Jeżeli czegoś nie rozumiemy, słabo się na tym znamy i gdy nawet chcemy się doedukować w danym temacie, to niezbyt łatwo wchodzi nam on do głowy, nasz piękny i bogaty język ojczysty oferuje co najmniej kilka określeń tego stanu rzeczy. Jednym z nich jest związek frazeologiczny „to dla mnie czarna magia”.

Po „czarną magię” zdecydowała się ostatnio sięgnąć znana pisarka, Maria Nurowska. Wierzyć czy też nie, Nurowska postanowiła zaszkodzić prominentnemu politykowi PiS-u przy użyciu laleczki voo-doo. Co więcej, publicznie się tym pochwaliła. W sumie pisarka od dłuższego czasu wypisuje w mediach społecznościowych rzeczy, powiedzmy, dziwne, jak chociażby sen o Orianie Fallaci. Przyjmijmy, że ludzie zajmujący się sztuką, a zalicza się do niej m.in. literatura, mają dość bujną wyobraźnię. I w tej kwestii można powiedzieć, że Nurowska rzeczywiście wykazała się bujną wyobraźnią. Za jakieś tam „zwykłe” groźby karalne, typu że „zrzuciłabym kogoś z PiS ze schodów”/”spaliłabym politykowi PiS dom”/”pobiłabym Piotrowicza”, „totalnie opozycyjna” pisarka mogłaby napytać sobie poważnej biedy, bo na to są paragrafy... Zawsze mogłaby jednak wówczas udawać więźniarkę polityczną, ofiarę represji kaczystowskiej dyktatury. No a wiadomo, że za zabawy w czarną magię nikt jej raczej nie ukarze (przynajmniej tu na ziemi). Nawet gdyby posłowi Piotrowiczowi rzeczywiście coś się stało po wpisie Nurowskiej, to czy ktokolwiek udowodni, że miało to związek z jej urokami, a przede wszystkim- że rzeczywiście chciała doprowadzić polityka do „kalectwa lub małego wylewu” przy pomocy laleczki voo-doo, czy po prostu sobie makabrycznie zażartowała. Poza tym wszystko mogłoby się skończyć w taki sposób, że „prokuratura Ziobry” czy „sądy Ziobry” zajmują się gusłami, zamiast na przykład „faszystami” z Marszu Niepodległości. To, czy pani Nurowska naprawdę rzuca uroki na polityków PiS, jest przede wszystkim sprawą jej duszy i jej sumienia i może w tej kwestii napytać sobie nawet większej biedy, aniżeli gdyby zamieściła na swoim profilu groźby karalne pod adresem Stanisława Piotrowicza. Przestrzegła ją zresztą koleżanka z nowoczesnej, postępowej „elity” intelektualnej, Agnieszka Holland, która stwierdziła, że w młodości zabiła 2 osoby, „bawiąc się” właśnie laleczką voo-doo, na co pisarka uspokoiła, że aż tak drastycznie nie będzie i wystarczy mały wylew czy kalectwo.

Mimo iż trudno powiedzieć, że Maria Nurowska reprezentuje całą opozycję, to wpis o laleczce voo-doo, skądinąd głupi, mówi nam wiele o kondycji wielu przeciwników PiS-u. Może nawet nie tyle o kondycji, co o ich morale. Najwyraźniej niektórzy już nie wierzą w to, że uliczne protesty, kopanie barierek pod Sejmem, wwożenie do budynku parlamentu zadymiarzy w bagażniku (cóż, trudno mówić inaczej o człowieku, który zebrał grupę ludzi, by zakłócać uroczystości poświęcone tragicznie zmarłym rodakom, w największej po II wojnie światowej katastrofie, który potrafił spalić swój dowód tożsamości, dokument potwierdzający obywatelstwo polskie, który otaczał się takimi ludźmi jak pewien przemiły ochroniarz, właściciel firmy o jakże wymownej nazwie „Farmazon”), krzyki i wyzwiska, torpedowanie prac komisji sejmowych, lans na protestach i powtarzanie bajek o dyktaturze, raz na miarę tej stalinowskiej, raz- hitlerowskiej, skargi do zagranicznych polityków i instytucji cokolwiek dają. Może jednak trzeba uwierzyć w słowa jednego z prominentnych niegdyś polityków Platformy Obywatelskiej („wygracie sobie wybory to będziecie rządzić”) czy byłej premier o tym, że władzę zmienia się tylko w demokratycznych wyborach. Ale to napawa zgrozą, bo przyjdzie czekać jeszcze całe dwa lata, a i wtedy nie wiadomo, czy uda się pokonać PiS. Czy kiedy politycy opozycji wyraźnie nie mają pomysłu na Polskę, zachowują się coraz bardziej irracjonalnie, nie mają programu, pomysłów, które mogłyby trafić do Polaków, zostaje agresja, a może też „niekonwencjonalne metody”, takie właśnie, jak „rzucanie uroków”? Czy to tylko wynik desperacji? A może próba sprowokowania, sprawdzenia, czy „pisowski” wymiar sprawiedliwości zacznie ścigać Nurowską za gusła? Nie wiemy, czym się kierowała pisarka, jeśli nawet miał to być żart, to wyjątkowo kiepski.

Ale nasuwa się też inne spostrzeżenie. Może demokracja, która działa w taki sposób, że wybory wygrywa ten polityk (lub ta partia), który zdobędzie najwięcej głosów? Zdarza się (tak jak obecnie w Polsce), że zdobędzie samodzielną większość. Nawet jeżeli mamy pewne zastrzeżenia do trybu, w jakim większość parlamentarna procedowała swoją reformę sądownictwa (legislacyjne Pendolino?), politycy Zjednoczonej Prawicy, a także- komentatorzy przychylni obecnemu rządowi (np. były premier, Jan Olszewski) podkreślają, że było to uzasadnione zachowaniem parlamentarzystów opozycji. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości: Krystyna Pawłowicz i Marek Ast mówili w wywiadach dla naszego portalu, jak zachowywali się parlamentarzyści Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej podczas obrad sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Czy zamiast hamować reformę, nie lepiej przekonać się, jak będzie działać w praktyce i czy rzeczywiście ma być tak źle?

„Elity” opozycji totalnej, które chwalą się, że zajmowały się, czy to obecnie, czy w przeszłości (Maria Nurowska, wcześniej- Katarzyna Holland, a także- znana z niechęci nie tylko do obecnego rządu, ale i do... Kościoła Katolickiego, prof. Magdalena Środa), ni mniej, ni więcej a właśnie gusłami, na każdym kroku atakują nie tylko obecną władzę, ale i ludzi, którzy ją wybrali lub też są albo, przypuszczalnie, mogą być beneficjentami jednego ze sztandarowych programów PiS-u, czyli 500 Plus. Niemal codziennie, a w każdym razie bardzo często, słyszymy coraz to nowe wyrazy pogardy pod adresem „człowieka prostego”: nie tak pięknego, nie tak bogatego, może niezbyt wykształconego (na pewno wyborca PiS, na pewno połasił się na 500 Plus, za te 500 złotych sprzedał Polskę). Słyszymy i czytamy o „januszach” nad morzem, o tym, że w Polsce jest duszno albo po prostu śmierdzi, o „chamach” i „kołtunach”. Widzimy ataki nie tyle na polityków Prawa i Sprawiedliwości, co na ich wyborców. Jeżeli nie są oni wyzywani od "januszów", "chamów", "oszołomów", to są "edukowani", oświeceni artyści i profesorowie pochylają się z troską nad "pisowskim ciemnym ludem", któremu to 500 plus ma prędzej czy później odbić się czkawką. Cóż, nawet jeżeli przeciętny wyborca PiS nie jest tak „światły”, jak pani Holland czy pani Nurowska albo pan Kużniar i pan Stuhr, to tak właśnie działa demokracja.

I wygląda na to, że demokracja to dla wyżej wymienionych i im podobnych... nomen omen, „czarna magia” (w znaczeniu przytoczonym na początku tekstu). Miejmy jednak nadzieję, że nie wszyscy, a tylko pojedyncze przykłady, używają jej przeciwko demokratycznie wybranej władzy. Już zdrowiej jednak protestować przed Sejmem.

JJ