W poniedziałek doszło do przynajmniej dwóch silnych eksplozji, w wyniku których poważnie uszkodzone zostały gazociągi Nord Stream. Niemieckie władze wykluczają awarię i wskazują, że doszło do celowego ataku. W ocenie ekspertów sabotażu najpewniej dopuścili się Rosjanie, chcąc pogłębić kryzys energetyczny w Europie. Do zdarzenia doszło w czasie uruchomienia w Polsce gazociągu Baltic Pipe. Stąd też komentatorzy wskazują, że Kreml w ten sposób chciał udowodnić zdolność do niszczenia krytycznej infrastruktury zachodnich państw, które wspierają napadniętą przez Rosję Ukrainę. W związku z rosnącym zagrożeniem działania podejmuje Ministerstwo Obrony Narodowej.

- „Zgodnie z decyzją, którą podjęliśmy podczas środowego posiedzenia Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych, poleciłem szefowi Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przeprowadzenie konsultacji z szefami obrony Danii, Szwecji i Norwegii oraz wypracowanie rekomendacji dotyczących bezpieczeństwa na Bałtyku”

- poinformował minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.

Tymczasem tygodnik „Spiegel” donosi, że wedle obliczeń niemieckich organów bezpieczeństwa, do uszkodzenia gazociągów musiały zostać wykorzystane ładunki wybuchowe porównywalne z 500 kilogramami trotylu.