„Nasze państwo jest skorumpowane i zdezorganizowane” – powiedział Arestowycz w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

Jego zdaniem Rosjanie wyciągnęli wnioski z przegranego przez nich pierwszego etapu wojny na Ukrainie trwającego od lutego do listopada 2022 roku, „postawili na długą wojnę” i „rzucili się do inwestowania i rozwijania swojego przemysłu zbrojeniowego, nauczyli się omijać sankcje i wciągnęli do tego konfliktu Chiny, Koreę Północną i Iran”.

„Zachodnia pomoc nie jest wystarczająca, kompetencje naszych rządzących się wyczerpują, kontrofensywa się nie powiodła” – diagnozuje sytuację były doradca Zełenskiego.

W opinii Arestowycza, który ze względu na konflikt z władzami własnego państwa, w obawie o swoje bezpieczeństwo opuścił ojczyznę - na Ukrainie obecnie nie tylko „naruszane są prawa człowieka”, ale wręcz „pojawia się rodzima odmiana putinizmu”, co sprawia, że obecnie na froncie ukraińskim walczą pomiędzy sobą „mała dyktatura” z „dużą dyktaturą”. 

„Napoleon zaczął przekształcać się w maleńkiego Putina” – mówił o prezydencie Zełenskim jego były doradca i dodał: „Z tego, co wiem, wydał polecenie, by „zrobili ze mną porządek”.

„Punktem zwrotnym dla mnie była też kłótnia z Polską i pogorszenie naszych stosunków. Byłem w szoku z powodu tego wariactwa. Zrozumiałem, że robią wszystko, byśmy przegrali tę wojnę. Bardzo dobrze znam tych ludzi, pracowałem z nimi przez dwa i pół roku, w końcu razem siedzieliśmy w bunkrze” – opowiadał Arestowycz o działaniach ukraińskich władz.

„Mówiąc szczerzę, nie widzę pozytywnego scenariusza dla Ukrainy w 2024 r. Korupcja jest problemem naszego państwa. Nie dotyczy tylko Zełenskiego. To choroba całego naszego społeczeństwa” – stwierdził Ołeksij Arestowycz.

Jednocześnie były doradca prezydenta Ukrainy ma jednak pewną wizję polsko-ukraińskiego współdziałania, które mogłoby być wpisane w relacje NATO-Ukraina, a jednocześnie w sposób wymierny zapewniać bezpieczeństwo całemu Staremu Kontynentowi.

„Razem z Polską moglibyśmy osłaniać Europę podczas ewentualnej drugiej rundy wojny z Rosją. Nasza regularna armia, przygotowana i wyćwiczona na wojnie, miałaby 350 tys. żołnierzy. Do tego dochodzi 350 tys. żołnierzy polskich sił zbrojnych. Razem to 700 tys. żołnierzy. Nie byłaby potrzebna mobilizacja, bo Rosja nie byłaby w stanie przebić się przez naszą wspólną siłę” – przekonywał Arestowycz.

„Pojechałbym do naszych najbliższych sąsiadów, do Polski, Czech, Rumunii i Słowacji. Bo jeżeli padnie Ukraina, to oni będą następni. Tylko wtedy do Europy zawita już trzymilionowa armia rosyjska, a rozzłoszczeni Ukraińcy będą nienawidzić Zachodu, który ich zdradził. I wtedy sąsiadujące z nami państwa ucierpią w pierwszej kolejności. Dlatego musimy jak najszybciej połączyć siły naszych zbrojeniówek, tworzyć wspólne zakłady zbrojeniowe na terytorium państw NATO, by osłonić je przed uderzeniami Rosji” – tłumaczył były doradca Zełenskiego.

„Nie jesteśmy dziećmi, powinniśmy rozumieć, że Rosja przygotowuje się do drugiej rundy wojny w Europie. Gdyby doszło do konfliktu Stanów Zjednoczonych z Chinami z powodu Tajwanu, Rosja natychmiast by to wykorzystała. Przypominam, że Rosjanie mają program zwiększenia armii o ponad milion ludzi, tworzą nowe dywizje powietrzno-desantowe i pancerne. To nie są przygotowania do obrony. Powinniśmy przyśpieszyć uzbrojenie naszych armii, sformalizować naszą współpracę i zrobić wszystko, by do tej wielkiej wojny nie doszło. Wszyscy powinniśmy grać w jednej drużynie” – skonkludował Ołeksij Arestowycz.