W przededniu 80 rocznicy agresji  nazistowskich Niemiec i Rosji sowieckiej na Polskę we wrześniu 1939 roku antyPiS zdaje się zapominać o tym, że to Niemcy wywołali II wojnę światową, lub – co gorsza – nie ma to dla środowisk gardzących Polską i Polakami większego znaczenia.

 

Jak można przeczytać w artykule „IPN: Polska poniosła największe straty osobowe w II wojnie światowej” na stronie Muzeum Historii Polski „Dzieje pl.” „w latach 1939-1945 - jak szacuje IPN — łączne straty śmiertelne ludności polskiej pod okupacją niemiecką wyniosły ponad 2,7 mln. Liczbę tę — jak podkreśla instytut w publikacji na ten temat — należy traktować orientacyjnie, gdyż nie ma pewności co do liczby ofiar nawet dla samej Warszawy. Do strat dotyczących ludności polskiej należy doliczyć ok. 100 tys. ofiar zbrodni wołyńskiej popełnionej przez nacjonalistów ukraińskich. Kolejna pozycja dotyczy Żydów, którzy byli obywatelami polskimi; badacze szacują, że z rąk Niemców zamordowanych zostało 2,7-2,9 mln polskich Żydów, w tym w obozach śmierci zginęło ich ponad 1,86 mln”.

 

Na Wikipedii znajduje się informacja o stratach materialnych Polski podczas II wojny światowej. Po II wojnie światowej oszacowano straty pod niemiecką okupacją. Według szacunków Biura Odszkodowań Wojennych Niemcy zniszczyli 38% majątku narodowego II RP, w tym „budynki mieszkalne (162 190), zagrody wiejskie (353 876), fabryki i kompleksy fabryczne (14 000), sklepy prywatne i państwowe (199 751), warsztaty rzemieślnicze (84 436), 968 223 gospodarstw domowych”.

 

Same straty Warszawy wynikłe z działań Niemców wyniosły „85% substancji miejskiej, 90% przemysłu, 72% zabudowy mieszkalnej, 90% dóbr kultury narodowej i zabytków”. Niemcy zabili 700 000 mieszkańców stolicy (co stanowiło łączne straty wojenne w ludziach Wielkiej Brytanii i USA)”.

 

W czasie wojny Niemcy zrabowali 43% dóbr kultury Polski. Zniszczyli „25 muzeów, 35 teatrów, 665 kin, 323 domów ludowych. Straty wskutek nieodwracalnego zniszczenia zbiorów muzealnych, archiwalnych i bibliotecznych – [są] niemożliwe do precyzyjnego oszacowania, straty samych zbiorów bibliotecznych wyniosły ok. 66%. Zniszczono nieodwracalnie 22 miliony książek, Ogółem, okupant niemiecki dokonał w okupowanej Polsce rabunku ok. 516 000 pojedynczych dzieł sztuki, o wartości szacunkowej 11,14 miliardów dolarów (według kursu z 2001). W wyniku powojennej rewindykacji udało się odzyskać jedynie niewielki procent utraconych zbiorów zabytkowych, dzieł sztuki i eksponatów”.

 

Niemcy zniszczyli „17 szkół wyższych, 271 szkół średnich, 4880 szkół powszechnych, i 768 szkół innych”, oraz instytuty badawcze, towarzystwa naukowe, i fundacje różnego typu. Okupant niemiecki odpowiada za zniszczenie w 55% majątku służby zdrowia, w tym 352 szpitali, 29 sanatoriów przeciwgruźliczych, 24 zdrojowych zakładów leczniczych, „47 zakładów ubezpieczalni społecznych, 778 ośrodków zdrowia i ambulatoriów, 1450 gabinetów lekarskich i dentystycznych”.

 

W ramach celowego niszczenia oraz kradzieży maszyn i urządzeń Niemcy zniszczyli w „64,5% przemysł chemiczny, 64,3% poligraficzny, 59,7% elektrotechniczny, 55,4% odzieżowy, 53,1% spożywczy, 48% metalowy”.

 

„W wyniku rabunkowej gospodarki” Niemcy wycieli „75 mln metrów sześciennych grubizny, co odpowiada 400 000 hektarów lasu”. Niemcy zrabowali też „1908 tys. koni, 3905 tys. bydła rogatego, 4988 tys. trzody chlewnej, 755 tys. owiec”.

 

Niemcy zniszczyli w Polsce ponad „50% infrastruktury kolejowej, drogowej, transportu lotniczego i morskiego, infrastruktury telekomunikacyjnej (zniszczono 13 stacji radiofonicznych, 7 stacji radiotelegraficznych, skonfiskowano 867 000 odbiorników radiowych)”. Niemcy zagrabili lub zniszczyli „2465 lokomotyw, 6250 wagonów kolejowych, 83 636 wagonów towarowych, 25 statków pełnomorskich i 39 statków przybrzeżnych portowych”. Okupant niemiecki zniszczył „5948 km torów kolejowych, 47 767 metrów bieżących mostów kolejowych i wiaduktów, 14 900 km dróg o twardej nawierzchni, 15 500 metrów bieżących mostów drogowych”.

 

Na antyPiSowskim portalu „Na temat” ukazał się artykuł „Taka odpowiedź Niemców na żądania PiS była kwestią czasu. Padło pytanie o granice i utracone ziemie” autorstwa Jakuba Nocha, który stwierdził, że „kiedy politycy PiS zaczęli grać tematem reparacji wojennych, wielu ostrzegało, że kwestią czasu będzie taka odpowiedź Niemców [...]. Jedna z najbardziej renomowanych za Odrą redakcji opublikowała tekst, w którym przypomina, że jeśli Polacy chcą podważać powojenne ustalenia, to Niemcy mogą zapytać o swe utracone terytoria”.

 

Według lewicowego portalu „germanofobia to jeden z ważnych motorów "dobrej zmiany"”, która uprzedzenia wobec Niemców chce wykorzystać do mobilizacji swojego elektoratu, a PiS żąda „Berlina nawet 850 mld euro”. Tym (według redakcji) nieodpowiedzialnym zadaniom sprzeciwił się Sven Felix Kellerhoff z "Die Welt" i niemieccy politycy, którzy twierdzą, że „Polacy wielokrotnie rezygnowali z żądań wobec Niemców. Pierwszy raz miało to miejsce już w 1945 roku, a skuteczne w świetle prawa międzynarodowego zrzeczenie się przez Polskę reparacji nastąpiło w 1953 roku”.

 

Według antyPiSowskiego portalu „absolutnie ostatnią szansę na realne domaganie się niemieckich pieniędzy Polacy utracili 12 września 1990 roku, gdy w Moskwie sygnowano tzw. Traktat 2+4. Jak wskazują ekspertyzy prawników Bundestagu, tego dnia utraciły moc wszystkie ewentualne powojenne roszczenia wobec narodu niemieckiego”.

 

Niemcy, według lewicowych mediów słusznie odrzuciły polskie roszczenia, bo ich realizacja "podważyłoby całą reorganizację Europy po II wojnie światowej". Cytowany przez „Na temat” niemiecki publicysta stwierdził "Jeśli wielokrotne zrzeczenie się reperacji przez polskie rządy nie powinno mieć zastosowania – na jakiej podstawie nadal obowiązywałoby przesunięcie Polski na Zachód, na przez wieki bezsprzecznie niemieckie terytoria, takie jak Prusy Wschodnie i Śląsk?".

 

AntyPiSowski portal za niemieckimi mediami stwierdza, że "Kurs obrany przez prawicowo-konserwatywny rząd w Warszawie przypomina czas między wojnami światowymi. Kwestionuje on współpracę europejską w ciągu ostatnich 70 lat na Zachodzie i prawie 30 lat na Wschodzie”.

 

Postawę Niemców niewątpliwie tłumaczy to, że niemiecka denazyfikacja to mit, setki tysięcy nazistowskich zbrodniarzy nie poniosło w powojennych Niemczech żadnych konsekwencji, a ich dzieci i wnuki do dziś cieszą się z majątków rodziców zdobytych wskutek dokonanych zbrodni na Polakach.

 

Jan Bodakowski