Zadziwia determinacja partii rządzącej do niepotrzebnej ingerencji w mechanizmy rynkowe, niepopartej żadną analizą, czy choćby refleksją. Przykładem może być choćby rynek książki.

Jakkolwiek interwencje w rynek finansowy, medialny czy mieszkaniowy można zrozumieć z przyczyn politycznym. Regulacja rynku książki - w tym postulat wprowadzenia sztywnych cen wydawniczych - musi zastanawiać.

Logiki w tym nie ma za grosz. Wydawcom państwo nie pomoże. Czytelnictwu zaszkodzi. Po co więc komu stałe ceny, na książki, a nie na leki czy na chleb? Tego nie da się obronić, ani uzasadnić.

Jestem wydawcą od ponad 10 lat. Nie wziąłem od państwa ani złotówki na żadne z wydawnictw. Mimo to żyję i wydaję dalej. Problemem wydawców i czytelników są nieuczciwi pośrednicy, a nie - ceny. Rynek zabijają horendalne prowizje hurtowników, sięgające ponad połowę ceny okładkowej książki (!) oraz zatory płatnicze.

Książka jest tak droga, bo pośrednicy żądają krocie za dystrybucję. Zdarzają się też nieuczciwi sprzedawcy - tacy, którzy biorą towar i nie płacą miesiącami.  Sytuacja odbija się na czytelniku. Drogie książki to wypadkowa tych dwóch sytuacji.

Stałe ceny książek spowodują, że nie tylko nie będzie więcej tytułów na rynku - wydawcy więcej nie zarobią, a czytelnictwo - z powodu wysokich cen - na pewno się skurczy. Stałe ceny to prezent dla tradycyjnych księgarni i hurtowników. To wszystko.

Kolejnym elementem psucia rynku książki są państwowe dotacje. Podatnicy dotują sprzedaż książek, których nie przeczytają. Innymi słowy zabiera im się pieniądze, które wydaliby być może na książki w kręgu ich zainteresowania, a tak pieniądze przeznacza się na wydawnictwa, które są słabe, bo trzeba je dotować. Zyskuje wyłącznie beneficjant spowinowacony z państwem.

Jedynym dobrym pomysłem, który padł ze strony ministra Glińskiego jest pomysł odpisu podatkowego wydatków poniesionych na książki. To już było i się sprawdziło. Jeśli rząd rzeczywiście chce pomóc wydawcom niech uprości przepisy fiskalne tak, aby zmuszało to hurtownie to natychmiastowej zapłaty faktur.

Według różnych danych zatory finansowe to ok. 100 mld zł, które zalega gdzieś między dłużnikami a wierzycielami. Jest to nie tylko problem rynku książki, lecz wielu innych sektorów. Dlatego reformy wymaga cały krwiobieg finansowy gospodarki, a nie tylko sektor wydawniczy, podlegający takim samym prawom i przemianom, jak każdy inny.

Tomasz Teluk