„Lewica po raz kolejny się przekonała, że nie da się z Ojca Świętego zrobić feministy o lewackich poglądach, który w wolnych chwilach podczytuje Judith Butler” – pisze Tomasz Terlikowski na łamach „Rzeczpospolitej”. „Genderystą papież nie jest i nie będzie, a ideologię tę uznaje wręcz za zagrożenie dla świata porównywalne z bombą jądrową” – dodaje publicysta. Przytacza następnie słowa Ojca Świętego Franciszka o „Herodach” każdej epoki, w której wspomniał też o „manipulacji genetycznej, manipulacji życiem, ideologii gender, która nie uznaje porządku stworzenia”.

Terlikowski zauważa, że choć wypowiedź ta z pewnością zawiodła wszelkiej maści lewicowców, to niezadowolona musi być też „druga strona”. Wynika to z faktu, że Franciszek spotkał się podczas prywatnej audiencji z przedstawicielami homoseksualnej organizacji, potępianej przez poprzedników papieża z Argentyny, a nieco wcześniej spotkał się z transseksualistką.

„Część środowisk lewicowych oba te wydarzenia uznała za sygnał zmiany doktryny, a część środowisk ortodoksyjnych – za kolejny dowód odchodzenia papieża od ortodoksji” – pisze Terlikowski. I ocenia, że mylą się obie strony.

„Papież w niekiedy kłopotliwy komunikacyjnie sposób przypomina stare nauczanie Kościoła, który potępia grzech, ale nigdy grzesznika. Dla niego zawsze ma przesłanie przebaczenia i pojednania, które – aby było skuteczne – musi do niego dotrzeć. Konieczne jest więc spotkanie. I do tego zachęca Ojciec Święty, spotykając się z grzesznikami tak jak Jezus, który spotykał się z cudzołożnicami i celnikami (czyli po naszemu prostytutkami i złodziejami). Nie oznacza to jednak zmiany doktryny, która jest jasna: działania sprzeczne z naturą są dla człowieka zabójcze jak broń jądrowa” – pisze Terlikowski.

bjad/rzeczpospolita.pl