Damian Świerczewski, Fronda.pl: Media informują, że światu może grozić kolejny globalny konflikt w związku z groźbami Korei Północnej – sytuacja wydaje się być wyjątkowo niebezpieczna. Czy rzeczywiście ta groźba konfliktu jest bardziej realna, niż do tej pory?

Dr hab. Piotr Wawrzyk: Problem polega na tym, że do tej pory wszyscy puszczali mimo uszu groźby, jakie stosowała Korea Północna. Nikt się tym specjalnie nie przejmował. Zakładano raczej, że to właśnie groźby bez pokrycia, „pohukiwania” reżimu. Wszystko wskazuje jednak na to, że prezydent Donald Trump postanowił powiedzieć: sprawdzam i odpowiedzieć adekwatnie na to, co robi dyktator Korei Północnej. Pytanie, jak on na te posunięcia Stanów Zjednoczonych odpowie.

Po ataku Stanów Zjednoczonych na bazę wojskową w Syrii pojawiały się komentarze, że to dowód na to, że Trump działa zupełnie inaczej niż Obama. W końcu odpowiedź na atak chemiczny była szybka, niespodziewana. Powinniśmy się obawiać, że w przypadku Korei Północnej może być podobnie?

W moim przekonaniu uderzenie na Syrię pokazało właśnie, że Donald Trump jest daleko bardziej zdecydowanym w działaniu politykiem niż prezydent Obama. Ten ostatni wielokrotnie mówił, że ma zamiar coś zrobić, po czym tego nie robił – przykładem choćby Syria. To kolejny test zdecydowania w działaniu, jaki ma przed sobą prezydent Trump. Patrząc na jego reakcje, widzimy, że jak na razie go zdaje. Skończyły się już czasy, kiedy dyktatorzy robili to, na co mieli ochotę, a Stany Zjednoczone puszczały to mimo uszu – tak wyglądała sytuacja za prezydentury Baracka Obamy. Teraz rządzi Trump, który robi to, co powiedział, że zrobi. Obiecał, że przywróci Ameryce wielkość i dąży do tego, by USA w dalszym ciągu były najbardziej liczącym się graczem na arenie międzynarodowej, a jeśli to się komuś nie podoba, to tym gorzej dla tego kogoś.

Zakładając, że rzeczywiście doszłoby do konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną, jak mogłyby się potoczyć jego losy? Pojawiła się w końcu informacja, że przy granicy z Koreą Północną Chiny zgromadziły 150 tysięcy żołnierzy. To sygnał, że Chińczycy włączają się w ten konflikt?

Należy pamiętać, że jeszcze zanim okręty amerykańskie skierowały się w stronę Korei Północnej, doszło do spotkania prezydenta Trumpa z przywódcą Chin. Wiadomo, że rozmowy dotyczyły w dużej mierze Korei Północnej właśnie, myślę też, że zapadły pewne ustalenia. Nie jest powiedziane, że Chiny chcą się w ten konflikt włączać, być może chcą ochronić swojego sojusznika. Pytanie, czy będzie to wyglądało tak, jak w latach 50-tych, kiedy były stroną konfliktu, czy też ograniczą się do stworzenia swego rodzaju „straszaka”, aby Amerykanie nie obalali reżimu Korei Północnej.

Czy Korea dysponuje w ogóle potencjałem, który pozwalałby jej przez dłuższy czas prowadzić taką wojną, gdyby ta wybuchła?

Wszystko zależy od postawy Chin. Jeśli dostarczyłyby broń i nowoczesne uzbrojenie, to być może przez jakiś czas Korea byłaby w stanie oprzeć się Amerykanom. Jeśli jednak Chińczycy ograniczą się jedynie do demonstracji, a USA będą chciały obalić ten reżim, to Korea nie ma najmniejszych szans w starciu z Amerykanami.

Jeśli chodzi o USA jeszcze – Rex Tillerson spotkał się wczoraj z Siergiejem Ławrowem. Ta rozmowa świadczy o tym, że udało się choć odrobinę poprawić stosunki między USA a Rosją, o których Moskwa mówi, że są w „opłakanym stanie”?

To zależy od tego, co udało im się podczas rozmów ustalić, a tego oczywiście nie wiemy. Niewątpliwie jednak Rosja nie spodziewała się tak ostrej odpowiedzi Amerykanów w Syrii i była tym zaskoczona. Początkowo Moskwa sądziła, że z Trumpem będzie się jej łatwo porozumieć, a tymczasem jest gorzej niż za prezydentury Obamy. Tak też będzie nadal, ponieważ szefostwo republikanów stawia na dużo bardziej zdecydowane działania w stosunku do Rosji, w efekcie czego prezydent Trump tak też będzie się zachowywał. Nawet jeśli panowie wczoraj w jakiś sposób doszli do porozumienia, to raczej w szczegółowych kwestiach niż w zasadniczych. Nowa administracja atakiem w Syrii wysłała także do Rosji jasny komunikat, że Waszyngton robi co chce, a Moskwie nie musi się to podobać.

Bardzo dziękuję za rozmowę.