Wytyczne Disneya zawierają wymóg, by „50 proc. lub więcej”, w przypadku „stałych i powtarzających się” postaci, ale także aktorów i pracowników uczestniczących w procesie twórczym, z uwzględnieniem samych reżyserów, to byli przedstawiciele „grup niedostatecznie reprezentowanych”. Należy też dążyć do ich „znaczącej integracji”, jeśli chodzi o „tematy i narrację”.
Jak zauważa Calvin Freiburger z „Life Site News”, absurdalność tych standardów widoczna jest także w fakcie, że osoby „odpowiedzialne za przyjmowanie do pracy paradoksalnie mają zakaz pytania kandydatów i utalentowanych osób o ich faktyczną albo postrzeganą rasę, religię, kolor, orientację seksualną, płeć, tożsamość płciową, status wojskowy lub kombatancki, wiek, inwalidztwo albo wszelką inną prawnie chronioną kategorię”.
Innymi słowy: Disney chwaląc się, że ceni sobie jako organizacja eliminację wykluczania, jednocześnie stosuje system kwotowy. Czy w takim razie można mówić, że faktycznie firma zatrudnia kandydatów w oparciu o to, „kto jest najbardziej kwalifikowany do pracy”?
Publicysta „Life Site News” zauważa, że choć w przeszłości Disney był „jednoczącą instytucją kulturalną”, dostarczając rozrywkę dla całej rodziny, to w ostatnich czasach nasyca swoje produkcje lewicową agendą. Normalizowanie transpłciowości czy związków jednopłciowych, dbanie o „reprezentację” LGBT, promowanie feminizmu pojawia się w filmach animowanych dla dzieci. Ideologia LGBT propagowana jest także w towarach sprzedawanych z logo Disneya.
W 2022 r. wyciekło do sieci nagranie wideo, na którym kierownictwo Disneya omawiało plany propagowania agendy LGBT wśród dzieci za pomocą programów telewizyjnych i filmów. Ich dyskusja dotyczyła także usuwania z tematycznych parków rozrywki Disneya takich określeń, jak „chłopcy”, „dziewczynki” czy „panowie” i „panie”, by promować „inkluzję”.
Musk pomaga aktorce Gina Carano w walce sądowej z Disneyem z powodu bezprawnego zwolnienia jej z pracy za jej komentarze zamieszczane w mediach społecznościowych.