Marta Brzezińska-Waleszczyk: Czytała Pani oświadczenie Marcina Wójcika? Pisze, że nie chciała Pani autoryzacji, że zgodziła się Pani być jedną z bohaterek jego książki...

Prof. Krystyna Pawłowicz: Marcin Wójcik kłamie od pierwszego do ostatniego słowa swojego oświadczenia. Po pierwsze, przedstawił się jako pracownik „Gościa Niedzielnego”. Ani słowem nie wspomniał o „Wyborczej”, bo gdybym to wiedziała, to przecież w ogóle nie chciałabym z nim rozmawiać! Po drugie, kłamie kiedy pisze, że ja nie chciałam autoryzacji. Jak sama pani dobrze wie, ja zawsze proszę o autoryzację. Jeśli on mówił, że zbiera materiały do jakiejś większej pracy, to tym bardziej. Takie kłamstwo mogła wymyślić tylko osoba, która mnie nie zna. Bez wyjątku zawsze domagam się autoryzacji.

Wójcik pisze, że ma nagrania Waszych rozmów.

Ależ bardzo proszę! Nie mogę się doczekać, kiedy pan Wójcik wszystkie ujawni. Dowiemy się, kto mówi prawdę.

A Pani w ogóle wiedziała, że jest nagrywana?

Ten człowiek nagrywał mnie nielegalnie! Ja nigdy nie udzielałam mu żadnego wywiadu w samochodzie. Owszem, przypominam sobie teraz sytuację, że kiedy wracałam ze spotkania z Sochaczewa do Warszawy, to on sam zaoferował, że mnie odwiezie. Pewnie już wtedy przygotowywał się do swojej „pracy”, był bardzo uprzejmy. Wiadomo, że jak się jedzie godzinę autem, to się ze sobą rozmawia, najczęściej o jakichś błahostkach. Problem w tym, że ja nawet nie wiedziałam, że jestem nagrywana! Włączył dyktafon bez mojej wiedzy.

Ale Pani go znała. Wcześniej udzieliła Pani jemu (i Bogumiłowi Łozińskiemu) wywiadu do „Gościa Niedzielnego”.

I on się na to powołał, to go uwiarygodniło w moich oczach. On powiedział, że jest z „Gościa”, ale nie powiedział, dla kogo przygotowuje tą większą pracę. W tym sensie skłamał. Jego praca była dla „Gazety Wyborczej”. On pewnie już wtedy wiedział, co z tym materiałem zrobi, a mnie powiedział, że przygotowuje pracę dotyczącą nowych osób w życiu politycznym. Kiedy się widzieliśmy, był już na wylocie w „Gościu”, o czym ja nie wiedziałam, więc trudno podejrzewać, żeby nie wiedział, dla jakiej redakcji zbiera materiały...

„Gość Niedzielny” już Panią za to przeprosił. W oświadczeniu redakcji tygodnika czytamy, że działanie Wójcika jest krzywdzące także dla „GN”...

Redakcja „GN” uznała, że pan Wójcik zbierał materiały pod szyldem „GN” i wykorzystał je w „Wyborczej”. Z tego, co wiem, podobno pan Wójcik w ogóle zainstalował się w tej redakcji, mając jakieś swoje antykościelne cele, mające zaszkodzić Radiu Maryja. Tym bardziej, że zdradził w „Wyborczej”, gdzie zamierza wydać swoją książkę. Wydawnictwo o znaczącej nazwie „Czarne”... „GN” był dla niego tylko przykrywką.

Pani powiedziała chociaż część tego, co napisał Wójcik w swoim tekście?

To, co zrobił to bezczelność! Wójcik wstawił swoje słowa, także wulgaryzmy, gdzie tylko mógł! Przecież to nie jest klasyczny wywiad, pytanie-odpowiedź. To wszystko to słowa tego „dziennikarza”. Sąd, odsłuchując taśmy, rozstrzygnie to.

Co Pani o tym wszystkim sądzi?

Całą tą manipulację Wójcik przygotowywał od dawna. Najpierw był bardzo uprzejmy, odwiózł mnie z Sochaczewa do domu. Sam się napraszał! A później dopiero się ze mną umówił, rzekomo na potrzeby tej książki, którą przygotowuje. A on już knuł wtedy przeciw mnie. Bandycki napad człowieka, który nazywa sam siebie dziennikarzem. Nie mówił, że nagrywa, a nagrywał jakieś luźne rozmowy podczas podróży do Warszawy. Bezczelność. Absolutnie przygotowane zlecenie, bo ja nigdy z „Wyborczą” nie rozmawiałam i nie zrobiłabym tego. Tym bardziej, gdybym wiedziała, że ma być to paszkwil „Wyborczej” na Radio Maryja.

Jak sprawa potoczy się dalej? Ostatnio żądała Pani sprostowania od TVN24, redakcja odmówiła, ale zostawiła Pani tamtą sprawę.

Ale tego nie zostawię. Ustanowiłam już pełnomocnika. Nie przepuszczę tego tak, jak ostatnio darowałam TVN24. Czas i koszty postępowania są bardzo duże, ale w przypadku TVN24 każdy może sam obejrzeć materiał pierwotny i zmanipulowany i ocenić dziennikarską rzetelność. Ten człowiek mnie zniesławił, naruszył moje dobre imię, naruszył dobra osobiste. Wyszłam na jakiegoś prymitywa. Tego już nie mogę darować. Tacy „dziennikarze” powinni być wyeliminowani z obiegu medialnego.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk