A przekonałem się o tym na swoim przykładzie. Jakiś czas temu chciałem poznać opinię księdza Lemańskiego na temat jego własnej sprawy. Zadzwoniłem więc i zaproponowałem spotkanie. Ksiądz się zgodził, i ustaliliśmy termin. Niestety zachorowały mi dzieci i musiałem z nimi pojechać do lekarza. Wysłałem esemesa. Potem umówiliśmy się ponownie, ale moja mama trafiła do szpitala. I jak poprzednio poinformowałem księdza o niemożliwości spotkania. A później ksiądz zaczął oskarżać swojego arcybiskupa o zachowania godne kardynała O'Briena i uznałem, że z oszczercą nie ma co gadać.

A dzisiaj dowiedziałem się, jak sprawa wyglądała w oczach ks. Lemańskiego. Otóż rzekomo to on miał inicjować spotkanie (fałsz), że miałem spotkać się z sołtysem (o którym nigdy nie słyszałem, i z którym nie miałem rozmawiać), że miałem spotkać się z mieszkańcami Jasienicy (o czym także słyszę po raz pierwszy), i że wreszcie „naurągałem” mieszkańcom tej miejscowości (ciekawe kiedy, ale mniejsza z tym). Dodatkowo miałem rzekomo kazać na siebie czekać księdzu, choć sms-y i telefony były wykonywane przed spotkaniami.

Ten tekst niestety doskonale pokazuje, że ks. Lemański nie panuje już nad rzeczywistością, wciąż wydaje mu się, że może zapraszać do Jasienicy (choć jako żywo obecnie jest już tam administrator), i że dzięki parasolowi mediów może określać wszystkich mianem tchórzy... Cóż księże, ten tekst, jak poprzednie księdza zachowania (także te z wywiadu z Robertem Mazurkiem), niestety pokazuje doskonale, że nie należy z księdzem rozmawiać, bo każde wydarzenie ksiądz zmanipuluje i poleci, by opowiadać o nim w liberalnych mediach. I dlatego cieszę, że się z księdzem nie spotkałem, bo też mogłoby się okazać, że pytałem o obrzezanie albo wręcz chciałem księdza zgwałcić.

Tomasz. P. Terlikowski