Publicysta Ulrich Fichtner w najnowszym wydaniu tygodnika "Der Spiegel" bardzo krytycznie wypowiada się na temat przyszłości Niemiec. Wskazuje, że Niemcy, podobnie jak kiedyś Imperium Osmańskie, po okresie dobrobytu popadły w stagnację i przestały się rozwijać.

- Społeczeństwo, które zamyka się na zmiany, na dłuższą metę nie utrzyma dostatku. Kraj, który próbuje zatrzymać czas, aby korzystać z osiągniętego dobrobytu, upadnie. Kultura, która żywi się jedynie przeszłością i teraźniejszością, a do przyszłości odwraca się plecami, jest skazana na zagładę - pisze publicysta.

Publicysta przyznaje, że obecnie mówienie o kryzysie egzystencjalnym w Niemczech może wydawać się niepoważne. Kraj przed pandemią znajdował się bowiem w bardzo dobrej sytuacji, poprzedzonej latami solidnego wzrostu gospodarczego.

Fichtner stwierdził, że po przyjrzeniu się danym statystycznym ciężko byłoby znaleźć symptomy zbliżającego się kryzysu. Natomiast powołał się na liczne przykłady z wielu branż, które wskazują na problemy, brak reform, skandale.

Przede wszystkim zdaniem autora Niemcy nie podążyły śladem krajów skandynawskich w dążeniach do budowy społeczeńst cyfrowych i obecnie reprezentują co najwyżej przeciętny poziom.

- Na liście „Speedtest Global Index” krajów uprzemysłowionych, utworzonej na podstawie szybkości dostępnego internetu, Niemcy zajmują 34 miejsce, podczas gdy Rumunia, Dania, Francja, Szwajcaria, Hiszpania i Węgry znalazły się w pierwszej dziesiątce - wskazał w swoim artykule publicysta.

Fichtner twierdzi ponadto, że nie sposób obarczać Angeli Merkel winą za niechęć Niemców do nowości technicznej. Jego zdaniem kanclerz brakuje "pasji i woli czynu".

W dalszej części artykułu publicysta wskazuje na rosnącą stagnację społeczeństwa niemieckiego i skupienie się jedynie na utrzymaniu istniejących przywilejów i dobrobytu.

- Kraj, który wynalazł kolej elektryczną, praktycznie nie jest w stanie zbudować nowego dużego dworca. W ojczyźnie Otto Lilienthala, który jako pierwszy człowiek żeglował w przestworzach, państwo przez ponad dekadę nie potrafi zbudować lotniska w swojej stolicy. Sale koncertowe w Monachium i Bonn są przez lata planowane, ale ich budowa kończy się fiaskiem. Metropolie takie jak Kolonia i Berlin próbują bezskutecznie wyremontować swoje opery. Mieszkańcy Hamburga i Monachium nie chcą igrzysk olimpijskich w swoich miastach - wskazał publicysta.

Fichtner podkreślił ponadto, że niemiecki przemysł motoryzacyjny znajduje się w złej sytuacji.

- Założone w 2003 r. przedsiębiorstwo Tesla jest w marcu 2021 r. ponad dwukrotnie więcej warte niż trzy wielkie niemieckie koncerny samochodowe – Volkswagen, Daimler i BMW - zauważa dziennikarz.

W ocenie autora tę branżę, od lat uważaną za niemiecką specjalność, również dotknęła stagnacja.

- Zamiast projektować najlepsze silniki elektryczne i przestawić się na jazdę bez kierowcy, przemysł motoryzacyjny skierował wszystkie siły na obronę „starego dobrego Diesla”. Lata stracone w ten sposób są nie do odrobienia - stwierdził.

- Nadchodzą ciężkie czasy - pesymistycznie skonkludował autor.

jkg/deutsche welle