Niedawno, z inicjatywy Konferencji Episkopatu Polski w niektórych środowiskach katolickich obchodzono tzw. Dzień Judaizmu – niebawem, gdyż w sobotę 26 stycznia bieżącego roku, będziemy mieli do czynienia z podobnego rodzaju "świętem" to znaczy "XIX Dniem Islamu w Kościele katolickim". I przy tej okazji, warto zadać kilka pytań o sensowność i formułę takich obchodów.

Jaki bowiem pozytywny sens ma celebrowanie istnienia religii, której ważnymi cechami są odrzucenie takich fundamentalnych dla chrześcijaństwa prawd jak: boskość i zbawcza śmierć Pana Jezusa Chrystusa oraz istnienie jednego Boga wszechmogącego w trzech Osobach? Czy tego rodzaju dowartościowywanie tej błędnej religii pomoże muzułmanom dostrzec prawdziwość wiary chrześcijańskiej czy może jeszcze bardziej utwierdzi ich w tym, że to ich religia jest tą prawdziwą?

O jakim "Słowie Bożym" będzie mowa podczas niektórych z wydarzeń towarzyszących "Dniowi Islamu"? Przykładowo, podczas krakowskich obchodów "Dnia Islamu" w miejscowej bazylice ojców franciszkanów ma odbyć się spotkanie modlitewne pod nazwą "Nabożeństwo Słowa Bożego", w którym to udział weźmie tak katolicki ksiądz, jak i muzułmański mufti. Czy jednak chodzi tu o rzeczywiste absolutnie nieomylne i bezbłędne Słowo Boże, którym jest Pismo święte czy może również o skażonymi licznymi błędami Koran, w którym elementy prawdy zmieszane są z diabelskimi kłamstwami? Czy nie jest skrajnie dwuznacznym pomysłem nazywanie chrześcijańsko-muzułmańskich modlitw właśnie w taki, nawiązujący do Bożego Słowa sposób?

Można też zapytać o to, czy w ramach międzyreligijnych ugrzecznień często towarzyszących obchodom "świąt" w rodzaju "Dni Islamu" założyciel religii muzułmańskiej, czyli Muhammad (znany w Polsce szerzej jako "Mahomet") będzie nazywany "prorokiem"? Jednak w rzeczywistości był on przecież "fałszywym prorokiem"? A wszak różnica pomiędzy "prorokiem" a "fałszywym prorokiem" jest taka, jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym. Czy tego rodzaju słowna nomenklatura nie jest pewnego rodzaju utwierdzaniem muzułmanów w ich błędach oraz mieszaniem chrześcijanom w głowach?

Wszystkiego powyższego nie piszę po to, by "wyżywać" się nad islamem oraz muzułmanami. Sam widzę, iż krytyka tej religii (równieża, może nawet głównie, po stronie chrześcijańskiej i konserwatywnej) przybiera nieraz przesadzone, a czasami nawet jawnie niesprawiedliwe formy. Nie jest bowiem zbyt daleka droga od krytykowania np. agresji, jaka ma być częścią islamu do poddawania w wątpliwość Boskiej wiarygodności Starego Testamentu, w której Bóg też nieraz aprobuje stosowanie przemocy czy też kwestionowania tradycyjnie chrześcijańskiej nauki o wojnie sprawiedliwej. Nie jest słuszne pomstowanie na surowe prawa krajów islamskich w sferze obyczajowej, gdyż nawet jeśli być może są one czasami zbyt daleko idące to zasadniczo rzecz biorąc właściwe jest karanie przez władze cywilne takich nieprawości jak cudzołóstwo (czyli niewierność małżeńska), czyny homoseksualne, pornografia lub pijaństwo. Nie należy też robić z islamskich hidżabów jakichś symboli absolutnej opresji, albowiem wówczas uderza się też w wielowiekową tradycję ubierania się chrześcijańskich niewiast, której zasadniczymi elementami była też długa suknia i nakrycie głowy – tradycję zniszczoną przez dwudziestowieczną inwazję nieskromnych i bezwstydnych mód. Jest jednak różnica pomiędzy sprawiedliwym i rozsądnym uznaniem mniej lub bardziej pozytywnych elementów islamu a dowartościowywaniem tej zasadniczo błędnej religii jako takiej. Niestety, obawiam się, że sam fakt istnienia "świąt" w rodzaju "Dnia Islamu" przyczynia się również do tej utrwalania tej drugiej postawy.

Mirosław Salwowski