Fronda.pl: Jarosław Kaczyński zmienił zdanie w sprawie własnej zapowiedzi sprzed kilku lat o odejściu na polityczną emeryturę i zadeklarował, że w 2025 roku jednak po raz kolejny będzie ubiegać się o reelekcję na stanowisku prezesa PiS. Jak skomentowałby Pan tę decyzję? Czy wizja polityki prezesa Kaczyńskiego daje jeszcze jego obozowi politycznemu jakąś realną nadzieję na sukces w kolejnych wyborach?

Janusz Kowalski (poseł Suwerennej Polski, b. wiceminister aktywów państwowych): Jarosław Kaczyński jako lider Zjednoczonej Prawicy pokazał w roku 2015, 2018, 2019 czy w 2020, że prawica potrafi zwyciężać. W mojej ocenie kluczem do odzyskania zaufania ponad 40 proc. Polaków jest powrót do źródeł tamtych zwycięstw - czyli do programu prawicowego i suwerennościowego. Prawica musi być prawicą. Prawica musi bronić imponderabiliów. I musi stać za Polską oraz Polakami, a nie za jakimiś mrzonkami brukselskimi. Samą decyzję Jarosława Kaczyńskiego oceniam jako bardzo dobrą. Prezes Kaczyński potrafił bowiem w przeszłości skutecznie zjednoczyć różne nurty centroprawicy i prawicy.

A dziś prawica musi iść jeszcze szerszą ławą ze względu na to, że pod rządami koalicji Donalda Tuska grozi nam niebezpieczeństwo redukcji suwerenności i niepodległości. W mojej ocenie tandem Jarosław Kaczyński-Mariusz Błaszczak, gdzie ten drugi był symbolem znakomitej polityki w zakresie bezpieczeństwa a obecnie jest profesjonalnym szefem klubu parlamentarnego, gwarantuje pewną dynamikę powrotu do źródeł sukcesów prawicy. Warto też podkreślić i docenić rolę Zbigniewa Ziobry, który w niczym od strony strategicznej się nie pomylił i którego powrót do aktywnej polityki zwiększy szanse na zwycięstwo prawicy w 2025 r. i 2027 r.

Były senator PiS Jan Maria Jackowski powiedział w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że najpóźniej od końca 2020 roku należało w PiS intensywnie myśleć nad poszerzaniem zdolności koalicyjnych. Również na długi czas przed wyborami alarmował w tej sprawie na łamach książki „Prawica na rozdrożu” były marszałek Sejmu Marek Jurek. Tymczasem, jak ocenił Jackowski zamiast te zdolności koalicyjne budować, uderzano z Nowogrodzkiej we wszystko na prawej stronie, co nie jest PiS. Tymczasem w wywiadzie dla „Sieci” Jarosław Kaczyński wypowiedział kilka dni temu bardzo ciekawe słowa: „Jeśli chodzi o nas samych, możliwe jest, że w kolejnych wyborach parlamentarnych będziemy częścią szerszego obozu, który na pewno szukałby innej, można powiedzieć - szerszej nazwy.” Czy brak działań zmierzających do poszerzania zdolności koalicyjnych był poważnym błędem kosztującym PiS utratę władzy? Czy dostrzega Pan w tym obozie politycznym jakikolwiek rachunek sumienia w tym zakresie? I jak w tym kontekście odczytuje Pan przytoczone przed chwilą słowa prezesa Kaczyńskiego?

Oczywiście, że uderzanie w inne partie prawicowe oraz brak działań zmierzających do budowania własnych zdolności koalicyjnych był ogromnym błędem PiS, który sprawił, że pomimo de facto zwycięstwa w wyborach nie udało się przekuć tego w utrzymanie władzy. I niestety nie dostrzegam w tym aspekcie żadnego rachunku sumienia w naszej formacji.

Zresztą ja już w 2020 roku mówiłem, że nie ma wrogów na prawicy, a PiS powinien współpracować z Konfederacją. Tyle, że jest jeden warunek tego rodzaju współpracy, którym jest pozbycie się przez tę partię ze swych szeregów Grzegorza Brauna, który jest politykiem prorosyjskim i w związku z tym absolutnie nieakceptowalnym dla obozu suwerennościowego. Dla kogoś takiego po prostu nie powinno dziś być miejsca w obozie prawicy.

Premierem przez te ostatnie lata był Mateusz Morawiecki. W wymiarze unijnym nie potrafił on zbudować jakiegokolwiek szerszego sojuszu aniżeli taki, który byłby ograniczony do Węgier. A przecież można było próbować tworzyć tego typu sojusze również choćby z Włochami czy Hiszpanami i państwami bałtyckimi. W lipcu 2020 r. Morawiecki zgodził się również na pomysł federalizacji Unii Europejskiej czyli wyposażenia UE w swoje własne dochody. Zgodził się także na Green Deal, niemieckie rozporządzenie o praworządności oraz kamienie milowe, które wykorzystywane są do tego, że pierwszy lepszy urzędnik unijny może teraz szantażować Polskę. Dziś Donald Tusk śmieje nam się w twarz wiedząc o tym, że realizowany jest niemiecki plan federalizacji Unii Europejskiej. A na to wszystko zgodził się Mateusz Morawiecki. I w tym sensie to, co mówi Jarosław Kaczyński odczytuję jako powrót do źródeł, czyli polityki PiS z lat 2015-2017, z okresu rządów premier Beaty Szydło.

Zresztą już przed rokiem pisałem o tym, że prawica musi być szerokim obozem republikańskim, w którym znajdzie się miejsce, zarówno dla tych, którzy popierają PiS czy Suwerenną Polskę, ale również i dla tych, którzy chcą głosować na koncepcję podatkową Sławomira Mentzena czy też na Witolda Gadowskiego. To musi być niepodległościowy obóz nowoczesnej prawicy. Nowoczesnej, ale prawicy, a nie jakiejś technokratycznej, bezideowej formacji, która zmienia swoje poglądy w zależności od przekazu medialnego czy sondaży. I dopiero taka prawica ma szanse na 40 czy nawet 50 proc. głosów. I w takiej prawicy powinno być miejsce dla Jana Marii Jackowskiego, dla którego mam niezwykły szacunek, a którego często niestety w obozie Zjednoczonej Prawicy nie słuchano czy wręcz atakowano go. Jackowski podobnie zresztą jak Jan Krzysztof Ardanowski, który cieszy się ogromnym szacunkiem na polskiej wsi - są dużą wartością dla polskiej prawicy. A przecież musimy być jak najszerszym obozem. Wszelkie antagonizmy personalne musimy głęboko schować.

Wierzę, że dziś Jarosław Kaczyński przecina wszystkie te rzeczy, przed którymi przestrzegali go Zbigniew Ziobro i Janusz Kowalski, a które w ostatnich czterech latach doprowadziły do utraty władzy przez Zjednoczoną Prawicę. Wierzę, że nie ma powrotu do tych prób budowania przez środowisko Mateusza Morawieckiego jakiejś bezobjawowej pseudo-prawicy. W mojej ocenie dziś najważniejsze dla obozu prawicy jest schowanie Mateusza Morawieckiego, z którego fatalnych błędów musieliśmy się przez ostatnie lata tłumaczyć przed naszymi wyborcami. I tych związanych z polityką unijną i tych związanych z katastrofalną zmianą podatkową, dotyczącą składki zdrowotnej. I trzeba wrócić do polityki, której twarzą była w pierwszych latach rządów PiS premier Beata Szydło. Wówczas Polska skutecznie budowała swą silną pozycję wewnątrz Unii Europejskiej. Przecież potrafiliśmy wtedy nawet zmusić całą Unię do zmiany stanowiska w sprawie nielegalnych migrantów. Musimy, tak jak wtedy, przejść do ofensywy w ramach szerokiego obozu prawicy.

A czy rację ma były minister rolnictwa w rządzie PiS - Jan Krzysztof Ardanowski, który w niedawnym wywiadzie dla naszego portalu przekonywał, że mamy w PiS do czynienia z „próbą wyparcia ze świadomości klęski wyborczej” oraz z „niewyciągnięciem z niej wniosków”, podczas gdy nie ma lepszego momentu niż teraz, po przegranych wyborach, by tego rodzaju rachunku sumienia dokonać? Zdaniem Ardanowskiego nie uczynienie tego - to „prosta droga do politycznego samobójstwa”…

Zgadzam się z tym w stu procentach. Musi być przeprowadzony odważny i jasny rachunek sumienia w PiS. Z popełnionych błędów jak najbardziej musimy się uczciwie rozliczyć. Czekają nas teraz naprawdę trudne wybory, gdzie będziemy przez prawą flankę. m.in. Konfederację punktowani za różne decyzje z lat 2019-23 i będą to często niestety słuszne argumenty. Dlatego trzeba się od tych błędów odciąć, przeprosić za nie wyborców, a nie próbować bronić czegoś, co jest absolutnie nie do obrony. Przypominam sobie marzec 2023 r. kiedy organizowałem konferencję nt. obrony polskich rolników przed ukraińskim zbożem w ….Ministerstwie Sprawiedliwości, bo nikt nie chciał w Ministerstwie Rolnictwa słuchać oczywistych dobrych rekomendacji.

Gdy kilka lat temu przestrzegałem, mówiąc, że Polska musi w sposób jednoznaczny sprzeciwić się unijnemu Zielonemu ładowi czy uderzeniu w naszą opartą na węglu energetykę - zostałem w reakcji na to usunięty w lutym 2021 roku z rządu premiera Morawieckiego. Dziś natomiast ciężko znaleźć w Polsce polityka, który popierałby Zielony ład. I nawet politycy PO czy PSL wypierają się tego, że wspierali ten projekt. Tamte decyzje były więc jakimś kompletnym absurdem. Tyle, że dziś niestety Polsce przychodzi płacić rachunki za tamte katastrofalne decyzje premiera w latach 2019-2020 na szczytach Rady Europejskiej.

Jeśli więc polska prawica ma odnosić sukcesy to musi się odciąć od tamtego czasu oraz politycznych błędów tamtego okresu. Premier Morawiecki zgodził się bowiem na wszystko, czego chcieli Niemcy. Nie da się dziś obronić KPO. Bo nawet nikt nie potrafi powiedzieć, ile właściwie będą nas kosztować te 22 miliardy kredytu w ramach tegoż KPO.

Tu więc Ardanowski ma 100 proc. racji. Zresztą to wielki polski patriota, człowiek, który troszczy się o polską wieś i cieszy się wśród rolników olbrzymim autorytetem. I dlatego chciałbym takiej prawicy, gdzie przy Jarosławie Kaczyńskim będą stali Jan Krzysztof Ardanowski, Jan Maria Jackowski, Zbigniew Ziobro, Janusz Kowalski, ale również politycy bardziej centrowi, którzy potrafią trafić do innych obszarów elektoratu, ale są lojalni wobec interesów Polski, jej suwerenności oraz najważniejszych prawicowych wartości.

Jackowski diagnozuje, że „to, co się dzieje obecnie w PiS, jest efektem działań Mateusza Morawieckiego zmierzających do przejęcia tej formacji”, co z kolei ma wzbudzać „wewnętrzny opór w PiS”. Zdaniem byłego senatora waszego obozu, jeżeli Morawiecki tę walkę o przywództwo w PiS wygra i zostanie liderem całego środowiska oznaczałoby ewolucję tej formacji „w kierunku partii obok Trzeciej Drogi i PO”. „Nie byłaby to partia twardej obrony wartości chrześcijańskich”, „ eurorealistyczna ani taka, która w sprawach aborcji lub związków partnerskich twardo broniłaby pryncypiów”. Wówczas, jak prognozuje Jan Maria Jackowski - powstałaby luka po prawej stronie sceny politycznej”.

To jest diagnoza jak najbardziej słuszna. I chciałbym tu przytoczyć pewien zapomniany już nieco fakt. Gdy podczas ostatniej kampanii prezydenckiej Andrzej Duda postanowił akcentować w niej inwestycyjne plany rządu Mateusza Morawieckiego to zmierzało to wszystko ku wyborczej porażce z Rafałem Trzaskowskim. I dopiero w momencie, gdy prezydent Duda w swojej kampanii zwrócił się ku wartościom, co było zasługą szefa jego kampanii - Joachima Brudzińskiego, sondaże wystrzeliły Andrzejowi Dudzie do góry.

Mateusz Morawiecki jest byłym bankowcem, byłym człowiekiem korporacji, który zwyczajnie nie rozumie ludzi prawicy, bo po prostu sam nigdy nim nie był. W przeciwieństwie choćby do wspomnianych Jackowskiego czy Ardanowskiego.

Potrzebne są nam po wyborach rozliczenia, dotyczące przede wszystkim kursu europejskiego i tych wszystkich rzeczy, które wydarzyły się w latach 2019-23, a które spowodowały niedawną klęskę prawicy. Oddanie części suwerenności, zgoda na KPO, na Zielony ład, na likwidację węgla jako źródła energii – mowa o tego typu sprawach. Nie słuchano wówczas niestety tych głosów płynących z wnętrza Zjednoczonej Prawicy, które przed tymi wszystkimi zagrożeniami ostrzegały. Gdy mówiłem w kontekście polityki unijnej: „weto albo śmierć”, premier Morawiecki wyrzucił mnie z rządu, zamiast zastanowić się nad tym, czy mam rację.

Nie możemy na prawicy stawiać na ludzi, którzy nie potrafią przewidywać zagrożeń dla naszego kraju. I musimy teraz wyciągnąć wnioski z tamtych błędów. A ci politycy z naszego obozu, którzy wtedy dawali do ręki eurokratom instrumenty szantażu wobec Polski oraz odpowiadali za fatalną politykę europejską – już nigdy więcej nie mogą za tę politykę odpowiadać. Nigdy!

Niech odpowiadają za inne obszary, ale niech trzymają się z daleka od polityki europejskiej, bo skala popełnionych przez nich błędów i poniesionych klęsk wobec Unii Europejskiej była porażająca dla całego naszego obozu prawicy oraz stała się głównym powodem przegrania przez nas wyborów. Dziś więc prawica musi wrócić do źródeł i twardej, profesjonalnej linii w polityce międzynarodowej. Władza nie istnieje bowiem dla samej władzy, tylko ma być ona narzędziem do realizacji właściwej wizji politycznej. I tą wizję trzeba mieć.

Są też oczywiście i takie głosy, że prawica powinna być czymś w rodzaju PO, czyli jakąś formacją polukrowaną marketingowo, bez żadnych istotnych prawicowych treści ideowych. Ale to nie jest przepis na wygrane wyborów. Ludzie, którzy głosują na prawicę, głosują na ideowość oraz na polityków, którzy twardo bronią polskich interesów. Dziś trzeba się skupić na wyborach samorządowych i wygrać je tam, gdzie to jest możliwe.

PiS w ostatnich latach zdecydowanie „odpuścił”, delikatnie rzecz ujmując, te wszystkie kwestie, które związane są z obroną najważniejszych wartości chrześcijańskich. Utrącanie kolejnych obywatelskich projektów zwiększających zakres ochrony życia dzieci nienarodzonych wpisało się niestety bardzo mocno w dorobek okresu sprawowania władzy przez PiS. I tu również po wyborach nie widać żadnej refleksji w partii, która niegdyś aspirowała do tego, by być głównym reprezentantem elektoratu katolickiego. A jeśli ta refleksja jest, to niestety wyznacza ona raczej kierunek dalszego odchodzenia od obrony tego rodzaju wartości. Widać to nie tylko w wypowiedziach, ale i konkretnych głosowaniach polityków tej formacji, gdzie znaczna część prominentnych polityków PiS z prezesem Kaczyńskim na czele potrafiła wspierać skrajnie lewicowe projekty uderzające w chrześcijańską cywilizację życia, a dotyczące choćby kwestii refundowania metody in vitro z kieszeni polskich podatników czy też wczesnoporonnej pigułki „dzień po”. Mateusz Morawiecki publicznie wsparł natomiast projekt Trzeciej Drogi przywracający aborcję eugeniczną dzieci poczętych. Jak Pan ocenia tego rodzaju „strategię” na odzyskanie poparcia prawicowych wyborców?

Odchodzenie od tych kluczowych wartości jest w mojej ocenie dowodem jakiegoś pogubienia. Ktoś, kto stracił władzę zaczyna nagle wyrzekać się wartości i wykonywać jakieś gesty, które są dla wyborców prawicy całkowicie niezrozumiałe. Lawirowanie w tak fundamentalnych kwestiach, jak aborcja, in vitro czy pigułka „dzień po” z pewnością wiarygodności i poparcia pośród elektoratu prawicowego nie dodadzą. Prawa do życia dzieci poczętych należy zawsze zdecydowanie bronić i nawet nie mówię tego jako polityk, ale po prostu jako ojciec. To jest najważniejsze prawo, jakie przysługuje człowiekowi. Prawo do życia.

I prawica nie może sobie pozwolić na to, by na tym obszarze kapitulować i odwracać się od własnych wartości. O tego rodzaju wartości zawsze należy twardo walczyć bez względu na okoliczności. Jesteśmy przecież na prawicy katolikami. A jeśli dla kogoś te wartości nie są ważne, to może powinien zapisać się do partii Tuska lub Biedronia. Jeżeli ktoś ma tego rodzaju technokratyczne podejście do tych fundamentalnych kwestii, kompletnie nie rozumiejąc tego, gdzie bije serce polskich katolików i polskiej prawicy, powinien naprawdę głęboko się zastanowić, czy jego miejsce na pewno jest w naszym obozie. Nie wolno nam na prawicy kuglować wartościami.

A myślenie o tym, że tego rodzaju podejście do wartości może nam poszerzyć elektorat to jakieś wielkie nieporozumienie. To raczej prosta droga do tego, by PiS stało się partią z kilkunastoprocentowym poparciem, bo katoliccy ideowi wyborcy nigdy nie zagłosują na formację, która odwraca się plecami do wartości.

Pomimo bałaganu, niespełnionych 100 konkretów czy wygrywania sporów politycznych siłą mięśni firm ochroniarskich przez nową władzę, nie udaje się póki co partii prezesa Kaczyńskiego skanalizować niezadowolenia z rządów Tuska. Po ostatniej konwencji w PiS zapowiedziano bardziej pozytywny program na nadchodzące wybory samorządowe. To właściwa droga?

Chciałbym, żeby tak było. Natomiast byłem samorządowcem oraz wiceprezydentem Opola. Dlatego wiem, że wyborów nie wygrywa się kilkoma przypadkowymi nowymi twarzami czy też paroma pozytywnymi, ogólnymi hasłami. Wygrać je można mądrą strategią oraz skutecznym, konsekwentnym punktowaniem przez kolejne lata patologicznych błędów zarządzających w poszczególnych miastach władz z ramienia Platformy Obywatelskiej. Dlatego stawiam pytanie: gdzie byli politycy prawicy w takich miastach, jak: Kraków, Poznań, Lublin, Rzeszów czy Białystok? Polityki samorządowej nie robi się na miesiąc przed, ale przez 4 lata. Dlatego prawica powinna tu jednak zacząć działać w sposób strategiczny.

A jeśli postawiliśmy dziś na wiele nowych twarzy, to te osoby powinny w swych regionach przez następne lata ciężko pracować i walczyć. Gdy bowiem w 2002 roku będąc zwykłym studentem poprowadziłem centroprawicę do wyborczego zwycięstwa w Opolu, gdzie udało się wówczas odsunąć od władzy skorumpowanych postkomunistów - pracowałem na to długie 4 lata. Tak się bowiem wygrywa wybory - konsekwentną, wytrwałą pracą w swoich regionach. A wtedy wyborcy potrafią docenić autentyczność i zaangażowanie. Natomiast samo jeżdżenie i uśmiechanie się na kilka miesięcy czy nawet tygodni przed wyborami, sukcesu raczej nie przyniesie. I nie jest to droga do dobrego wyniku wyborczego. Choć, jak mówię, chciałbym się w tej sprawie mylić.

Bardzo dziękuję za rozmowę.