Prezeentujemy drugą część tekstu o św. Mariam, karmelitance nazywanej Małą Arabką.

W stronę Karmelu

Ani wuj, ani rodzina nie szukali Mariam po jej zniknięciu. Przyjmuje się, że zrozumieli, iż z powodu bardzo surowego traktowania uciekła z domu. Mariam, nie chcąc wracać do rodziny - cały czas bowiem boi się, że będą próbowali wydać ją za mąż - podejmuje pracę jako służąca w różnych domach. Najpierw wyjechała do Jerozolimy, potem wróciła do Aleksandrii. Ponieważ obawiała się, że ktoś może ją rozpoznać, kupiła sobie strój Turczynki, jeśli zaś służąc w jakiejś rodzinie, wyczuwała, że ta ma kontakt z jej wujem, natychmiast zmieniała pracę.

 Po kilku latach służby w różnych miejscach, w różnych rodzinach, wyjeżdża do Francji do Marsylii. Tam jeden z kapłanów odczytuje jej powołanie do życia zakonnego i stara się pomóc w znalezieniu odpowiedniego zgromadzenia. Nie jest to takie łatwe, gdyż Mariam jest bardzo uboga i nie ma posagu. W wielu zgromadzeniach nie zostaje przyjęta, aż w końcu otwarło jej drzwi zgromadzenie św. Józefa. Jednak nie na długo. Zna bardzo słabo język francuski, więc często wynikają z tego powodu nieporozumienia, jest oskar­żana, że nie wykonuje poleceń bądź realizuje je na opak. Jeszcze więcej problemów sprawia fakt, że jest coraz bardziej obdarowywana przez Niebo łaskami nadnaturalnymi. Nadzwyczajne stany, jakich doświadcza Mała Arabka, wprawiają siostry w zakłopotanie, często są nierozumiane, wywołują dużo zamieszania. Dlatego też siostry podejmują decyzję, że nie mogą jej przyjąć do zgromadzenia czynnego, że lepiej będzie, jeśli osoba tak obdarowana ukryje się w klauzurze, i nie dopuszczają jej do następnego etapu formacji, jakim jest nowicjat. Smutek i rozczarowanie Mariam nie trwają długo. Mistrzyni nowicjatu, obwieszczając jej, że nie została przyjęta do tego zgromadzenia, zarazem zaproponowała Mariam, żeby wraz z nią wstąpiła do zakonu klauzurowego karmelitanek bosych, o co siostra ta od dawna się starała. Udają się razem do miejscowości Pau położonej u podnóża Pirenejów i wstępują do tamtejszego Karmelu. Tam po krótkim postulacie Mariam otrzymuje habit karmelitański i przyjmuje imię zakonne siostra Maria od Jezusa Ukrzyżowanego. Wstępując do Karmelu, Mała Arabka wchodzi w przestrzeń, która nazywa się klauzurą, co ma wyraz w oddzieleniu kratą i murami. Ale tak jest to postrzegane z zewnątrz, natomiast dla osoby, która jest powołana i która wkracza do tej przestrzeni, perspektywa jakby się odwraca. To nie jest patrzenie na świat poprzez kraty - wręcz przeciwnie, to wej­ście w przestrzeń, gdzie wszystko się przed człowiekiem otwiera. W Karmelu Mariam znalazła więc warunki, dzię­ki którym łaski, jakimi obdarzył ją Bóg, mogły się w peł­ni rozwinąć. Znalazła przestrzeń, która daje jej poczucie bezpieczeństwa i intymności w obcowaniu z jej Oblubieńcem. Mówi: nareszcie odnalazłam swój dom.

Ma w tym momencie 21 lat, ale ponieważ jest bardzo drobna i zachowuje wrażliwość dziecka, jest nazywana przez inne siostry Małą Arabką. Ponieważ zaś jest analfabetką, a reguła wymagała śpiewania czy recytacji psalmów w języku łacińskim, zostaje przyjęta do zakonu jako siostra konwerska, a więc przeznaczona do prostych służebnych prac dla zgromadzenia. Widząc jej łaski nadzwyczajne, siostry usiłowały ją uczyć czytania i pisania, ale po trzech miesiącach tych wysiłków Mariam bardzo pokornie poprosiła, aby jej dalej „nie męczyć" i aby mogła powrócić do swoich obowiązków siostry konwerski, czyli zajmować się kuchnią, pralnią, ogrodem i innymi „niższymi" posługami.

Tańcząc ze świętymi

Od momentu wstąpienia do Karmelu Mariam coraz częściej wpada w ekstazę. W tych chwilach uniesień, choć na co dzień miała trudności z wysłowieniem się w języku francuskim, śpiewa piękne, improwizowane hymny i poematy, jej głos zaś, od czasu przecięcia gardła zniekształcony i ochrypnięty, odzyskuje pełną barwę. Mistrzyni nowicjatu tak opisuje ekstazę, której Mariam doświadczyła podczas posiłku w refektarzu w obecności innych sióstr: „Trudno opisać wrażenie, jakie czyniła swą jaśniejącą postacią, błyszczącymi oczyma wpatrzonymi w niebiańską wizję. Uśmiechała się, śpiewała, drżała...". Innym razem w pralni klasztornej: „Była zachwycająca; gołym okiem dostrzec można było, jak w jej rękach bieleje prane płótno...". Słowo „ekstaza" pochodzi od łacińskiego ex-stare: „być poza, na zewnątrz". Jest to sytuacja pewnego nastawienia duchowego; stan, w którym na chwilę opuszcza się swoje ciało. Taki stan, doświadczany na różnych poziomach duchowych, bywa udziałem osób o szczególnej wrażliwości, wizjonerów: poetów, malarzy, nawet reżyserów, architektów; osób, które natchnienie potrafi porwać poza czy też ponad zwykłe postrzeganie rzeczywistości. Zresztą nie tylko ich. Także my możemy przeżyć ekstazę, podziwiając piękno natury. Wyobraźmy sobie kogoś, kto nigdy nie widział morza. I oto pewnego dnia staje w obliczu nieogarnionych przestrzeni oceanu. Taki człowiek nagle traci łączność ze światem, całym sobą chłonie ten widok. Można go ukłuć, a on nawet nie drgnie. Wyszedł poza siebie. Podobnie jest z zakochanymi: czasem po prostu wpatrują się w siebie bez słowa, bez ruchu - są w stanie ekstazy. To samo przeżywa matka, przytulająca po porodzie swoje maleństwo. Widzimy jej niewysłowioną radość. Jest w ekstazie, promienieje szczęściem. Ekstaza to wyj­ście poza siebie. Mariam tak bardzo kochała Jezusa, że to uczucie wprowadzało ją w stan ekstazy; było wszechogarniające i tak potężne, że opuszczała własne ciało, by być blisko Oblubieńca i całej otaczającej go „przemienionej" rzeczywistości.

 Tam zaś doświadczała nadprzyrodzonych wizji. Mariam widziała niebo, piekło i czyściec, osoby Boskie i świętych, anioły i demony, dusze czyśćcowe i niedawno zmarłych. Te ekstatyczne wizje wydarzają się tak często, że wszelkie przejawy obcowania świętych, wizyty Jezusa i Maryi, rozmowy z anioła mi stają się dla niej czymś zwyczajnym i powszednim. Praktycznie nie odczuwa różnicy ani dystansu między zwykłymi osobami, które jej towarzyszą w życiu codziennym, a osobami nadprzyrodzonymi, które przecież też ciągle jej w tym życiu towarzyszą. Co ciekawe, kiedy doświadcza wizji podczas pracy, na przykład gdy pracuje w kuchni, nie tylko o tej pracy nie zapomina, lecz wykonuje ją jeszcze lepiej. Widząc bowiem, że jest przyciągana przez wizje, albo przyspiesza prace, albo ktoś ze świętych po prostu pomaga jej w pracy. Pewnego razu na przykład drobna Mariam przeniosła w kuchni bardzo ciężką skrzynię. Siostry, widząc to, pytają: „Jak ty mogłaś to sama zrobić?". A ona bardzo spokojnie odpowiada, że był tu Jezus i jej pomógł. Bez żadnego zaskoczenia, bez żadnego zdziwienia. ostrzegała przed różnymi niebezpieczeństwami, przed jakimi stoi Kościół, zapowiadała przyszłość pojedynczych osób czy narodów. Wszystko to przeżywała tak realistycznie, że gdy na przykład miała wizję męczeństwa chrześcijan w Chinach, następnego dnia budziła się umazana ich krwią, a gdy modliła się w intencji Ojca Świętego, jej twarz przybierała jego rysy. Choć dla nas to wszystko jest fascynujące i ekscytujące, dla niej stan wizji czy ekstaz, zwłaszcza jeśli był widziany przez innych, stawał się przyczyną głębokiego wstydu i upokorzenia. I dlatego robiła wszystko, żeby w obecności innych nie przeżywać tego typu doświadczeń, np. gdy, czuła że ogarnia ją ekstaza, biegła do studni i ochlapywała się wodą. Jednak zazwyczaj nic to nie dawało, a stan zachwycenia, w który wpadała, potrafił trwać wiele godzin, a nawet dni. Niejednokrotnie, aby Mariam mogła powrócić do świata, musiała interweniować przeorysza. Kiedy zwracała się do niej: „W imię posłuszeństwa proszę, wrócić", ona natychmiast wychodziła z ekstazy.

 

Mariam zazwyczaj nie pamięta, co się z nią działo lub co widziała. Sama z siebie więc nie opowiada o ekstazach, ani tym bardziej się nimi nie przechwala. Siostry z kolei, gdy tylko widzą, że jest w ekstazie i coś mówi, starają się to zapisywać. Mariam ma dwie sekretarki, które jej towarzyszą i w sposób Mariam doświadczała też wizji tego, co się dzieje na świecie w innych miejscach globu lub co ma się wydarzyć. Podczas tych wizji prorokowała, dyskretnie notują jej słowa. Kiedy sama przeorysza, chcąc usłyszeć z jej ust, co widziała, zwraca się do niej: „W imię posłuszeństwa, przypomnij sobie", wtedy Mariam z łatwością opowiada to wszystko, czego doświadczyła. Niejednokrotnie podczas ekstazy Mariam zaczynała tańczyć. Tak jak Dawid, kiedy Arka Przymierza została przeniesiona do Jerozolimy, rozpalony miłością wobec Boga, wyrażał swą radość właśnie poprzez taniec, tak i ona, będąc tak blisko Boga, a zarazem pełna „wschodniego" temperamentu, nie znajdowała innego wyrazu zachwytu, który ją przepełniał. Budziło to zdumienie, choć nie tak duże, jak można by się spodziewać. W tradycji Karmelu bowiem taniec jest jednym z przyjętych i do dziś praktykowanych sposobów wyrażania radości i korzystania z relaksu. Bierze się to stąd, że założycielka zakonu, św. Teresa z Avila, hiszpanka z krwi i kości, często na oczach swojej wspólnoty tańczyła z kastanietami i tamburynami, zachęcając siostry, by przyłączyły się do niej. Dlatego Mariam nie wzbudza zdziwienia, jeśli tańczy w czasie tzw. rekreacji czy w innych stosownych dla tego typu ekspresji chwilach. Jednak jej zdarza się to też podczas modlitwy. Na przykład siostry są pogrążone w medytacji przed Najświętszym Sakramentem, a tu nagle Mała Arabka zrywa się, zaczyna swój taniec i jeszcze puka przy tym do tabernakulum. To oczywiście budziło konsternację. Siostry starały się to sobie tłumaczyć jej „orientalną" kulturą. A ona po prostu tańczyła ze świętymi.

 

Ponad lipami

W Karmelu Mariam doświadcza też daru lewitacji. Pewnego dnia, kiedy siostry spożywają kolację, przeorysza z mistrzynią nowicjatu zauważają, że Mariam jest nieobecna. Szukają jej po całym klasztorze i nagle słyszą dobiegające gdzieś z ogrodu: Camour, 1'amour" (O, miłości, o, miłości). Wychodzą na zewnątrz i nad potężnymi lipami widzą unoszącą się Mariam. Mała Arabka jeszcze kilkakrotnie potem była pociągana w górę przez miłość. W ekstazie, nie zdając sobie z tego sprawy, unosi się, tak jakby nic nie ważyła, coraz wyżej po najcieńszych gałązkach lip i zawisa ponad ich czubkami. Dopiero wzywana przez przeoryszę do posłuszeństwa, schodzi na dół. Ale czasami podczas tego schodzenia gubi sandały, które nazywają się alpagatros- zostają gdzieś tam na gałązkach drzewa. Siostry z delikatności, aby nie dostrzegła tego, co się z nią działo, spodziewając się kolejnej lewitacji, przygotowywały dla niej zawczasu następną parę sandałów pod drzewem. Kiedy lądowała na ziemi, wkładała te sandały, nie zdając sobie sprawy, że nastąpiła ich zamiana.

Myśląc o Bogu, zazwyczaj wznosimy oczy w górę; powtarzamy, że Bóg zasiada na wyżynach. Wydaje się zatem naturalne, że już w czasach prehistorycznych bóstwom oddawano cześć na wzniesieniach, na szczytach gór, w miejscu, które zbliżało do nieba, gdzie powietrze było czystsze; tam człowiek czuł się bliżej Boga. Lewitacja, a więc unoszenie się ciała w powietrzu, to bardzo fizyczny, namacalny przejaw zbliżania się człowieka do Boga; przejaw tego, że Bóg przyciąga go do siebie i wzywa, by oderwał się od wszystkiego, co go trzyma na ziemi - zapomniał o przemijającej, nieważnej doczesności - i wzbił się ku Niemu. Doświadczenie to stało się udziałem wielu świętych. Oczywiście, nie wolno zapominać o największej, najwspanialszej lewitacji - o chwili wstąpienia Jezusa do nieba. To również uświadamia nam, że zmartwychwstanie Jezusa może stanowić dla nas wezwanie, by wznieść się ku Bogu. Problemy dnia codziennego powinniśmy rozwiązywać, wznosząc się do góry, a nie szamocząc się. Z góry zyskuje się inną perspektywę. Święty Jan od Krzyża powiedział, że na szczycie Karmelu człowiek wyzwala się i widzi wszystko; ale też patrzy inaczej - spojrzeniem pochodzącym z góry. Od czasu do czasu zdarzało się więc, że uniesiona miłością do Boga Mariam wznosiła się gdzieś wysoko ponad lipami. Oczywiście, był w tym element nadprzyrodzony, ale chyba najbardziej nadzwyczajne jest to, że można aż tak kochać Boga. Jeśli aż tak szaleje się za Bogiem, wzlot na wysokość drzewa przestaje być wyczynem.

 Fragment tekstu - Rafał Tichy, MAŁA ARABKA - kaprys Boga, Martix Rechrystianizacja, Fronda 42 (2007)