Hierarcha zauważył, że organizatorzy zaprzeczali, by tak zaplanowano synod, a jednak wspomniane tematy, „które były podkreślane na niemieckim synodzie, powracały raz za razem we wstępnych dyskusjach”. Zdaniem kardynała propozycje te są wyrazem przekonania, że Kościół nie nadąża za czasami i musi się przystosować, uwzględniając „te współczesne ideologie” i wprowadzić stosowne zmiany.

Kard. Müller podkreślił niszczący wpływ tych ideologii na małżeństwo i rodzinę oraz ich antychrześcijański charakter, czego nie rozumie „wielu w hierarchii” katolickiej, chcąc podejścia „duszpasterskiego”. „Ponieważ jeśli się to zrelatywizuje i nazwie każdy możliwy związek małżeństwem, czym jest wówczas małżeństwo? Jeśli mówi się, że A równa się B, to czym jest A? I o to chodzi” – stwierdził hierarcha.

Omawiając temat polityki globalistycznej w takich sytuacjach, jak np. epidemia Covid-19, i postawy Watykanu, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary wskazał na to, że wielu, także biskupów, jest „raczej łatwowiernych lub naiwnych”, kierując się bardziej emocjami. Jego zdaniem popełniają błąd, sądząc, że są w ten sposób „duszpasterscy”. A tymczasem brak „jasno myślących, którzy zaglądają za kulisy. Myślą, że można pójść na kilka kompromisów. Nie wiedzą nawet, kto kryje się za tymi sprawami pod względem międzynarodowym”.

Jako przykład naiwności kard. Müller podał wiarę, że miliarderzy globaliści ze Światowego Forum Ekonomicznego chcą dobra każdego człowieka. „Ludzie nie chcą dostrzec, że globalistów jedynie interesuje to, by zarobić dużo pieniędzy na masowych szczepieniach, że dążą do kompletnie innych celów”. Pragnienie „harmonijnego poglądu na świat” sprawia, że nikt nie chce konfrontacji z rzeczywistością.

Kardynał wyraził przekonanie, że bogaci globaliści, czyli „1 procent światowej populacji”, który dysponuje niezwykłym bogactwem, nie mogą rządzić światem, gdyż „nikt z tych ludzi nie został demokratycznie zatwierdzony w konstytucyjnym państwie; nie są wybrani”. Być może wyglądają na „filantropów”, ale to „tylko fasada i propaganda”.

Kard. Müller powiedział, że pod względem teologicznym poziom synodu był „niski”. Skrytykował zrównywanie teologów „z faryzeuszami, uczonymi w piśmie i arcykapłanami”, wskazując na to, że „chrześcijańska teologia nie ma z nimi nic wspólnego”. Teologia chrześcijańska bowiem „służy interpretacji słowa Bożego i obrony go w sposób logiczny i racjonalny”. Nie można zatem mówić, że wielcy teolodzy katolicy to „po prostu próżne pawie”.

Zdaniem kardynała końcowy dokument synodu był „ostrożniejszy” z powodu krytyki, z jaką spotykały się idee forsowane na Synodzie o synodalności, „nie wyrażanej wprost publicznie, ale w czasie przerw na kawę”. Stąd warto było krytykować sam synod, a i „niektórzy biskupi biegli pod względem teologicznym” ubolewali nad dominującym niskim poziomem teologicznym w czasie obrad.