Natychmiast jakby łuski spadły z jego oczu i odzyskał wzrok, i został ochrzczony. (Dz 9, 18)

Kiedy usłyszałam po raz pierwszy tytuł polecanej dziś książki – „Miód ze skały. Historie nawróconych Żydów” Roy’a Schoemana – pomyślałam o św. Pawle Apostole. Wydaje mi się, że właśnie ten żarliwy założyciel wielu wspólnot chrześcijańskich w I wieku jest takim archetypem nawróconych Żydów. Wcześniej zwalczał chrześcijan, w tym właśnie celu udał się do Damaszku z upoważnienia Sanhedrynu, „siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich [...]. Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: Szawle, Szawle, dlaczego mnie prześladujesz?” (Dz 9, 1-4). I właśnie w tym momencie – ku jego zaskoczeniu zagorzałego faryzeusza – doznał łaski nawrócenia. Potem jego życie potoczyło się diametralnie.

Akt nawrócenia zdarza się w najmniej spodziewanym momencie – mówią bohaterowie prezentowanej książki, Żydzi (wśród nich jest także autor). W „Przedmowie” czytamy: „Miód ze skały” to szesnaście wstrząsających historii współczesnych Żydów, kobiet i mężczyzn, którzy odnaleźli pełnię judaizmu i wypełnienie się przymierza w Jezusie Chrystusie. Niektórzy pochodzą z zeświecczonych, liberalnych, a nawet ateistycznych rodzin żydowskich, podczas gdy inni wywodzą się z domów ortodoksyjnych lub nawet chasydzkich. Niektórzy nie posiadali głębokiej znajomości judaizmu, podczas gdy inni obracali się wśród najbardziej wykształconych w dziedzinie teologii Żydów swoich czasów. Niektórzy byli bogaci i odnieśli ogromny sukces w życiu, inni żyli na marginesie społeczeństwa. Ale cechą wspólną ich wszystkich była głęboka tęsknota za Bogiem, która nie dawała im spokoju, póki nie odnaleźli Boga we własnej osobie w Kościele katolickim.

Od siebie dodam, że nie ma w tej książce żadnej fikcji literackiej, wymyślonych postaci, chociaż przedstawione tutaj zdarzenia często wymykają się racjonalnemu czy zmysłowemu poznaniu, po prostu – nie mieszczą się w naszych ludzkich, ziemskich możliwościach wiedzy, zdumiewają, zaskakują, nie podlegają konwencji prawdopodobieństwa, a mimo to są faktograficzne.

Jednym z tych nawróconych jest autor prezentowanej książki, Roy Schoeman – historię własnego nawrócenia przedstawił w ostatnim rozdziale prezentowanych świadectw, a nadał mu znamienny tytuł: „Zaskoczony łaską”. Z czasem sam zaczął szukać i rozpoznawać nawróconych Żydów w Kościele katolickim (co stale podkreśla, odkąd rozumie różnicę między katolicyzmem a protestantyzmem), i o nich jest to dzieło.

Zaskoczony łaską” Roy Schoeman (ur. w 1951 r.) – czytamy – jest synem niemieckich Żydów, uchodźców z Holokaustu. Jego rodzice poznali się po wojnie w Nowym Jorku, oboje pochodzili z pobożnych rodzin, więc w nowym środowisku szybko włączyli się w życie konserwatywnej synagogi, w takim też duchu wychowywali dzieci. Roy w zasadzie dobrze się czuł z tą wyraziście określoną tożsamością, dłużej niż rówieśnicy pozostał we wspólnocie żydowskiej, nawet kształcił się w „szkole hebrajskiej”, a w synagodze czuł się najbardziej „we własnej skórze”. Był z natury pobożny, pragnął podobać się Bogu. Jako dziecko miał kontakt z chrześcijanami, „chcę choinkę!” powtarzał bez przerwy ku irytacji rodziców i starszej siostry, w jakimś dziecięcym doznaniu duchowym tęsknił za nieznanym. „Pamiętam dobrze – wspomina – to, co kierowało moim monotonnym naleganiem: poczucie ciepła, miłości, radości Bożego Narodzenia i bardzo rzeczywista obecność Dzieciątka Jezus w centrum tego wszystkiego”. To „uwrażliwienie na chrześcijańską obecność przekształciło się później w niechęć i wrogość wobec wszystkiego, co chrześcijańskie” – wyznaje Roy. Po latach zrozumiał, że odrzucał i zwalczał to, czego nie znał. Kształcił się pod okiem wybitnych rabinów, był bardzo zdolny, więc sukcesy przychodziły mu łatwo. Wtedy myślał, że tylko Żydzi znają Boga i że tylko oni umieją Mu oddawać cześć. O Jezusie myślał, że to jakiś szczególnie błądzący Żyd, który założył eklektyczną wersję judaizmu, znaną jako chrześcijaństwo. „Jednocześnie zaś – wspomina Roy – głęboko, wewnętrznie odczuwałem wciąż obecność Jezusa i czułem Jego przyciąganie. Widziałem spokój i radość na twarzach ‘błądzących’ chrześcijan, często byłem odbiorcą ich bezkrytycznej akceptacji i miłości. Nie mogłem przestać chcieć tego, co oni zdawali się mieć”. Pod wpływem rabina mentora wyjechał do Izraela, myślał nawet o studiowaniu w jerozolimskiej jesziwie, ale zniechęcała go jakaś sterylność i chłód, które tam zaobserwował. Powrócił do Stanów, ukończył studia, robił karierę, w wieku 29 lat został nawet profesorem w szkole wyższej, należał do intelektualnej i społecznej elity, ciągle stawiał sobie nowe cele i stale odczuwał jakiś niepokój, jakiś niedosyt. Euforia z powodu prestiżu, społecznej nobilitacji, pochlebstwa studentów zaspokajały jego ego przez pewien czas, ale szybko przeminęły. Roy popadał w coraz głębszą rozpacz, używanie życia w najgorszym znaczeniu tego słowa też nie było tym, czego szukał. Mówi: „popadłem – albo raczej popędziłem na złamanie karku – w grzech”. Z biegiem lat rozluźniły się także jego więzi z gminą żydowską, uległ nowoczesnej kulturze, oddawał się coraz to nowym rozrywkom, np. przez kilka lat uprawiał narciarstwo, by zagłuszyć ukryte pragnienie. I to właśnie w Alpach austriackich, wśród naturalnego piękna odkrył na nowo świadomość istnienia Boga. Później przebywał także w Alpach francuskich. Pewnego razu, na wydmach w rezerwacie przyrody na Cape Cod, doznał tak wyraźnie obecności Boga, że zapragnął poznać Jego imię, i o to prosił w modlitwie, by wiedzieć, jaką religię ma wyznawać, zaznaczając: „o ile tylko nie jesteś Chrystusem, a ja miałbym zostać chrześcijaninem!” Od tego dnia czuł się szczęśliwy. To była pierwsza część łaski. Potem coraz częściej zdarzały się sytuacje, które go zaskakiwały. Na przykład u mistyka i kabalisty, do którego się udał, by rozpoznać przy jego pomocy to, co czuł, wpadła mu w ręce książka o objawieniach NMP w Fatimie – nigdy wcześniej o tym nie słyszał. Dokładnie w rok później uzyskał drugą „połówkę” swojego nawrócenia: we śnie zobaczył najpiękniejszą młodą kobietę, wiedział, że jest to Najświętsza Maryja Panna, a Ona odpowiedziała na wszystkie jego pytania. Zrozumiał także, że Bóg, którego obecność odczuł rok wcześniej na plaży w rezerwacie, to był Chrystus. Uświadomił sobie: „nie pragnę niczego bardziej, niż stać się na tyle prawdziwym i dobrym chrześcijaninem, na ile to jest możliwe”. Zaczął szukać kontaktów z chrześcijanami, najpierw byli to protestanci. Szybko zrozumiał, że to błąd, kiedy pastor wyraził się bez szacunku o Maryi. Cały wolny czas zaczął spędzać w sanktuariach maryjnych, wreszcie zapragnął pełnego uczestnictwa w Eucharystii. Po owym śnie znowu odpoczywał w Alpach francuskich, był w La Salette. Przez pewien czas przebywał w klasztorze kartuzów. Tu ze zdumieniem stwierdził, że ci chrześcijańscy mnisi modlą się psalmami, że do niego – Żyda – odnoszą się z sympatią. Po powrocie do Nowego Jorku udał się do pewnego mnicha trapisty (nawróconego Żyda) i – jak pisze – „po prostu palnąłem: Chcę przyjąć Komunię, a nie dacie mi jej, dopóki się nie ochrzczę!” Zaraz pomyślał, że mnich go za tę bezczelność wyrzuci, ale jego reakcja była zupełnie inna, niż się spodziewał. Mnich „ze zrozumieniem pokiwał głową i powiedział: – A, tutaj działa Duch Święty...”

Roy Schoeman w wieku lat 41 został ochrzczony i bierzmowany. Potem rozeznawał swoje powołanie, dlatego raz jeszcze pojechał do Wielkiej Kartuzji. Mnichem nie został, jego powołaniem jest pisanie książek, wygłaszanie konferencji. Dobiegając sześćdziesiątki, wyznał: „Po tej stronie nieba nigdy się nie dowiem, czyje modlitwy i ofiary nabyły dla mnie łaskę całkowicie niezamierzonego i niezasłużonego nawrócenia...”

Maria Studencka
Piotrowice, 14 kwietnia 2020 r.

Źródło: Roy Schoeman, Miód ze skały. Historie nawróconych Żydów, Wydawnictwo Agape, Poznań 2016.

Tekst pierwotnie ukazał się na stronie biblioteki Parafii Rzymskokatolickiej Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Jana Bosko.