Prawnik udzielił wywiadu Katolickiej Agencji Informacyjnej, w którym odniósł się do stanowiska Ministerstwa Edukacji Narodowej, wedle którego zabezpieczenie TK ws. lekcji religii nie obowiązuje, a rozporządzenie minister Barbary Nowackiej zostało wydane zgodnie z obowiązującym prawem. Ks. prof. Stanisz przyznał, że zachowanie MEN przypomina mu scenę z „Misia” Barei, gdzie główny bohater, próbując odebrać swój płaszcz, usłyszał: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?”.
- „W wystąpieniach kierownictwa MEN pobrzmiewają te same nuty: świadomość silniejszej pozycji i wola jej wykorzystania pomimo niezgodności takiego postępowania z obowiązującymi normami”
- podkreślił.
Duchowny odniósł się do słów minister Nowackiej, która stwierdziła, że Kościół „chce wywołać awanturę”.
- „Widzę to zupełnie inaczej. Rozumiem natomiast, że marzeniem każdej władzy jest, aby poddani z uległością przyjmowali wydawane decyzje, bez względu na ich zasadność. Państwo praworządne, którym – jak ogłosiła Komisja Europejska – ponoć na nowo się staliśmy, polega jednak na tym, że organy władzy publicznej działają w granicach i na podstawie prawa (art. 7 Konstytucji RP). Jeśli zaś ten standard nie jest spełniony, obywatele (czy to działając indywidualnie, czy w zrzeszeniach) mają prawo domagać się naprawienia istniejącego stanu rzeczy z wykorzystaniem przewidzianych do tego środków prawnych. Według mojej oceny mamy do czynienia z realizacją tego właśnie uprawnienia”
- zauważył.
Mówiąc o nierespektowaniu przez MEN decyzji TK, ks. prof. Stanisz zauważył, że w ten sposób obywatelom odbiera się przewidziane w Konstytucji prawo do tego, by decyzje władzy wykonawczej było kontrolowane pod kątem ich zgodności z Konstytucją, ustawami i umowami międzynarodowymi.
- „Jeśli Trybunał mający swą siedzibę przy Alei Szucha w Warszawie, w budynku oznaczonym tablicami z napisem Trybunał Konstytucyjny i polskim godłem, nie jest Trybunałem Konstytucyjnym, to prosiłbym o wskazanie, gdzie Kościoły powinny się zwrócić”
- zaapelował prawnik.
- „Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że utrzymywanie istniejącego stanu rzeczy jest rządowi zwyczajnie na rękę: zawsze można powiedzieć, że Trybunał Konstytucyjny nie jest Trybunałem Konstytucyjnym, a dana izba Sądu Najwyższego niesłusznie jest określana jako Sąd Najwyższy. Jednocześnie nigdzie indziej zwrócić się nie można. W ten sposób de facto uniemożliwia się na przykład kontrolę decyzji PKW oraz badanie konstytucyjności i legalności ministerialnych rozporządzeń. Z praworządnością nie ma to niestety wiele wspólnego”
- dodał.