Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Rosja jest już słaba i właściwie wszyscy liczący się analitycy i eksperci to potwierdzają. Świadczy o tym wiele czynników, jak chociażby wysyłanie bezpośrednio na front rekrutów dopiero do zwerbowanych i nie zapewnienie im nawet koców, śpiworów czy żywności, a nawet wody czy opału.

Pojawiają się więc przypuszczenia, a nawet twierdzenia, że Władimir Putin walczy obecnie o przeżycie i z tego wynikają te wszystkie paniczne jego ruchy, byle było co mówić w rosyjskich reżimowych mediach, żeby utrzymać obraz silnego wodza, który walczy i wygrywa z Zachodem, a Ukraina za chwilę padnie całkowicie. No i oczywiście, żeby mieć czym straszyć Zachód.

Tȟašúŋke Witkó („Szalony Koń” – tł. red., to pseudonim na portalu społecznościowym Twitter), emerytowany żołnierz, weteran misji NATO w Iraku i Afganistanie: W mojej ocenie największym problemem Putina jest to, że w jego otoczeniu nie ma człowieka, który powiedziałby mu, że państwo nie działa. To działa w ten sposób, że jakiś dajmy na to komendant w Irkucku przez lata brał łapówki po to, żeby do odbycia służby wojskowej nie kierować synów zamożnych Rosjan. W związku z tym ten materiał ludzki, jaki trafiał do rosyjskiej armii był słaby, biedny. Zabrakło im też takiego sprytu życiowego, ponieważ nie ma co ukrywać, że w państwie skorumpowanym - jakim bez wątpienia jest Rosja – rządzi pieniądz i cwaniactwo, natomiast przez tę sieć wojenkomatów wyłapywane są jednostki słabe i niezaradne życiowo. Tym sposobem ta jakość armii rosyjskiej pociągnęła to wszystko w dół. Tak się tam działo na każdym szczeblu i prawdopodobnie przez minimum dwie dekady. Nie ma przecież najmniejszego powodu sądzić, że za czasów Jelcyna było z tym lepiej. Możemy nawet próbować postawić tezę, że od początku lat 90-tych, a więc od totalnego upadku Związku Sowieckiego, a więc praktycznie trzy dekady, ten system cedzenia poborowych i wcielania ich do armii opierał się na korupcji. Jak już wspomniałem, szli więc biedni i najsłabsi psychicznie i oni całą tę armię ciągnęli w dół. Tak przeszło ponad pokolenie, no i teraz mamy zderzenie dobrze wyszkolonych i całkiem nieźle wyposażonych Ukraińców, którzy działają na NATO-wskim systemie planowania walki i dowodzenia ze słabą jakościowo Rosją. Tutaj chciałbym zwrócić także uwagę na to, że szkolenie dowództw i sztabów rosyjskich jest też bardzo słabe. Trudno się tam dopatrzyć się czegokolwiek nowatorskiego, zarówno na poziomie strategicznym, jak i środkowym – operacyjnym, a kończąc na taktycznym. To nadal jest epoka – można powiedzieć żartobliwie – Żukowa, czyli czołgów jadących na wprost i wybuchających na minach. Przeciwnik natomiast, Ukraina, dysponuje zaawansowanymi środkami do obrony przeciwpancernej, a więc pociskami kierowanymi, minami, dronami itd. Widać więc już wyraźnie, że brak świeżej myśli i nowych koncepcji operacyjno-strategicznych i taktycznych u Rosjan powoduje, że ich wojsko zwyczajnie się wykrwawia. Ewidentnie mamy tu zwycięstwo planowania NATO-wskiego nad tym rosyjskim, które jest archaiczne i słabe, a przy tym kompletnie przestarzałe. Można też domniemywać, że dowódcy są tam wyznaczani według jakiegoś klucza partyjnego. Ja osobiście nie widziałem niczego przez ten cały okres rosyjskiej agresji na Ukrainę co mogłoby zaskoczyć, czy chociażby zainteresować od strony tego profesjonalizmu wojskowego. Mówiąc slangiem, jest to typowa rąbanka czołgami, która zamieniła tysiące rosyjskich żołnierzy w mięso armatnie.

Musimy tu także zaznaczyć jedną rzecz, a mianowicie, że wiemy tyle i tylko tyle – i to w tym wszystkim jest najważniejsze – ile chcą strony tego konfliktu. W mojej ocenie jest tak, że wszystkie wiadomości, jakie do nas docierają, są spreparowane i albo przesadzone albo pomniejszone. Trwa wojna i nie można się temu dziwić, ponieważ – cytując stary już banał – pierwszą ofiarą wojny jest prawda.

Żaden matematyk nie rozwiąże więc równania opartego na samych niewiadomych, a my tak naprawdę wiemy, że wiemy niewiele. W związku z powyższym uważam, że wiele moich wniosków i opinii, które wygłaszam jest mylnych, podobnie zresztą jak i innych specjalistów. Musimy więc dać sobie tutaj duży margines błędu i z pokorą czekać na to, co przyniesie los.

Po tym jak już ucichły pierwsze spekulacje i można spojrzeć na to z pewnego dystansu, chciałbym zapytać, kto Pana zdaniem wysadził Most Krymski?

Nadal jest sporo spekulacji na ten temat, ale w mojej ocenie zrobili to jednak Ukraińcy. Gdyby to zrobili Rosjanie, to zniszczenia nie byłyby aż tak duże, ale Ukraińcom nie do końca to wyszło tak, jak było to – jak sądzę - planowane. Dla Ukraińców ważniejsze było zniszczenie linii kolejowej, ponieważ tą drogą odbywa się rosyjski transport zbrojeniowy. Szosa, z punktu widzenia strategii wojskowej, nie jest aż tak ważna, jak właśnie kolej. Logistyka rosyjska na tych najwyższych szczeblach, a więc armia, korpus i średnich – dywizja, jest realizowana koleją. Uważam też, że nieprzypadkowo ta ciężarówka wybuchła, kiedy mijała skład kolejowy z paliwami.

Tak więc, gdyby Rosjanie chcieli zrobić jakąś dywersję, żeby mieć pretekst do uderzenia na Ukrainę, to zniszczenia byłyby efektowne, ale nie efektywne. Całkowicie zawalona jedna nić szosy, poważnie uszkodzona trakcja kolejowa powodują bardzo duże perturbacje dla zaopatrzenia logistycznego wojsk walczących w rejonie Chersonia, ale także i Zaporoża. Jedno ze źródeł, do którego dotarłem podało, że nawet do 75 procent rosyjskich dostaw szło wcześniej przez ten most koleją.

Transport został jak wiemy wstrzymany, ponieważ to że ten most nadal stoi nie oznacza, że on nadaje się obecnie do intensywnego transportu. Ponadto jeden z chińskich inżynierów w mediach społecznościowych podał, że – co w żadnym wypadku nie jest dla mnie zaskakujące – Most Krymski jest zbudowany z bardzo słabych jakościowo materiałów. Jeśli więc ten pociąg palił się nawet kilka godzin, to stal mogła się rozhartować, a żelbeton pod wpływem wysokiej temperatury też mógł stracić odpowiednie właściwości nośne dla tego typu konstrukcji.

W obliczu tej sytuacji Rosjanie mają nadal duży problem.

Gdyby Rosjanie zrobili pokazówkę sami dla siebie, to saperzy jednak by przesadzili. Tego oczywiście też nie można wykluczyć. Niemniej jednak ja osobiście skłaniam się do tego, że za tym stoją Ukraińcy – wywiad wspólnie z siłami specjalnymi. Jest to tajemnica, która światło dzienne ujrzy zapewne za kilkanaście lat.

Pan Witold Gadowski w jednym ze swoich ostatnich komentarzy tygodnia odnosząc się do tego tematu, korzystając ze źródeł z Ukrainy, Białorusi i Rosji podaje – nie dosłownie oczywiście, ale w moim odczuciu jednak wskazuje na działania dywersyjne Rosji.

Mówi się też, że uszkodzenia gazociągu Nord Stream 1 i 2, linii energetycznej biegnącej po dnie Bałtyku i wybuchy na Moście Krymskim należy jednak łączyć z działalnością Kremla. Czy nie sądzi Pan, że jednak może to być słuszne rozumowanie?

Nawet wojska specjalne nie są w stanie takiej operacji przeprowadzić samodzielnie. W mojej ocenie jeśli wykonywałyby to takie jednostki, obojętnie czyje – czy to rosyjskie, islamskie czy ukraińskie - to niezbędne byłoby współdziałanie wojska z wywiadem wojskowym, kontrwywiadem i być może też ze służbami cywilnymi. Nie jestem w stanie w tym względzie wypowiedzieć się wiążąco, ponieważ nie posiadam koniecznego do tego doświadczenia. Snucie jakichś teorii byłoby więc jedynie powielaniem książek Toma Clancy’ego czy też innych autorów powieści sensacyjnych.

Natomiast sama sekwencja wybuchów zarówno w Rosji, jak i na Bałtyku daje analitykom bardzo dużo do myślenia. Trzeba to odłożyć na osi czasu i analizować, po prostu. Nic ponadto.

Jak długo Rosja jest jeszcze w stanie walczyć? Jak mówią niektórzy eksperci Putin i jego dowódcy postawili na efektowność a nie efektywność. Chcieli też przestraszyć Ukrainę ilością wystrzelonych pocisków.

Z przykrością uważam, że bardzo długo, ponieważ – niestety dla nas wszystkich – Rosja posiada dużo większe rezerwy niż Ukraina. Jeśli Zachód będzie wspierał Ukrainę metodą kropelkową, w sposób niesystematyczny i z dużymi oporami, to Ukraina nie będzie w stanie wykonać kontrofensywy, ponieważ to, co obserwujemy od odbicia Charkowa i okolic to jest raczej kontruderzenie. To jest szczebel o wiele niższy. Co jest potrzebne Ukrainie? Przede wszystkim dużo sprzętu, gównie pancernego, czyli czołgów oraz sprzętu, który wspiera piechotę, a więc bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych. Ponadto artylerii i innych środków. Potrzebne jest też zgromadzenie dużego potencjału, zarówno technicznego, czyli – powtórzę – czołgów, transporterów, bojowych wozów piechoty, armat, armatohaubic i wszystkich innych środków artyleryjskich, a następnie przygotowanie, odpowiednie logistyczne zaopatrzenie ludzi i sprzętu, ustawienie logistyki na odpowiednich etapach, przygotowanie ugrupowania bojowego i wykonanie kontrofensywy zgodnie ze wszystkimi prawidłami sztuki wojennej. Co to oznacza? Na głównych kierunkach natarcia ukraińskiego stosunek sił powinien wynosić nie mniej niż 6 do 1 – czyli na głównym kierunku przyszłego natarcia ukraińskiego na 1 czołg rosyjski powinno być nie mniej niż 6 czołgów ukraińskich. Na pozostałych kierunkach, które nie są główne, powinno tego być nie mniej niż 3 do 1. Dopiero wtedy, po długotrwałym przygotowaniu artyleryjskim, czyli po kilku godzinach strzelania artylerii na pozycje rosyjskie te czołgi, bojowe wozy piechoty i transportery powinny ruszyć do natarcia. Wykonanie ofensywy na wojska rosyjskie może być trudne, ale nie jest to nie do wykonania. Ażeby to Ukraińcom się udało, to Zachód musi im jednak dostarczyć odpowiedni i w odpowiedniej ilości sprzęt. Rosjanom pozostały już przeważnie czołgi słabe jakościowo, stare T-72, T-64, T-62, ale mają ich jednak jeszcze do dyspozycji sporo. Niektóre jeżdżą a inne strzelają, ale problem jest taki, że po stronie rosyjskiej te zasoby są jednak dużo większe. Związek Radziecki szykował się przecież do wojny z Zachodem od późnych lat 40-ych XX wieku.

Miejmy jednak nadzieję, że Zachód się ocknie i zaopatrzy Ukrainę na tyle szybko i sprawnie, że Ukraina będzie miała szansę wypchnąć Rosjan, żeby wojska agresora znalazły się w położeniu sprzed 2014 roku.

Czy to zamknie problem Rosji? Samo wyzwolenie Ukrainy chyba jednak nie wystarczy?

Problem Rosji zamknie jej rozpad na kilka lub kilkanaście państw, czy też wręcz państewek. Kolejnym elementem jest doprowadzenie do stanu, w którym wokół Moskwy można będzie zakreślić promień około 150 do 200 kilometrów. I dopiero takie kadłubkowe państwo załatwi sprawę. Rosjanie nie mogą mieć pieniądza, rekruta i kopalin energetycznych. Problem Rosji wbrew pozorom może zamknąć cierpliwość Chińczyków, którzy pewnego pięknego dnia – w tej chwili mamy też duży marsz Chińczyków na Syberię – zajmą te tereny pokojowo lub siłowo. Energochłonna gospodarka Chin potrzebuje kopalin energetycznych i tak naprawdę problem Rosji może zamknąć – jak mogę przypuszczać – dopiero odcięcie Moskwy od rejonów bogatych w kopaliny. Jest to moja, że tak to określę, domorosła teoria i zapewne znawcy Rosji i zagadnień związanych z energetyką mogą mieć w tej kwestii głos polemiczny, którego ja osobiście z pokorą wysłucham.

Poza koncepcją podziału Rosji na mniejsze państwa czy też państewka, pojawiają się też opinie pozbawienia Moskwy armii, o czym już Pan mówił, a nawet wprowadzenia stref okupacyjnych. Co Pan o tym sądzi?

Ale kto i jak miałby to wykonać? Niemcy, Stany Zjednoczone? Rosję mogą okupować Chiny, ale to skutkowałoby tym, że zamiast osłabionego rannego niedźwiedzia dokarmilibyśmy już nie tygrysa ale tygrysa szablozębnego, że użyję takiego porównania. Rodziłoby to kolejne zagrożenie połykania innych krajów, tyle że tym razem przez Chiny.

Obecna Rosja, to nadal nie są Niemcy z maja 1945 roku, żeby na terenie Niemiec i Austrii zbiegły się interesy francuskie, rosyjskie, amerykańskie i brytyjskie. Kto przy współczesnej demografii – bierzemy tu pod uwagę tylko państwa zachodnie – kiedy biały człowiek jest w odwrocie, kiedy biały katolik czy ogólnie chrześcijanin jest szykanowany i sam boryka się nawałą islamską i człowieka śniadolicego – tak to nazwijmy – kto wystawi, tak z grubsza szacując,15 dywizji do okupacji Rosji? Jakie to są koszty i kto je udźwignie?

Jak tu też mogę się mylić, ale osobiście uważam, że na chwilę obecną jest to niemożliwe do wykonania. To nie jest Europa i Stany Zjednoczone przerażone hekatombą lat 1939-45. Ja nie jestem też do końca przekonany, czy mieszkaniec Bawarii dla przykładu, który ma dobrą gażę płaconą w euro i gdyby gospodarka niemiecka miała się świetnie i nadal mogłoby tak być dzięki rosyjskim kopalinom, czy ten obywatel Niemiec tak do końca chce wiedzieć, czym tak naprawdę jest Rosja i kim są jej obecni włodarze. Czy jakiś typowy Schmidt z Berlina, który jak na typowego Niemca przystało je kiełbasy i popija piwem, będzie się przejmował losem jakiegoś Czukcza. Oni będą to moim zdaniem mieli w bardzo głębokim poważaniu. Czy taki typowy obywatel kraju Europy Zachodniej będzie w stanie zgodzić się na większe podatki po to, żeby Niemcy na przykład, których armia też jest całkowicie zdegenerowana, wystawili kolejne 5 dywizji i wysłali je do Rosji? To przecież nie leży w niemieckiej mentalności, to po pierwsze. Mówimy o okupacji Rosji, do której Niemcy zdecydowanie chętni nie są, ale za to z ogromną przyjemnością okupowali by Polskę, jak wszyscy wiemy, to po drugie.

Kolejnym elementem mentalności niemieckiej jest to, że oni są wychowani w tzw. wstydzie wojennym. Jeśli mieliby się w taki proces w jakikolwiek sposób włączyć, to uważam, że ewentualnie ekonomicznie, ale w żadnym wypadku nie zbrojnie. Przekupując elity i nie tylko, w czym są znakomici, bo wystarczy spojrzeć choćby na polską scenę polityczną, żeby to wyraźnie zobaczyć. Rozlewanie krwi niemieckiej byłoby dla nich droższe, niż wylewanie strumienia euro na ewentualne przekupywanie postputinowskich elit. Poza tym z ich armią obecnie jest bardzo słaba. Także w grę może tu wchodzić – w mojej ocenie i przy całkowitym puszczeniu wodzy fantazji – jedynie jakiś szwindel ekonomiczny, nie zaś jakaś typowa akcja zbrojna.

Chcę zwrócić jeszcze uwagę na jedną sprawę. Otóż, zakładając czysto teoretycznie, jeśli Zachód, NATO i państwa szeroko rozumianej demokracji zaczęłyby forsować pomysł rozbioru Rosji i okupowania tego, co z niej zostanie, przy tworzeniu stref okupacyjnych, to obawiam się, że wtedy w samoobronie Rosjanie mogliby użyć broni ABC, a na ten miks żadna demokratyczna władza chyba jednak sobie nie pozwoli.

Czy usunięcie Putina mogłoby być wyjściem z tej sytuacji?

Muszę niestety znów odpowiedzieć pytaniem: no ale, kto po Putinie? Tam mamy walkę służb cywilnych, z których wywodzi się właśnie Putin z armią i jej służbami. Co jakiś czas pojawiają się doniesienia prasowe o tym, że stanowisko traci ten czy inny człowiek Putina, ale za chwilę się okazuje, że to była kolejna dezinformacja, która nie bardzo wiadomo w jakim celu jest prowadzona.

Należy też zwrócić uwagę na to, że nie ma zbyt wielu wystąpień medialnych triumfalnych ani Szojgu ani Gierasimowa. Możemy się więc domyślać, że są obecnie w niełasce. Przypomnę jeszcze raz to, o czym już mówiłem, że należy wziąć pod uwagę na słabość rosyjskiej myśli strategicznej. Ten straszak i tak pałka zwana przez dekadę doktryną Gierasimowa, gdy przyszedł czas próby, okazała się całkowicie słaba.

Kto zatem będzie po Putinie? Ja rozważałbym dwie opcje. Albo to będzie żołnierz albo funkcjonariusz FSB.

A Aleksiej Nawalny?

Nie wiem czy Nawalny posiada na tyle sił i środków, żeby został dopuszczony do tego środowiska. On jest oczywiście mocny w mediach i robi jakieś pato-streamy…

No właśnie. Niektórzy uważają, że te jego pato-streamy są w pełni kontrolowane przez rosyjskie służby.

To w jakieś mierze uzyskuje potwierdzenie, w tym, że on przecież nadaje z kolonii karnej. A kto może mieć możliwość, żeby coś takiego robić? To oczywiste, że jest to teatrzyk.

My obecnie nie wiemy, co się dzieje w rosyjskiej armii i tamtejszych służbach. Jeśli bowiem ta ich tzw. „operacja specjalna” miała potrwać kilka dni, a trwa już dziewiąty miesiąc, to ktoś z tego jest z całą pewnością rozliczany i trwa wzajemne obrzucanie się winami.

Uważam, że jeśli będzie wymiana Putina, to jego miejsce zajmie ktoś z armii i któryś z rosyjskich żołnierzy przejmie władzę.

Odnosząc się do tej nieudanej i zakończonej już mobilizacji, pojawiły się takie statystyki, że z poboru rezerwistów, który ogłosił Putin, zdatnych do walk mogło być ok. 18 tys. rezerwistów. Tyle właśnie uczestniczyło w miarę regularnie w ćwiczeniach, które były tam dla nich organizowane. Zapowiadano jednak pobór ok. 300 tys. wojskowych. Cyfry zasadniczo się różnią. Czy to nie był więc kolejny straszak Rosji?

Rosja oczywiście miała ochotę wcielić 300 tys., tyle tylko, że sami nie zdawali sobie sprawy z tego, czy dysponują, a dysponują niczym.

Jeśli od najniższego szczebla do najwyższego szły celowo zakłamywane meldunki i jeszcze każdy dołożył po 1000 żołnierzy i z każdego punktu spłynęły meldunki zawyżone, no to w końcu na szczeblu centralnym wyszło im 300 tysięcy. Warto podkreślić, że tam wszyscy się okłamują.

Ktoś za pewne wziął pieniądze za szkolenie, przepił, przepalił. Inny zbudował dom i złożył uspokajający meldunek na papierze, który jak wiadomo wytrzyma wszystko. Kiedy jednak przyszło „sprawdzam”, to okazało się, że – jak w znanej bajce – król jest bosy i nagi. I tak dokładnie to tam wygląda.

Uprzejmie dziękuję za rozmowę.