Tomasz Poller: Wczoraj, po raz pierwszy od niemal wieku, z minaretów wokół dawnej świątyni Mądrości Bożej - Hagii Sofii, rozległy się śpiewy muezzinów. Wydarzenie niewątliwie symboliczne. Przypomnijmy, że przez niemal tysiąclecie obiekt był świątynią chrześcijańską, najwspanialszą zresztą spośród architektonicznych dzieł chrześcijańskiego Wschodu. Po zdobyciu Konstantynopola przez Turków przez niemal pół tysiąclecia meczetem, zaś od niemal wieku, a dokładnie od 86 lat, stanowił muzeum.

Dr Piotr Ślusarczyk, Euroislam.pl: Wydarzenie symboliczne bezsprzecznie, które jest świadectwem procesów zachodzących w Turcji tak na prawdę od dość dawna. Od jakiegoś czasu pojawiały się próby reislamizacji Hagii Sofii, miały miejsce znaczące gesty jak czytanie Koranu, transmitowane w telewizji. I zawsze było to badanie reakcji społeczności międzynarodowej. Turcja jest krajem, który ma pękniętą tożsamość. Z jednej strony obecna jest tu bardzo silna tradycja islamska, osmańska. Z drugiej strony od czasów Atatürka następował proces modernizacji, sekularyzacji. Co istotne, projekt sekularyzacji opierał się w dużej mierze na bagnetach wojska tureckiego. Rozdział religii od państwa istniał, jak długo rządy opierały się o armię. Ten proces był procesem odgórnym, był zaordynowany podobnie do reform Piotra I, który modernizację Rosji chciał przeprowadzić także przy pomocy dekretów.

O uczynienie obiektu meczetem prezydent Turcji Erdogan zabiegał od lat. Jakie ten gest ma znaczenie w kontekście tureckiej polityki?

Ten gest jest obliczony na utrzymanie władzy przed Erdogana. On chce wykorzystać islam do swoich politycznych celów, do pokazania, że Turcja ma ambicję bycia mocarstwem w regionie. Z punktu widzenia socjologicznego, politologicznego, można powiedzieć, że dziś Erdogan kontynuuje linię Atatürka, z jednym wyjątkiem kwestii sekularyzacji. W polityce Erdogana islam odgrywa bardzo dużą rolę. Decyzja o zamianie muzeum w meczet jest z jednej strony przypięczętowaniem polityki neoosmańskiej, z drugiej ukłonem w stronę konserwatywnego elektoratu. Obecna pozycja geopolityczna Turcji w związku z kryzysem migracyjnym jest zresztą pozycją, o której Erdgan mógł tylko śnić. Ten kryzys jest przez niego rozgrywany po mistrzowsku. Dzisiaj klucz do bezpieczeństwa Europy jest w Ankarze. Trzeba też spojrzeć szerzej, pamiętać o konflikcie cypryjskim, o niezgodnych z prawem międzynarodowym tureckich odwiertach na dnie Morza Śródziemnego na wodach terytorialnych Cypru, o konflikcie między Turcją a Francją. Do tego dochodzi słabość Europy. Słabość polityczna, słabość tożsamościowa. Polityka prowadzona przez Turcję to polityka konfrontacyjna i neoimperialna. Reislamizacja Hagii Sofii jest wydarzeniem wpisującym się w pewien ciąg prowokacji. Dzisiaj widzimy, że te wyobrażenia o Turcji, których trzymali się politycy, dziennikarze, publicyści a nawet naukowcy, okazały się złudne. Chcieliśmy widzieć Turcję nowoczesną, będącą demokratycznym krajem islamskim. Tymczasem Turcja jest dziś państwem autorytarnym. Władza Erdogana to coś między prezydenturą a sułtanatem. Wyprojektowaliśmy sobie wizję Turcji, która nigdy nie istniała. Pamiętamy niedawne debaty o członkostwie Turcji w Unii Europejskiej. Dziś można te analizy szacownych ekspertów wrzucić do kosza.

Zapytam o kwestie religijne, kulturowe. Czy Turcja, zdaniem Pana Doktora, odchodzi od państwa świeckiego, jakim była od czasów Atatürka? A w związku z tym - przy wszystkich różnicach między islamem tureckim a islamem np. w krajach arabskich - nie należałoby się obawiać wzrostu tendencji skrajnych, fundamentalistycznych oraz ich eksportu do Europy?

Partia, z której Erdogan się wywodzi, miała związki z Bractwem Muzułmańskim, z ruchem fundamentalistycznym. Wczorajszy gest to kolejny krok w stronę islamizacji. Tureckie ministerstwo wyznań, Diyanet, wydaje duże pieniądze na to, by utrzymywać meczety w krajach europejskich, aby w ten sposób wywierać wpływ na politykę tych państw. Mamy organizacje takie jak Millî Görüş, działające w Europie, w krajach niemieckojęzycznych, w Niemczech, w Austrii, o charakterze fundamentalistycznym. Choć warto zauważyć, że akurat Wiedeń się przed tym broni. Przypomnijmy choćby wydarzenia sprzed dwóch lat związane z ujawnieniem tego, w jaki spośób tureckie stowarzyszenia prowadzą meczety w Austrii. Dla austriackiej opinii publiczej było już za wiele, gdy okazało się, że dzieci brały udział w rytuałach, będących połączeniem islamu z tureckim nacjonalizmem. Ta aktywność tureckich meczetów sponsorowanych przez Turcję była tak duża, że kanclerz Austrii zdecydował się je zamknąć. Turcja zajęła w jakimś sensie miejsce Arabii Saudyjskiej, która z powodów zarówno procesów modernizacji jak i ekonomicznych, wobec spadku wpływów z ropy naftowej i konieczności oszczędzania, nie jest już tak bardzo aktywna w Europie, gdy chodzi o działalność islamizacyjną. Turcja wydaje ogromne pieniądze na sponsorowanie meczetów, by politycznie ożywić diasporę tureckich muzułmanów. W Niemczech okazało się, że imamowie współpracowali z tureckim rządem, a nawet z wywiadem. Erdogan robi wiele, by ta diaspora była bardziej lojalna wobec Ankary niż Berlina.

Zarówno przedstawiciele różnych wspólnot chrześcijańskich, jak i politycy z różnych stron świata wyrazili swoje obawy, a nieraz i sprzeciw...

Powiem może trochę ironicznie, ale przy wszystkich różnicach co do charakteru wydarzeń, przypomina to aneksję Krymu. Można powiedzieć zgryźliwie: Rosja zajęła Krym, Unia Europejska zajęła stanowisko. Świat może wyrażać swój sprzeciw w sposób jedynie symboliczny, politycy mogą protestować, ale na żaden realny ruch i sprzeciw nikt się nie zdobędzie. Te gesty protestu w sensie politycznym nie będą miały żadnego znaczenia. Tutaj, w sensie symbolicznym zawłaszczono tę przestrzeń, która była dziedzictwem światowym. Jest to coś wstrząsającego. Towarzyszy temu zresztą także pewna kampania pogardy wobec świata chrześcijańskiego, aroganckie próby podkreślania wyższości islamu nad chrześcijaństwem. To zresztą przejawiało się w wystąpieniach Erdogana, który też wielokrotnie odwoływał się do zdobycia Konstantynopola przez Turków. Dziwię się, że świat jest zaskoczony. Bo każdy, kto krytycznie śledził wydarzenia w Turcji, zaskoczony być nie powinien.