Coraz częstsze klęski żywiołowe, topniejąca zmarzlina pod północną infrastrukturą oraz uderzenie suszy w „spichlerz” południa mnożą straty finansowe Moskwy. Jednocześnie kraj zmaga się z najgłębszym od lat kryzysem demograficznym—mniej rąk do pracy, rekordowo niska dzietność i odpływ młodych pogłębiają lukę rozwojową.
Na Dalekiej Północy, gdzie powstawały całe miasta, kopalnie i rurociągi, a grunt, który miał „wiecznie” pozostawać zamarznięty, przestaje już spełniać swoją rolę. W Norilsku—największym mieście posadowionym na wiecznej zmarzlinie—deformacje stwierdzono już w ok. 60 proc. budynków; ponad 100 bloków mieszkalnych trzeba było wyłączyć z użytkowania. To nie jednostkowy przypadek, lecz zapowiedź problemu obejmującego arktyczne osiedla i instalacje przemysłowe na ogromnych obszarach Rosji.
Jak czytamy, skala ryzyka jest policzalna. Rosyjska Akademia Nauk szacuje wartość zagrożonej infrastruktury (od budynków, przez drogi i lotniska, po instalacje naftowo-gazowe) nawet na 250 mld dol.; inne analizy mówią o kosztach idących w dziesiątki miliardów rocznie na same naprawy. Międzynarodowe konsorcja badawcze ostrzegają, że do połowy wieku 30–50 proc. arktycznej infrastruktury może wymagać poważnych interwencji. A rosyjski minister środowiska już wcześniej przyznawał, że same skutki rozmarzania zmarzliny mogą kosztować kraj > 60 mld dol. do 2050 r.
Do katalogu ryzyk dochodzą awarie środowiskowe: rozluźniony grunt destabilizuje zbiorniki i rurociągi. Spektakularny wyciek paliwa pod Norilskiem w 2020 r. był—według śledztw i analiz—związany m.in. z osiadaniem podłoża. Tego typu zdarzenia mnożą koszty i ryzyka ubezpieczeniowe, a jednocześnie uderzają w newralgiczny dla budżetu sektor węglowodorów.
Równolegle południe Rosji cierpi na postępujące niedobory wody i fale upałów. Naukowe przeglądy literatury podkreślają, że zmiany klimatu silnie uderzają w rosyjskie rolnictwo—zarówno przez skrajne zjawiska pogodowe, jak i przesuwanie się stref upraw. Bank Światowy oraz najnowsze meta-analizy wskazują, że bez kosztownych adaptacji (nawadnianie, zmiana odmian, modernizacja logistyki) stabilność produkcji żywności będzie coraz trudniejsza do utrzymania.
W praktyce oznacza to spadek urodzaju w niektórych regionach południa i przenoszenie części upraw bardziej na północ—z wyższym kosztem, gorszą logistyką i mniejszą efektywnością. Dla państwa będącego dużym eksporterem zbóż to nie tylko cios w przychody, ale też źródło napięć wewnętrznych (ceny żywności) i ryzyk związanych z wiarygodnością na rynkach zagranicznych.
Kolejny front to ekstremalne zjawiska pogodowe—gigapożary tajgi, gwałtowne powodzie, wichury. Ukraińska Służba Wywiadu Zagranicznego, powołując się na wewnętrzne dane rosyjskich ekspertów, szacuje, że roczne straty gospodarki Rosji z tytułu klęsk żywiołowych sięgają obecnie ok. 900 mld rubli (ponad 10 mld dol.) i rosną; do 2050 r. nawet 30 proc. centrów danych w obwodzie moskiewskim może być narażonych na zakłócenia w wyniku powodzi, pożarów i wichur. Choć to źródło ma charakter wywiadowczy, niezależne ośrodki (WMO, think tanki klimatyczne) potwierdzają globalny trend: straty ekonomiczne z powodu ekstremów pogodowych zwiększają się w skali dekad.
Rosja rozważa rozbudowę sieci ratowniczej na Północy, lecz nawet EMERCOM przyznaje, że nowa infrastruktura (centra ratownicze, lodołamacze, lotniska) powstaje wolno i przy chronicznym niedofinansowaniu. Tymczasem tempo ocieplenia w Arktyce jest kilkukrotnie wyższe niż średnia światowa. Strategia „łatania dziur” bez systemowej adaptacji i transparentnych nakładów będzie więc coraz droższa i mniej skuteczna.
Kryzys klimatyczny nakłada się na kryzys ludnościowy. Rosstat notuje rekordowo niską dzietność i największe od lat ujemne saldo przyrostu naturalnego; w 2024 r. urodziło się najmniej dzieci od 1999 r., a władze reagują restrykcjami ideologicznymi (m.in. zakaz „propagandy childfree”), które nie rozwiązują źródeł problemu: niepewności ekonomicznej, emigracji młodych i wysokiej śmiertelności mężczyzn.
Skala wyzwań jest wymierna: do 2030 r. brakować może ok. 11 mln pracowników, co już dziś podnosi koszty pracy i dławi inwestycje. Dodatkowo regiony, które dotąd ratowały statystyki wyższą dzietnością (np. Tuwa, Buriacja), należą do najbardziej obciążonych mobilizacją; utrata młodych mężczyzn i emigracja specjalistów pogłębiają spiralę depopulacji. W dłuższym horyzoncie czasowym oznacza to mniej rąk do odbudowy infrastruktury i rosnącą presję na budżet—dokładnie wtedy, gdy nakłady adaptacyjne będą najpilniejsze.
Zderzenie klimatu z demografią nie musi prowadzić do widowiskowej „katastrofy jednego dnia”. Bardziej prawdopodobny jest scenariusz degradacji rozproszonej: coraz większe koszty utrzymania dróg, kolei, lotnisk na zmarzlinie; częstsze przestoje w energetyce i logistyce; droższe ubezpieczenia; gorsza dostępność żywności z południa; konieczność importu usług i pracowników (np. z Azji Centralnej) przy malejącej akceptacji społecznej.
W krótkim terminie Rosja może maskować skutki wzrostem cen surowców czy przesunięciem strumieni handlu. W dłuższym—praw fizyki i demografii nie da się zadekretować. Każdy rok zwłoki w adaptacji (modernizacja fundamentów na zmarzlinie, inteligentne planowanie przestrzenne, realne wsparcie rodzin zamiast propagandowych zakazów, profesjonalizacja służb przeciwpożarowych) podnosi rachunek, który i tak przyjdzie zapłacić.