Portal Onet podał, że „w śledztwie dotyczącym politycznego wykorzystywania Pegasusa status pokrzywdzonej otrzymała niedawno Katarzyna Tusk-Cudna, córka premiera”.

- „Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, specjalny zespół śledczy planuje w najbliższym czasie przesłuchanie również żony szefa rządu — Małgorzaty”

- dodano.

Do uderzenia w opozycję informacje te natychmiast wykorzystał szef rządu.

- „Okazuje się, że PiS podsłuchiwał przy pomocy Pegasusa moją żonę i córkę. Wnuczki i wnuków też, podpalaczu z Żoliborza?”

- napisał.

Inaczej sprawę przedstawił na antenie TVP Info minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak.

- „Prokuratura potwierdziła, że córka pana premiera, Katarzyna Tusk, ponieważ kontaktowała się z jedną z osób, które były pod kontrolą Pegasusową, to jej rozmowy, jej informacje, mogły tutaj paść łupem tych, którzy inwigilowali”

- wyjaśnił.

Po pewnym czasie minister Siemoniak zaostrzył jednak narrację.

- „Fakt inwigilowania rodziny byłego premiera, przewodniczącego Rady Europejskiej jest absolutnym skandalem i nie ma żadnego znaczenia pod jakim pretekstem to się odbywało. Sprawa inwigilacji Krzysztofa Brejzy pokazała, że w PiS obowiązywała zasada, że dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie. Szczególnie jeśli inwigilacja dotyczyła tajemnic adwokackich i obrończych, a materiały nie zostały zniszczone. Wskazuje to, że kontrolę operacyjną stosowano, aby zdobyć informacje na temat osób w ogóle nie związanych ze śledztwem, którego kontrola dotyczyła. Prokuratura i sąd powinny tę patologię służb i prokuratury PiS surowo rozliczyć!”

- oświadczył w mediach społecznościowych.

 

Tymczasem stanowisko zajęła już sama prokuratura, która wyjaśniła, że nie ustalono nic na temat bezpośredniej inwigilacji córki Donalda Tuska.

- „Z dotychczas zgromadzonego materiału dowodowego nie wynika, aby bezpośrednio wobec Katarzyny Tusk-Cudnej stosowano oprogramowanie Pegasus”

- przekazał rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak.