Trzeba postawić sprawę zupełnie jasno. Angela Merkel tak długo trzymała głowę Greków pod wodą aż złaknieni powietrza zgodzili się oni – na razie tylko ustami swojego premiera – na oddanie Berlinowi kontroli nad swoim domem. Od teraz Ateny nie będą miały władzy nad kluczowymi decyzjami, a podejmować je będę w ich imieniu jacyś banksterzy z niemieckich instytucji, czasem wspierani przez unijnych biurokratów. W ten sposób zlikwidowano niepodległe greckie państwo i zastąpiono je protektoratem Berlina. Tak, na naszych oczach, tyle że przy użyciu odmiennych narzędzi, dokonały się rozbiory wolnego państwa, albo ujmując rzecz inaczej wojna (nie tak znowu błyskawiczna) zaborcza.

Nie ma przy tym, co ukrywać, że od samego początku Berlin był przygotowany na takie rozwiązania. Euro, jako instrument polityczny, opłacał się głównie Niemcom, stając się narzędziem zniewolenia wolnych narodów. Ekonomiści nagle przypomnieli sobie i teraz piszą to już wprost, że gdyby Grecja miała własną walutę, to kryzysu by nie było, a Niemcy nie mogliby jej przejąć. Tak się jednak stało, że drachma przeszła już do historii, a euro pomaga Berlinowi odbierać wolność Atenom, a później także innym wolnym krajom, które – jeśli ich elity szybko nie ochłoną – staną się protektoratami Berlina. Polska, na razie – choć Tusk i jego ekipa starali się nam wcisnąć ten kit przez lata – członkiem strefy Euro nie jest. Naciski na nas jednak wciąż są, i trudno się temu dziwić. Niemiecki marsz na południe nie wyklucza przecież marszu na wschód, a Polska jest łasym kąskiem dla niemieckiego biznesu i polityki.

Oczywiście, tak jak było w czasie rozbiorów Rzeczypospolitej Polacy, tak teraz Grecy są w wielu kwestiach Grecy sami sobie winni. Rozpasana konsumpcja, życie na kredyt, socjal ponad granice – to wszystko tam było, ale gdyby nie euro, wyszliby i z tego. Wspólna waluta stała się zaś gwoździem do ich trumny. Unia Europejska zaś zamiast im pomóc zajęła się gangsterską polityką podtapiania, która zakończyć się miała oddaniem wszystkiego przez zapędzonych w kozi róg greckich polityków. I tak się zakończyła. Teraz „stop” likwidacji suwerennego państwa może powiedzieć tylko grecki parlament, albo sami Grecy na ulicach. Czy starczy im na to siły i wytrwałości?

Dla pozostałych krajów Unii lekcja Aten jest jednak niezwykle ważna. Dziś Berlin pokazał prawdziwe oblicze Brukseli i Unii Europejskiej. Suwerenność, niepodległość muszą ustąpić miejsca logice zysku i wyzysku Europy przez Niemcy. Czas wolnych państw powoli dobiega końca, a zaczyna się budowanie protektoratów, które same nie mogą decydować o niczym. Ateny są pierwsze na liście, ale obawiam się, że na nich się nie skończy. Wszyscy słabi, którzy uwierzyli w bajki o solidarności europejskiej muszą szykować się na bolesny moment prawdy. I albo zawalczyć o swoją wolność (tam, gdzie jest to jeszcze możliwe), albo sprzedać ją za możliwie najwyższą cenę. Kłopot z tą ostatnią jest tylko taki, że choć Berlin deklaruje pomoc finansową dla przejmowanych państw, to w istocie proponuje ją własnym bankom. Jednym słowem Berlin – tym, których już finansowo skolonizował – cnotę odbiera, ale rubelka zarobić nie pozwala.

Tomasz P. Terlikowski