Luiza Dołęgowska, Fronda.pl :  Czesław Kiszczak pod koniec lat '40, jako oficer stalinowskiej Informacji Wojskowej w Londynie infiltrował żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - właśnie odnaleziono nieznane historykom raporty Kiszczaka z tamtych czasów. Sprawę ujawnił dyrektor Wojskowego Biura Historycznego prof. Sławomir Cenckiewicz. Jakie jeszcze haniebne czyny są na koncie Kiszczaka?

WOJCIECH SUMLIŃSKI, PISARZ, PUBLICYSTA, DZIENNIKARZ ŚLEDCZY: Bardzo dobrze, że poznajemy początki karier ludzi, o których w trzeciej RP mówiono, że są ludźmi honoru. Pamiętamy doskonale - tak Adam Michnik nazywał generała Czesława Kiszczaka. Jacy ci ludzie byli naprawdę i co robili, wychodzi dziś na światło dzienne. Prawda ma to do siebie, że choć nie zawsze od razu, to jednak z czasem zawsze wygrywa z kłamstwem. Myślę, że początek drogi Kiszczaka, który poznajemy, jest doskonałym uzupełnieniem tego, co już wiedzieliśmy o tym człowieku, o tym, co generał Czesław Kiszczak robił w okresie późniejszym, szczególnie w latach '80, kiedy to zapisał sie najbardziej krwawo.

Przypomnę, że według moich badań i przede wszystkim badań zespołu śledczego prokuratora Andrzeja Witkowskiego, to właśnie ten człowiek odpowiada za śmierć księdza Jerzego Popiełuszki, choć nigdy już tutaj, na tym świecie, za tę zbrodnię nie odpowie. Ale, jak powiedziałem, dobrze, doskonale, że takie rzeczy wychodzą i że je poznajemy, bo w ten sposób poznajemy prawdę o ludziach, którzy byli nietykalni przez ponad 25 lat tzw. wolnej Polski, a nawet w niej hołubieni.

F: Kara jaka spotkała Kiszczaka to nic w porównaniu z tym co zrobił. Czy  Kiszczak był ważniejszy dla swoich mocodawców od Jaruzelskiego?

Wojciech Sumliński: W moim przekonaniu - a nie jestem tu odosobniony - to była najważniejsza, najbardziej mroczna i najbardziej złowroga postać III RP. Był to bowiem człowiek, który specjalizował się w kombinacjach operacyjnych, w wyniku których mordowano ludzi. Kiszczak przyszedł do MSW z kontrwywiadu wojskowego czyli z Wojskowej Służby Wewnętrznej zamienionej później na WSI i to Kiszczak był tym, który wymyślał i nadzorował wszystkie te kombinacje operacyjne, za którymi kryły się straszne zbrodnie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że przy okazji odkrywania prawdy o takich postaciach jak Kiszczak, poznajemy też skalę kompromitacji takich środowisk, jak środowisko Gazety Wyborczej i Adama Michnika osobiście, bo przecież to stąd płynęła narracja o Kiszczakach - ludziach honoru.

F: Co z losami tych ludzi na których donosił Kiszczak, raportował o nich - można im dziś cokolwiek wynagrodzić?

Wojciech Sumliński:  To kolejna odsłona tej historii. Mówimy bowiem o katach, często zapominając o ofiarach katów. A przecież tym ludziom często nie można nawet wynagrodzić krzywd, choćby przez wzgląd na upływ czasu i przez to, że często już nie żyją, ale można to wynagrodzić choćby w sposób moralny, czy symboliczny, nazywając zło złem, a dobro nazwać dobrem - a to częstokroć do dziś jeszcze nie następuje w bardzo wielu sprawach, które nas otaczają i to jest niestety dopiero przez nami.

F: Co krok historycy natykają się na nowe akta, które skądś się wysypują - czy one były tak dobrze ukryte i teraz będziemy znajdować kolejne? I dlaczego przez ostatnie kilka lat nic się nie znalazło, przecież podobno już mieliśmy wolną Polskę? Nikt o tym nie wiedział?

Wojciech Sumliński:  Z tymi aktami jest bardzo ciekawa sprawa. Nawet w mojej ostatniej książce pt. ,,Oficer'', w której ujawniam nieznaną prawdę o działalności UOP i ABW, poruszam ten wątek. Na przykład w miejscu [książki], gdzie szef delegatury ABW w Lublinie, major Tomasz Budzyński, opowiada mi, jak dostał polecenie od przełożonych - a przecież było to całkiem niedawno, po roku dwutysięcznym - niszczenia pewnych dokumentów.

Te dokumenty niszczono nie na wysypisku śmieci, jak w głupawym filmie pana Pasikowskiego pt. „Psy", lecz w jednostkach kontrwywiadu „wolnej Polski", na terenie delegatur Urzędu Ochrony Państwa, a później Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Oczywiście palono te, które uznawano, że spalić warto, bo te kluczowe, najważniejsze i najbardziej istotne, stały sie podłożem karier wielu tzw. „autorytetów moralnych" i błyskawicznych karier finansowych w III RP. Ale to już temat bardzo szeroki, na długa zimową noc, bo wchodzimy na zupełnie nowe pole pokazujące, że te dokumenty, to nie są tylko archiwa, to nie jest tylko historia, lecz coś, co wciąż trwa.

Pod wpływem metod nacisku i szantażu stosowanego właśnie w oparciu o takie dokumenty powstało wiele fortun i wiele „autorytetów". Wielu łotrów, zarówno ze strony reżimu PRL jak i tych, którzy zawarli z nimi pakty i układy sprzeniewierzając się ideałom Solidarności, zostało multimilionerami śmiejąc sie z przeciętnych obywateli w kułak - i to nie jest historia zamknięta.

F: Może dopiero teraz ta prawdziwa, czarna karta historii zacznie wypełzać na światło dzienne?

Wojciech Sumliński: Wciąż uważam - i tu też nie jestem tu odosobniony -  że najważniejszą sprawa do wyjaśnienia i karta do odkłamania najnowszej historii Polski jest sprawa dotycząca wyjaśnienia wszystkich okoliczności śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. To właśnie wtedy, 30 października 1984 roku generałowie Kiszczak, Jaruzelski oraz opozycjoniści Mazowiecki, Geremek rozpoczęli ustalenia, jak ma wyglądać ta przyszła „wolna Polska". Zaczęło sie to 30 października 1984 roku w dniu, kiedy wydobyto zwłoki księdza Jerzego Popiełuszki.

Ten właśnie wspomniany na początku naszej rozmowy Kiszczak , Jaruzelski, Rakowski, Mazowiecki, Geremek stali się prekursorami tego, co później nazwano III RP, a co później znajdowało odzwierciedlenie w rozmaitych sytuacjach, których przeciętni ludzie w ogóle nie rozumieli. Jak mogli jednak rozumieć, skoro ci, którym ufali, ci, którzy rzekomo byli tą wspaniałą opozycją solidarnościową - tak naprawdę dogadali się ponad głowami Polaków z przedstawicielami reżimu komunistycznego i śmiali się ze zwykłych Polaków.

Tak, jak w ostatniej scenie „Folwarku zwierzęcego" Orwella śmiały się świnie, które zdradziły inne zwierzęta i zbratały z ludźmi, o których do niedawna mówiły: „człowiek twój wróg". To pamiętamy - dokładnie taka symboliczna scena jak z książki Orwella miała miejsce 30 października 1984 roku,kiedy „wielcy ludzie", Mazowiecki i Geremek - te późniejsze autorytety III RP - ustalali to, jak ma wyglądać ta przyszła Polska, z Kiszczakiem, Jaruzelskim i Rakowskim. I to był początek , a później mieliśmy, to co mieliśmy. W jakieś mierze wciąż mamy pozostałości tego, i to bardzo mocne pozostałości, po dziś dzień. Dlatego tak wiele jeszcze pracy przed nami.

F: Co będzie dalej z rozwikłaniem zagadki śmierci księdza Jerzego Popiełuszki?

Wojciech Sumliński: To jeden z najważniejszych papierków lakmusowych obecnej rzeczywistości. Jeśli ta sprawa nie zostanie ostatecznie wyjaśniona, nie dowiemy się wielu szokujących, bardzo ważnych, wręcz fundamentalnych faktów, dotyczących najnowszej historii Polski. Fakty są ukryte w tej właśnie sprawie. Wciąż jest szansa na poznanie prawdy, bo nawet w 32 lata od zbrodni wciąż można jeszcze wiele wyjaśnić. Nadal żyją ważni świadkowie, wciąż żyje prokurator Witkowski, który ma gigantyczną wiedzę i wciąż jest szansa, że przywróci on Polakom najnowszą historie w prawdzie, takiej jaka ona była.

F: Co się musi wydarzyć?

Wojciech Sumliński: Musi być determinacja osób, które rządzą krajem, żeby tę prawdę pokazać. To będzie bardzo bolesne poznanie, bo w tej historii jest zawarte mnóstwo wątków nie związanych bezpośrednio, tak zupełnie wprost, ze sprawą samego aktu zamordowania księdza Popiełuszki, ale które na tym akcie zostały zbudowane. Na samym fakcie mordu zbudowano pakty i układy, mówiono, co będzie wyjaśniane, a co nie będzie wyjaśniane nigdy.

Oprawcy oraz ci, którzy zawierali z nimi pakty i układy, później dbali wspólnie o to, żeby zmowa milczenia była zachowana, żeby nikt nie uruchomił pierwszego kamienia, który spowoduje lawinę. I tak to wszystko trwało przez wiele, wiele lat i niestety trwa po dziś dzień. Używa sie w tej brudnej, potwornej grze różnych argumentów, które mają pozornie wyglądać na bardzo czyste. Np. ,,nie dotykajmy sprawy, bo to zablokuje kanonizację ks. Jerzego Popiełuszki'' - straszny argument, kłamliwy argument. Ja go słyszałem już w roku 2005 od księdza Andrzeja Przekazińskiego, dyrektora muzeum Archidiecezji Warszawskiej. On mówił mi, a byłem wtedy dziennikarzem TVP: ,,nie dotykajcie tej sprawy, bo to zablokuje beatyfikację Jurka, mojego przyjaciela. Ja tak chciałbym doczekać tej beatyfikacji'''

F: I co się stało, doczekał?

Później się okazało, że ksiądz Andrzej Przekaziński był współpracownikiem SB, który donosił na księdza Popiełuszkę, nie chodziło mu zatem o prawdę, ale chodziło mu o siebie, o to, że może ktoś wyjaśniając tą sprawę dowie się strasznych faktów o nim samym. Rozmaite tzw. „autorytety" używają tego samego argumentu dziś, tylko nie do beatyfikacji, lecz w odniesieniu do kanonizacji - znów jest ,,nie dotykajcie tej sprawy, bo zablokujecie kanonizację''.

Tymczasem nawet Jan Paweł II mówił, że trzeba wyjaśnić tą sprawę - to jest jego niespisany testament. Przecież widział nasz Ojciec Święty, że ta sprawa nie została wyjaśniona w prawdzie. Przecież ta prawda powinna być tym wyznacznikiem i celem, do którego się dąży. Dlatego patrzę z wielkim smutkiem i przykrością na te różne tzw. „autorytety moralne", które nie wahają się używać nawet podłych argumentów, by ta sprawa nie została wyjaśniona, by odłożyć to jeszcze o rok, o pięć, może o dziesięć lat - tak, żeby gdzieś kiedyś ta sprawa przeszła z ojca na syna, z syna na wnuka i dopiero by może kiedyś historycy odkryli prawdę i wszystko, co sie z nią wiąże. Nie dopuśćmy do tego i walczmy o tę prawdę właśnie tak, jak uczył nas tego ksiądz Jerzy.

dziękuję za rozmowę