłaństwa udzielanego przez sakrament święceń w porównaniu do kapłaństwa wspólnego, udzielanego przez sakrament chrztu. Kapłaństwo udzielane przez sakrament święceń jest hierarchiczne, ponieważ tworzy hierarchię trzech stopni: diakonatu, prezbiteratu i biskupstwa.

Jest ono też "urzędowe". "Urząd" wyraża tu pewne zadanie trwałe, a nie podejmowaną przejściowo funkcję. Przyjęte święcenia naznaczają tego, kto je przyjmuje, trwałym charakterem sakramentalnym. Podobnie jak chrzest i bierzmowanie. Można przestać pełnić obowiązki księdza, biskup może zabronić ich pełnienia, ale nie można utracić "władzy", jaką dają święcenia. W razie powrotu do służby kapłańskiej "byłego" księdza nie wyświęca się ponownie.

Pozostańmy jeszcze przy nazwach. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o "sakramencie święceń", nie o sakramencie kapłaństwa. Ta ostatnia nazwa jest nieścisła (np. diakonat jest święceniem, a nie jest najniższym stopniem w posłudze kapłańskiej) i nie odpowiada w żaden sposób określeniu łacińskiemu: sacramentum ordinis.

Katechizm mówi też nie o kapłanach, lecz o prezbiterach i biskupach, choć jedni i drudzy określani są w tradycji kościelnej jako kapłani. Jest to bardzo istotna zmiana, bardzo istotne uściślenie i można mieć nadzieję, że określenie "prezbiter" wejdzie do teologii, a może i do języka potocznego zamiast "kapłan". Powtórzmy, że kapłanem (tzn. kapłanem posługi) jest i biskup, i prezbiter. Ale używanie obu tych określeń - "biskup" i "prezbiter" - pozwala na odróżnienie od siebie tych dwóch stopni kapłaństwa posługi.

Sobór Watykański II uczy, że biskupstwo jest święceniem (por. KK 21), jest pełnią sakramentu święceń, a zatem i władza biskupa (kapłańska władza biskupa!) jest wyższa niż władza prezbitera dzięki samemu sakramentowi, a nie tylko z racji większych uprawnień (jurysdykcji). W ten sposób usunięta została niejasność, jaka na temat dwóch stopni kapłaństwa panowała w wieku XVI, w okresie Soboru Trydenckiego. Dokonało się to, oczywiście, nie przez sam akt ostatniego Soboru, lecz skutkiem długotrwałego wnikania - i przez teologów, i przez biskupów - w Pismo Święte i w tradycję chrześcijańską. Mamy tu zatem do czynienia z widocznym rozwojem świadomości wiary.

Jeśli biskupstwo jest pełnią tego uczestnictwa w kapłaństwie Chrystusa, jakie daje sakrament święceń, to staje przed nami pytanie o samą istotę tej kapłańskiej władzy w Kościele. Okazuje się bowiem, że nie można jej określać jako "władzy składania ofiary", jeśli mają ją i prezbiterzy, nie mając pełni władzy kapłańskiej. Tu znowu warto sięgnąć do Katechizmu Kościoła Katolickiego.

Cytując Konstytucję o Kościele Soboru Watykańskiego II, Katechizm mówi, że "sakra biskupia wraz z urzędową funkcją uświęcania przynosi również funkcję nauczania i rządzenia (…) tak, że biskupi w sposób szczególny i dostrzegalny przejmują rolę samego Chrystusa, Mistrza, Pasterza i Kapłana" (1558). Także i kapłańska władza prezbiterów rozciąga się nie na samo sprawowanie Eucharystii i szafowanie sakramentów, lecz na trzy funkcje: głoszenia Ewangelii, pasterzowania i celebrowania kultu Bożego (por. 1564).

Sakrament święceń jest zatem - ciągle według Katechizmu - szczególną konsekracją tych, którzy w imię Chrystusa karmić będą Kościół słowem i łaską Bożą (por. 1535). Jeszcze dokładniejsze określenie tego sakramentu podane w Katechizmie brzmi następująco: "sakrament święceń jest sakramentem, dzięki któremu posłanie, powierzone przez Chrystusa Apostołom, nadal jest spełniane w Kościele aż do końca czasów. Jest to więc sakrament posługi apostolskiej" (1536).

Dochodzimy tu, jak widać, do niezwykle istotnego stwierdzenia, a mianowicie, że samo określenie kapłaństwa udzielanego przez sakrament święceń uległo w teologii katolickiej pogłębieniu i poszerzeniu. Jego określenie jako władzy składania ofiary okazało się zbyt wąskie. Jest to władza apostolska, pasterska, która obejmuje zarówno nauczanie - ono wzbudza wiarę i gromadzi tych, którzy uwierzyli w jednej wspólnocie - jak i sprawowanie sakramentów - można je nazwać władzą kapłańską w węższym znaczeniu albo władzą uświęcenia - jak wreszcie i władzę pasterską, swoistego kierowania wspólnotą wyznawców Chrystusa.

Tylko tak ujmując posługę płynącą z sakramentu święceń, można wyrazić zarówno jej szczególny charakter (w odróżnieniu od władzy kapłańskiej "w ogóle"!), jak i różnicę zachodzącą między biskupami, jako następcami apostołów, a prezbiterami, ich pomocnikami w służbie chrześcijańskiej wspólnocie.

Sprawa ta jest dobrą ilustracją ważnej zasady metodologicznej w chrześcijańskiej teologii. Nie można w niej, mianowicie, traktując o kapłaństwie czy ofierze, wychodzić od pojęcia "kapłaństwa" czy "ofiary", rozumianych ogólniej, jakby nadrzędnie w stosunku do chrześcijańskiego pojęcia obu tych rzeczywistości. Pojęcie kapłaństwa i ofiary tworzyłoby się w oparciu o dane niechrześcijańskie, żeby następnie sprowadzać do tych pojęć chrześcijańskie rozumienie i kapłaństwa, i ofiary. Prowadziłoby to na bezdroża, na co zresztą historia teologii chrześcijańskiej zdaje się wskazywać. W teologii chrześcijańskiej wszystko sprowadza się do Jezusa Chrystusa i historii zbawienia wyznaczanej Jego misją. Kapłaństwo -  to Jego kapłaństwo, ofiara -  to Jego ofiara złożona z samego siebie na krzyżu, posługa we wspólnocie Jego wyznawców -  to posługa powierzona przez Niego Dwunastu.

W jakim sensie posługa apostolska, kontynuowana przez biskupów i księży (prezbiterów) jest uczestnictwem w kapłaństwie Chrystusa, skoro zasadniczym i rzeczywistym udziałem w kapłaństwie Chrystusa i w Jego z samego siebie składanej ofierze życia jest kapłaństwo wspólne?

Jan Paweł II mówi tu o dwóch porządkach. O porządku hierarchicznym, Piotrowym, i o porządku miłości, Maryjnym. Pierwszy realizowałby się przez kapłaństwo posługi, drugi - przez kapłaństwo wspólne.

Można też powiedzieć, że kapłaństwo wspólne jest podstawowym uczestnictwem w kapłaństwie Chrystusa. Uczestnictwem w tak pojętym kapłaństwie i ofierze Chrystusa, jak przedstawia je List do Hebrajczyków. Jest to uczestnictwo właściwe wszystkim chrześcijanom i wszystkich zobowiązujące.

Kapłaństwo służebne, urzędowe jest posługą apostołów. Realizując razem ze wszystkimi współwyznawcami Jezusa Chrystusa kapłaństwo wspólne, spełniali oni jednocześnie swoje szczególne powołanie posługi apostolskiej. Głosili Ewangelię, przewodniczyli w łamaniu chleba, troszczyli się o jedność i wypełnienie woli Chrystusa w każdej z powstających wspólnot chrześcijańskich… Powoływali swych pomocników, następców, a także starszych w każdej wspólnocie i diakonów. Ta posługa apostolska wynikała z woli Jezusa: to On kazał Dwunastu iść na cały świat, głosić Ewangelię, chrzcić, uczyć zachowywać wszystko, co sam im przekazał. Posługa spełniana przez apostołów nie tylko wynikała z woli Jezusa, lecz także z Jego własnej misji: to On uczył, a oni nie mieli w niczym od Jego nauki odstępować; to On żądał miłości i jedności między swymi uczniami, a oni mieli wypełniać posługę jednania (por. 2 Kor 5); On wreszcie "łamał chleb", a im kazał to czynić na swoją pamiątkę. "Kto was słucha, mnie słucha. Kto wami gardzi, mną gardzi" (Łk 10, 16).

Posługa apostolska, a co za tym idzie posługa kapłańska w Kościele jest uczestnictwem w misji Chrystusa: nauczyciela, kapłana, króla. W pewien sposób zakorzeniony w działaniu Ducha Świętego staje się znakiem Jego aktualnego działania w świecie: jako głoszenie zbawienia przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, jako uobecnienie w sakramentach Jego śmierci i zmartwychwstania, jako ciągłe wskazywanie drogi realizacji Jego przykazania miłości.

 

Dwojaki udział w kapłaństwie Chrystusa

Jest sprawą niezwykle ważną, aby dostrzec te dwa rodzaje udziału w kapłaństwie Chrystusa, jakimi są kapłaństwo wspólne i kapłaństwo posługi, i nie sprowadzać ich do jednego. Dostrzeganie tylko kapłaństwa posługi prowadzi do odbierania Kościoła jako instytucji klerykalnej. Dostrzeganie jedynie kapłaństwa wspólnego prowadzi do zaprzeczenia widzialności i rozpoznawalności Kościoła w świecie. Do wiary bez religii, do religii bez Kościoła (jeśli jest to w ogóle możliwe). Trzeba zatem dostrzegać i akceptować i jedno, i drugie: i kapłaństwo wspólne, i kapłaństwo posługi. Są one sobie przyporządkowane, jak uczy Sobór Watykański II.

Kapłaństwo posługi jest dla kapłaństwa wspólnego: by mogło ono ciągle się rodzić i ciągle wzrastać. Kapłaństwo posługi, tak jak cały "Kościół pielgrzymujący w swoich sakramentach i instytucjach, które należą do obecnego wieku, posiada postać tego przemijającego świata" (KK 48). Pozostanie tylko miłość, jako udział w miłości Chrystusa okazanej na krzyżu Ojcu i każdemu człowiekowi, ostatecznie objawionej i danej człowiekowi przez Chrystusa także na krzyżu.

W związku z owym przyporządkowaniem kapłaństwa wspólnego i kapłaństwa posługi, a także na zakończenie tych uwag chciałbym przytoczyć słowa Jana Pawła II wypowiedziane w Lublinie, w czasie pielgrzymki do Ojczyzny w roku 1987, podczas udzielania święceń prezbiteratu. Papież tłumaczył, na czym polega kapłańska służba człowiekowi. "Macie służyć godności człowieka, jego wyzwoleniu" - mówił do nowo wyświęcanych. Wyzwalać w ludziach "świadomość królewskiego kapłaństwa, owej godności, która właściwa jest człowiekowi jako synowi i córce Boga samego. Człowiekowi, chrześcijaninowi, o którym mówi się, że jest drugim Chrystusem." Otóż wyrażenie to - być drugim Chrystusem - stosowane tak chętnie tylko do księży, odniesione zostało przez Papieża do każdego chrześcijanina. A może i do każdego człowieka. Jest to bardzo symptomatyczne.

 

KS. ANDRZEJ ZUBERBIER, ur. 1922, emerytowany profesor teologii dogmatycznej w ATK, profesor Seminarium Duchownego w Kielcach. Autor m.in.: Teologia dzisiaj (1975), Wierzę (1983), Gdy zajął z nimi miejsce u stołu (1988), Czy wiem, w co wierzę (1994). Współautor i redaktor Słownika Teologicznego (t. I 1985, t. II 1989). Mieszka w Warszawie.