1.W czerwcu 2018 roku ostatecznie została przyjęta dyrektywa UE dotycząca pracowników delegowanych, a już na początku października niezależnie od siebie rządy Polski i Węgier zaskarżyły ją do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).

Uchylenia skargi chcą instytucje europejskie (Komisja Europejska, Rada Unii Europejskiej oraz Parlament Europejski), a także rządy krajów, które zainspirowały powstanie dyrektywy a więc rządy Francji i Niemiec, wspierane przez Trybunałem także przez rząd Holandii i Szwecji.

Dopiero w ostatni wtorek, a więc blisko 1,5 roku od chwili złożenia skargi, TSUE poinformował, że rzecznik generalny tej instytucji 26 maja przedstawi opinię w sprawie polsko-węgierskiej skargi na dyrektywę dotyczącą pracowników delegowanych.

Opinia rzecznika jest z reguły podstawą do wydania orzeczenia przez skład sędziowski TSUE (czasami jednak rozstrzygnięcie TSUE jest inne niż opinia rzecznika) i z reguły następuje parę tygodni później, wiec wszystko wskazuje na to, że od momentu złożenia skargi do jej rozstrzygnięcia upłynie blisko 2 lata.

2. Zwracam uwagę na tą długą procedurę w TSUE w sprawie pracowników delegowanych, w sytuacji kiedy na przykład procedury dotyczące badania różnych ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości w Polsce, trwały zaledwie po kilka miesięcy.

W kilku przypadkach polski rząd dostawał zaledwie kilka tygodni na przedstawienie swojego stanowiska, później w krótkim czasie odbywało się wysłuchanie stron, opinia rzecznika i rozstrzygnięcie sędziów Trybunału.

Widać, z tego, że dla Trybunału wszystkie skargi są ważne ale niektóre z nich są ważniejsze i te dotyczące praworządności w Polsce mają „szybką ścieżkę” rozpatrywania, natomiast już skarga Polski i Węgier dotycząca dyrektywy w sprawie pracowników delegowanych do takich nie należy.

3. Według dyrektywy o pracownikach delegowanych okres delegowania został ograniczony do 12 miesięcy (z możliwością przedłużenia go o dodatkowe 6 miesięcy) i w tym okresie nowe przepisy przewidują wypłatę dla pracownika delegowanego takiego samego wynagrodzenia jak dla pracownika lokalnego (ze wszystkimi przewidzianymi dodatkami branżowymi).

Jeżeli okres delegowania wygaśnie, zastosowanie do pracownika delegowanego będą miały wszystkie przepisy kraju przyjmującego, w tym także obowiązek płacenia na miejscu składki na ubezpieczenia społeczne.

Polsce na poziomie Rady udało się przeforsować wprowadzenie 4-letniego okresu przejściowego na wprowadzenie tych przepisów (inicjator tych przepisów Francja nie chciała żadnego okresu przejściowego), co stwarza szansę przy stałym i wysokim corocznym wzroście płac w naszym kraju, na łatwiejsze dostosowania się polskich firm do tego rozwiązania.

4. Należy także przypomnieć, że na początku września 2017 roku Instytut Bruegla z Brukseli przedstawił opracowanie, poświęcone naukowej analizie problemu pracowników delegowanych, z którego wynika, że zwolennicy tezy, iż pracownicy delegowani uprawiają dumping socjalny, posługują się mitami, a nie poważnymi argumentami, mającymi uzasadnienie w praktyce.

Z tego opracowania wynika, że 2 miliony pracowników delegowanych to zaledwie 0,9% siły roboczej i tylko 0,7% zatrudnionych w Unii Europejskiej, co oznacza, że nie może to być główny problem unijnego rynku pracy.

Co więcej z badań wspomnianego instytutu wynika, że to kraje zamożne delegują swoich pracowników do krajów z równie wysokimi płacami i jest to aż 34,4% wszystkich delegowań, natomiast pracownicy z krajów o niższych zarobkach delegowani do krajów o wyższych zarobkach to mniej niż 1/3 wszystkich delegowanych.

We Francji, która jest w pierwszym szeregu protestu w sprawie dumpingu socjalnego pracowników delegowanych, aż 44% tych pracowników pochodzi z krajów „starej” Unii, a zaledwie 23% z nowych krajów członkowskich.

5. Okazało się także, że dwa zamożne kraje członkowskie są w pierwszej trójce krajów delegujących pracowników: niemieccy pracownicy delegowani stanowią 11,7% wszystkich delegowanych, francuscy 6,9%, liderem są polscy pracownicy delegowani -22,7% wszystkich delegowanych.

Kolejnym mitem obalonym przez brukselski instytut jest sprawa wynagrodzeń pracowników delegowanych pochodzących z mniej zamożnych krajów, którzy mają pracować w krajach oddelegowania wg. stawek poniżej minimalnych określonych w prawodawstwie krajów przyjmujących.

Po pierwsze na pracę wg. stawek niższych niż minimalna, nie pozwala nowelizacja unijnej dyrektywy o pracowniach delegowanych z 2014 roku, po drugie z badań instytutu wynika, że np. pracownicy z Polski pracują wg. stawek wyższych niż minimalne, średnio ok.10 euro za godzinę.

Mimo tego, że jak wynika z tych danych problem pracowników delegowanych ma raczej charakter polityczny niż ekonomiczny, to okazuje się, Niemcy i Francja żądają odrzucenia skargi polsko-węgierskiej, a TSUE „przymierza” się do rozstrzygnięcia tej sprawy już 1,5 roku.

 

Zbigniew Kuźmiuk