Kilkanaście miesięcy temu uczestniczyłem w sesji naukowej na temat św. Maksymiliana Marii Kolbego. I właśnie w jej trakcie ktoś zadał mi pytanie, czy przypadkiem współczesnym Rycerzem Niepokalanej nie jest ojciec Tadeusz Rydzyk. Nie ukrywać, że miałem wówczas wątpliwości do takiego postawienia sprawy. Rozwiała je, paradoksalnie, książka dwóch reporterów „Gazety Wyborczej” Piotra Głuchowskiego i Jacka Hołuba „Imperator”.

Paradoksalnie, bo i tytuł i autorzy i wydawca, dają niemal gwarancję, że ich celem nie jest apologia ojca Tadeusza Rydzyka, budowanie jego mitu. A jednak mam wrażenie, że – przy wszystkich politycznych, religijnych i dziennikarskich powodach, by nie przepadać za twórcą Radia Maryja – autorzy ulegli jego charyzmie, i napisali książkę (szczególnie pierwsze części), która – choć niewątpliwie nie jest hagiografią – to przyczyni się, wśród nieuprzedzonych czytelników – do zdecydowanego poprawienia wizerunku ojca Tadeusza Rydzyka. I piszę to z pełną odpowiedzialnością za słowo i świadomością, że brzmi to mało wiarygodnie dla przyzwyczajonych do manipulacji „Gazety Wyborczej”.

Mąż wiary

Sami autorzy, i to w wielu miejscach cytując rozmówców, przyznają – i to jest chyba największe zaskoczenie dla tych, którzy znają ton publicystyki „GW”, że ojciec Tadeusz Rydzyk jest człowiekiem wiary, a nie polityki. Kolejni rozmówcy podkreślają, że jego celem nie jest i nigdy nie było budowanie potęgi politycznej, ale obrona wiary i katolickiego charakteru Polski, i że tym, co daje mu siłę jest modlitwa i samotne trwanie przed Bogiem. - Zwróćcie uwagę, że mimo wieku, zmęczenia, wszystkich ataków na jego osobę, ojciec wygląda jak człowiek szczęśliwy, pogodny – dodaje prof. Andrzej Tyc, były wojewoda toruński i dawny znajomy księdza. - Nie da się tego zrozumieć, jeśli nie weźmie się pod uwagę jego osobistej relacji z Bogiem. Dla niewierzących może to być iluzją, ale ojciec Rydzyk przeżywa to jako coś głęboko prawdziwego i ważnego. I to go napędza, daje siłę...”. A gdy dziennikarze pytają o to, do czego potrzebna jest zakonnikowi ta siłą, prof. Tyc odpowiada: „do budowania Polski narodowo-katolickiej, ostoi religii i kultury. To zamysł głęboko przekraczający doraźną politykę”.

Inny rozmówca dziennikarzy, anonimowy były polityk LPR, rozwija tę myśl. „Trudno sprofilować poglądy Ojca Dyrektora. Jest to na pewno forma patriotyzmu religijnego. Dla niego to związek organiczny i oczywisty. Bardzo dużo potrafi o tym mówić. Ale jakby ktoś mnie zapytał, jakie są jego konkretne poglądy polityczne, czyli z jakim nurtem myśli politycznej, jest związany, to miałbym problem. On wypracował sobie pozycję autonomiczną, której w polskich duchowieństwie nie miał wcześniej chyba nikt. To fenomen. Ale ten potencjał wykorzystuje tylko do obrony radia. Nie ma w nim pokusy, by napominać Kościół, stawiać się Kościołowi czy kwestionować linię Kościoła” - opowiada informator i dodaje, że ojciec Rydzyk nigdy nie kwestionował prawd wiary, ale też nigdy nikogo – nawet katolików otwartych z którymi ostro się spierał - nie wykluczał z Kościoła.

Ten opis (z drobną różnicą dotyczącą rodzaju medium) można w całości zastosować także do św. Maksymiliana Marii Kolbego, który także wyznawał religijny patriotyzm, i zawsze walczył o to, by pozostać w duchu i literze nauczania Kościoła.

Mąż walki

Ojciec Tadeusz Rydzyk i św. Maksymilian Maria Kolbe mają też podobnych wrogów. U fundamentów zaangażowania Maksymiliana w budowanie Rycerstwa Niepokalanej, a później mediów katolickich, leżało spotkanie z potęgą masonerii w Rzymie. To właśnie masoneria była głównym przeciwnikiem ojca Kolbego. I w tym sensie także ojciec Tadeusz Rydzyk jest kontynuatorem tamtej walki. „... główni wrogowie radia to (…) po pierwsze masoni, którzy chcą wprowadzić rząd światowy, bez Boga, religii i tradycji (…) Po drugie powiązani z nimi potężni finansiści (…), Grupa Bildenberg (…) i kontrolowana przez nich administracja w Brukseli. Po trzecie, to nowa lewica, zinfiltrowane przez nią sprzedajne rządy i usłużne media, które chcą się przypodobać na salonach. To wzięte razem daje potężny front inżynierów zła” - opowiada reporterom były pracownik stacji.

Odpowiedzią na działalność tych wrogów ma być działanie nowoczesnych, dynamicznych, ale w pełni oddanych Kościołowi mediów. I właśnie ich stworzeniem, stworzeniem broni koniecznej do obrony Kościoła i wiary, zajęli się zarówno ojciec Tadeusz Rydzyk, jak i wcześniej św. Maksymilian. Obaj, właśnie dlatego, że są ludźmi walki, budzili i budzą kontrowersje. Ojciec Kolbe był ostro krytykowany za zaangażowanie polityczne, i dokładnie takiej samej krytyce poddawany jest ojciec Rydzyk. Mocno przypomina o tym inny rozmówca Głuchowskiego i Hołuba... „Jeśli ktoś patrzy na ojca Maksymiliana jako na antysemitę, który wydawał żydożercze pismo, a nie jako na konserwatystę i misjonarza, to kompletnie nie zrozumie jego zachowania w obozie koncentracyjnym (…) Ksiądz Rydzyk też może zrobić taką rzecz. Moim zdaniem jest do tego zdolny” - opowiada ten sam informator.

Niezdolność do zrozumienia

Głuchowski i Hołub, co trzeba im oddać, skrzętnie notują takie opinie i nawet ich nie komentują. A jednak nie są w stanie (tak przynajmniej to odbieram) przyjąć ich do wiadomości i potraktować je poważnie. I dlatego cała książka zorganizowana jest wokół fałszywego schematu: nowoczesny misjonarz i ewangelizator ojciec Rydzyk z lat 70. i 80. kontra nienowoczesny i tradycyjny agitator z czasów Radia Maryja. A przecież sama narracja autorów pokazuje jednoznacznie, że ojciec Rydzyk był i pozostał przede wszystkim misjonarzem. Radio Maryja powstało, bo chciał on stworzyć centrum ewangelizacji. I stworzył je, tyle że w eterze. Dokładnie tak samo było zresztą także z ojcem Maksymilianem. On chciał być i był misjonarzem. A media były jedynie narzędziem, które konieczne było, by głosić Chrystusa.

Ojciec Tadeusz był i pozostał, dokładnie tak samo jak ojciec Maksymilian, w swoich czasach człowiekiem absolutnie nowoczesnym w poszukiwaniu form dotarcia do ludzi i absolutnie oddanym Kościołowi. Autorzy „Imperatora” uwięzieni w fałszywym postrzeganiu nowoczesności jako procesu laicyzacji czy stygnięcia wiary nie są w stanie tego dostrzec i zrozumieć. Dla nich tradycyjna pobożność jest nienowoczesna, a zatem niezgodna z nowoczesnym wizerunkiem pierwszego okresu życia ojca Tadeusza.

Łyżka dziegciu

Ale ten apologetyczny wymiar „Imperatora” (książka prostuje także kilka mitów, które wcześniej „GW” wytrwale propagowała) nie powinien przesłaniać poważnych braków tej książki. Otóż od czasu do czasu jego autorzy, byleby tylko osłabić ciepły wizerunek, który wytrwale szkicują, wrzucają sugestie osobistej nieuczciwości. Tak jest, gdy zastanawiają się, skąd ojciec Rydzyk miał pieniądze w latach 80. Odpowiedzi dostarcza im – anonimowy, a jakże – informator ze zgromadzenia, który „przypuszcza”, że założyciel Radia Maryja mógł nie rozliczać się ze zgromadzeniem ze środków za pielgrzymki. On oczywiście tego nie wie, ale przypuszcza. A dziennikarze błyskawicznie się owym „przypuszczeniem” dzielą, choć nie mogą go zweryfikować.

Podobnym nadużyciem jest ustawienie w roli komentatora i eksperta od postępowania ojca Rydzyka, księdza Kazimierza Sowy. Ten ostatni bowiem od wielu lat pretendował do roli twórcy mediów konkurencyjnych do tych z Torunia, i nieodmiennie się na tym wykładał. I tak głównym komentującym działania kapłana, który nie tylko stworzył Radio Maryja, ale i Telewizję Trwam, Nasz Dziennik, szkołę wyższą i ruch społeczny, jest ksiądz, który doprowadził obie firmy medialne którym przewodził do upadku (Radio Plus i Religia TV), i który choć krytykuje polityczne zaangażowanie ojca Rydzyka, sam jest mocno i jednostronnie zaangażowany we wspieranie Platformy Obywatelskiej. Jednym słowem medialny antymidas komentuje postępowanie medialnego Midasa. I uznaje się za eksperta. Uczciwie trzeba przy tym powiedzieć, że raz czy dwa razy nawet ojca Tadeusza Rydzyka chwali.

Reporterzy zastąpieni przez śledczych

Słabością jest także zmieniający się ton książki. Im bliżej roku 2013 tym opowieść Głuchowskiego i Hołuba staje się bardziej jednostronna, mniej konkretna i bardziej skupiona na bieżących polemikach z tym, co głoszone jest na antenie. Brak już choćby próby zdystansowania się od opinii własnego środowiska czy wejścia w świat Radia Maryja. To sprawia, że mniej więcej od połowy książki czyta się ją coraz gorzej i z mniejszym zaangażowaniem, bo reporterów (może niekoniecznie wszystko rozumiejących, ale uczciwie szukających) zastępują publicyści i śledczy, którzy polemizują z wizją świata ojca Tadeusza Rydzyka. Nie służy to książce zdecydowanie.

Ale mimo tych zastrzeżeń, i mimo świadomości, że cel wydawcy i autorów książki nie był apologetyczny, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że książkę warto przeczytać. Nie po to, żeby się z nią zgadzać, ale żeby trochę lepiej zrozumieć samego ojca Rydzyka. I piszę to, choć wiem (i mam nawet świadomość za co), że Ojciec Dyrektor książkę skrytykuje i to bardzo ostro.

Tomasz P. Terlikowski

P. Głuchowski, J. Hołub, Imperator, Warszawa 2013, ss. 436.