Tak żem zrobił, bo innego nie było wyjścia. Jeste typowy wyborca PiS, wkrztałcenie mam marne, socjologiczne załoczne. Ze wsi ja i moje antenaty też, a rachować tyle my zdolne, co na zeszyt spłacić trzeba. Nie powiem, wszystkie pijemy, dzieci mamy jedno, ale jak się rozpijem to do 500 i plus dojdzie. Do kościoła? Jak ksiądz skaże, to się pójdzie, ni ma co tak bardzo naprzeciwko kroczyć, pokąd reszta idzie cięgiem. Trza mi wroga we wsi? Starczy, że ta franca, co wedle sołtysa mieszka i z parobkami się szlaja, taka jej mać, za wroga jest. Na PiS głosuje, bo ludziom da.

Jakieś 14 lat temu pisałem takie teksty, z pełnym przekonaniem o własnej wyższości intelektualnej, światopoglądowej i moralnej. Na takich tekstach wypromował się pseudonim Matka Kurka, czyli antonim Ojca Rydzyka. Dzisiejsze lemingi wóczas rozpływały się w zachwytach i podkreślały, że wiernie oddaję „zaściankową rzeczywistość”. Miały lemingi rację! Znam Polskę prowincjonalną na przestrzał, jestem jej częścią, z krwi i kości, może nawet rdzeniem kręgowym. Słyszałem wiele rozmów, widziałem wiele scen, łącznie z tymi, które robią za anegdotyczne modlenie się o zgon sąsiada. Na wsi i w małych miasteczkach takich ludzi zawsze spotkacie. Ba! Nie ma takiej wsi i miasteczka, gdzie ich nie spotkacie. Tyle tylko, że to nie jest fenomen prowincji, ale odwieczne ludzkie emocje.

Kto się nie modli o to, żeby sąsiadowi krowa zdechła? Takie modlitwy usłyszycie każdego dnia na znanych warszawskich ulicach: Czerskiej i Wiertniczej. Modlą się identycznie, tylko używają bardziej finezyjnych wyrazów, których znaczenia najczęściej nie rozumieją. Piją tyle samo albo i jeszcze więcej. Na końcu śmieszności jest i to, że z tych samych pochodzą prowincji i dopiero w Warszawie „dupa” zaczęli mówić przez „Ą”. 14 lat temu byłem taki sam głupi, jak obecne lemingi, wydawało mi się, że obśmianie własnej tożsamości jest doskonałą receptą na poczucie wyższości. Podobnie myśleli ci wszyscy nieszczęśnicy, którzy bili brawa, a teraz strzykają rozcieńczonym gównem. Kiedy dokładnie nastąpiła przemiana? Nie powiem, nie pamiętam, nie chce kłamać. Istnieją jakieś umowne daty, choćby 10 kwietnia 2010 roku, ale to zbyt proste, gdy mówimy o całym procesie.

Ważne jest, że się zmieniło i trwa. Każdy człowiek, choćby prosty, gdy sobie uświadomi, że chce żyć tak, jak chce żyć, to zapomina o całej reszcie. Obojętnie jakim się posługujemy językiem, jakie spożywamy posiłki o co się modlimy lub sobie życzymy, to wszystko się sprowadza do autentyczności. Dojrzewający chłopcy i dziewczyny powtarzają namiętnie, że chcą być sobą. Świetnie, ale to jest tautologia! Jesteśmy skazani na to, żeby być sobą i co najwyżej możemy udawać kogoś innego. Młodzieńcze deklaracje to nic innego jak naiwne i napakowane kompleksami wołanie o własną tożsamość. Strach przed brakiem akceptacji wywołuje te wszystkie „bycie sobą”. Jeśli się wstydzisz tego kim jesteś i skąd pochodzisz, to w najlepszym razie możesz się przemienić z małomiasteczkowego chłopaka, na wielkomiejskiego kabotyna.

Poszłem i zagłosowałem na PiS, żeby odkupić swoją głupotę. Jestem od 47 lat tak samo obciachowy, tak samo niemodny i tak samo prowincjonalnie polski. Bliżej mi do tych Polaków, którzy „poszłem” i wybrali Polskę, niż do tych, którzy z tej samej Polski zrobili performance w tęczowych barach suchsi. Mogę z siebie robić idiotę, mogę zachowywać się mądrze, ale zawsze jestem Polakiem i tego nie zmienię, nawet gdybym bardzo chciał. Z Polaka zawsze wyjdzie Polak, jeden to uzna za dumę, drugi za wstyd, trzeci w ogóle się nie przejmie. W moim przypadku chodzi wyłącznie o przyznanie racji samemu sobie. Nie potrafiłbym żyć w innym miejscu niż Polska, dlatego polskie mam obowiązki i polskie wybory.

Matka Kurka/kontrowersje.net