Ministerstwo edukacji jeszcze w sierpniu chwaliło się, że darmowy Elementarz dotarł do wszystkich szkół na czas. Nikt jednak nie mówił, jakie były koszty tego przedsięwzięcia. Jak podaje Radio Maryja, sporo za to zapłaciliśmy.

Do przetargu na dystrybucję „Naszego elementarza” stanęły cztery firmy, jednak nie wybrano zwycięzcy. Dlatego zadanie powierzono kuratoriom, a te – działając w pośpiechu – płaciły dostawcom z wolnej stopu znacznie więcej, niż zakładano na początku.

Tworzeniu darmowego podręcznika towarzyszył chaos. „Narzucono nieprawdopodobne terminy, dokonano fatalnych zmian w prawie, m.in. brak daty do ogłoszenia tego, jaki podręcznik jest wybrany. To narzuciło oczywiście bardzo duże kłopoty przy wyłonieniu dostawcy pierwszej części. Zadanie to otrzymali kuratorzy, dla których jest to kompletnie niezrozumiałe. Kurator powinien zajmować się czym innym, nie rozprowadzaniem książek. To początek XXI wieku, a kurator niczym listonosz rozprowadza podręczniki – to jakiś kompletny absurd. Oczywiście w takim chaosie, zamieszaniu, interes publiczny w postaci pieniędzy schodzi na plan dalszy i to jest całe tło tego przedsięwzięcia” – komentuje w rozmowie z Radiem Maryja poseł Lech Sprawka, członek sejmowej Komisji Edukacji.

Każde z wojewódzkich kuratoriów umowę podpisywało oddzielnie, istnieje więc duża różnica wartości poszczególnych kontraktów. Różnica sięga nawet 44 tys. złotych.

MaR/Radiomaryja.pl