Chodzi o książkową publikację przygotowaną przez znaną amerykańską dziennikarkę, Elise Ann Allen z „Crux”. W sieci opublikowano bardzo obszerne fragmenty ich rozmowy. Dotyczą takich newralgicznych kwestii jak Msza trydencka, diakonat kobiet, decentralizacja Kościoła czy środowiska homoseksualne. Gdyby ktoś oczekiwał, że papież Leon wypowie się na choćby jeden z tych tematów naprawdę jasno, to… może się rozczarować.
W sprawie Mszy przedsoborowej Leon, jak przyznał, nie ma jeszcze poglądu. Będzie dopiero rozmawiać z tradycjonalistami, ale to, co już zadeklarował, to chęć… uniknięcia polaryzacji. Jak podkreślił, niektórzy wykorzystują Mszę świętą do „pchania naprzód” swojej agendy i trzeba to uwzględnić. Wynika z tego dość jasno, że za tego pontyfikatu żadnego wielkiego przełomu w sprawie dawnej liturgii nie będzie. Owszem, może Leon XIV poluzuje niektóre restrykcje Franciszka – ale nie wróci do pełnej swobody z czasów „Summorum pontificum” Benedykta XVI. To jakaś pociecha, ale widać prymat szukania „spokoju” względem ustalenia obiektywnych faktów dotyczących liturgii.
Rola kobiet w Kościele? Leon XIV jest bardzo sceptyczny w kwestii dopuszczania ich do sakramentalnego diakonatu. Mówi, że byłaby to „klerykalizacja” kobiet. Tego samego argumentu używał Franciszek. Jednocześnie twardo zadeklarował, że sprawa będzie nadal dyskutowana i badana. To dość dziwne, bo znowu – chodzi o prawdę. Albo kobiety mogą być dopuszczane do sakramentalnego diakonatu, albo nie mogą – to przecież teologiczna kwestia, którą można wyjaśnić. Zamiast wyjaśnień należy jednak oczekiwać zawieszenia w próżni: póki co żadnych zmian, ale z opcją ich wprowadzenia w przyszłości.
Tak samo wygląda kwestia decentralizacji doktrynalnej, moralnej, dyscyplinarnej i liturgicznej Kościoła. Jak powszechne wiadomo, Franciszek widział w tej decentralizacji nadzieję dla Kościoła. Często oskarżano go o przeprowadzanie faktycznej „anglikanizacji” katolicyzmu – różne prądy teologiczne, różne rozumienie doktryny i moralności, ale wszyscy jakoś się „zmieszczą” w jednej wspólnocie. W rozmowie z Allen Leon XIV przypomniał, że ta sprawa jest wciąż dyskutowana – mówił o perspektywie nadawania episkopatom konkretnego „autorytetu doktrynalnego”. Papież zreferował głosy w dyskusji, z jednej strony mówiąc o niebezpieczeństwach, a z drugiej o korzyściach zmian… i nie zajął żadnego stanowiska.
Gdy idzie o LGBT, nie jest inaczej. Papież – na szczęście! – odrzucił możliwość zmiany w nauczaniu Kościoła katolickiego na temat seksualności. Zarazem pozostawił jednak rewolucjonistom pewną furtkę. Nie powiedział, że taka zmiana jest wykluczona – a jedynie, że jest „bardzo mało prawdopodobna”, w dodatku wyłącznie „w bliskiej przyszłości”. Co więcej uznał, że zanim wprowadzi się „inne zmiany”, trzeba najpierw dokonać „zmiany postawy”. Wezwał wreszcie do „akceptacji” wszystkich ludzi i szacunku „dla decyzji życiowych”, jakie podejmują, zaznaczając, że w Kościele każdy jest mile widziany (Franciszkowe „todos, todos, todos”). Skrytykował niemieckie homośluby, ale poparł „Fiducia supplicans” z jej „spontanicznym” błogosławieniem par tej samej płci. Wreszcie powiedział, że chce w tym temacie uważać, bo sprawa jest… a jakże, polaryzująca. Dla każdego coś miłego: rewolucjoniści mogą liczyć na „otwartość”, konserwatystów uspokaja się „brakiem zmian w nauczaniu”. Nie wiem, gdzie w tym kwestia prawdy – widać raczej całkowity prymat spokoju, unikania konfliktów i wstrząsów.
Czy tak na dłuższą metę da się prowadzić Kościół katolicki? Wydawałoby się, że nie, ale z drugiej strony… Taktyka unikania konfliktów oznacza, że pozwala się na to, by sprawy działy się same. Papież, zamiast wykonywać najwyższą władzę i rozstrzygać różne wątpliwe kwestie, pozwala na dyskusje, aprobuje faktyczne rozwiązania oddolne, nawet jeżeli są „mało ortodoksyjne”… Tak wyglądało to już za Franciszka i wiele wskazuje na to, że teraz nic się nie zmieni.
Oby Leon XIV doszedł do wniosku, że tak jednak nie można i potrzeba jest podjęcia konkretnych decyzji – na przykład takich, które jasno definiują prawdę o kapłaństwie, seksualności, liturgii czy w końcu o sposobie sprawowania w Kościele władzy. Dalsze utrzymywanie wszystkiego w stanie chaosu i wiecznej dyskusji nie służy dobrze jedności Kościoła. Nawet jeżeli nie jest to odgórna anglikanizacja, to wygląda na przyzwolenie na taki proces. A tego nam zdecydowanie nie potrzeba.