Po wielu miesiącach oczekiwania, i po uznaniu winy przez  sąd kościelny, który wydalił go ze stanu duchownego, Józef Wesołowski stanie wreszcie przed trybunałem, który wydać może także wyrok świecki. I nie ukrywam, że mam nadzieję, że będzie to wyrok surowy. Powody są zaś trzy: po pierwsze – z czysto ludzkiego punktu widzenia – to, co zrobił Wesołowski jest zwyczajnie obrzydliwe i godne najwyższej kary. Ofiarom należy się zadośćuczynienie. Po drugie, jako że zrobił to jako ksiądz, to nie tylko sprofanował w niespotykany sposób Chrystusowe kapłaństwo, ale naraził na brak zaufania rodziców dziesiątki tysięcy uczciwych duchownych, którzy muszą się mierzyć z brakiem zaufania wobec kapłanów,  jakie wywołał były nunkcjusz. I wreszcie po trzecie: surowy wyrok będzie jasnym dowodem, że czas tolerowania homoseksualnych (a takie jest źródło ogromnej większości afer seksualnych w Kościele) świętych krów dobiegł końca. W tej sprawie słowa nie wystarczą, konieczne są decyzje. I wiek, ani ewentualne zasługi tego nie zmieniają.

Dlatego ciesząc się, że nareszcie nadchodzi czas procesu, pozostaje tylko życzyć sobie, by watykańskim sędziom nie zabrakło odwagi w ocenie działań tego człowieka. A że trzeba tu odwagi to sprawa oczywista. Były arcybiskup i były nuncjusz ma ogromną wiedzę, wie rzeczy, które mogą być dla wielu niewygodne, ma też wielu przyjaciół. Trzeba więc odwagi, by wydać na niego odpowiedni wyrok. Wierzę jednak, że takiej odwagi sędziom nie zabraknie.

Tomasz P. Terlikowski