Przykre, że miejsce, które powinno promować kulturę, upodabnia się do klubu go-go. Bo jak inaczej tłumaczyć zapowiedzi, że podczas spektaklu „Śmierć i dziewczyna”, który jutro ma mieć swoją premierę w Teatrze Polskim we Wrocławiu, wystąpią aktorzy porno. Dodatkowo para ta na oczach widzów będzie uprawiała seks. Ponoć bilety wyprzedały się na pniu. Cóż, amatorów pornografii nie brakuje (statystyki są zatrważające), a bezpieczniej pójść do teatru niż do nocnego klubu. Przyjemniej i kulturalniej, no i za drinki nie trzeba płacić horrendalnych cen.

Pani reżyser, sama miłośniczka filmów pornograficznych, postanowiła powalczyć sztuką z polskim „seksualnym monolitem” (cokolwiek to oznacza). Z jej zapowiedzi we wrocławskim dodatku „Gazety Wyborczej” wynika, że widzowie mają zostać poddani swoistemu eksperymentowi: „Jeśli ktoś wyjdzie, to będzie jego problem, nie nasz. Mnie bardziej interesuje, co się będzie działo z tymi widzami, którzy zostaną z nami do końca”. Na pewno będzie ostro: „Pracuję nad tekstem Jelinek, która jest autorką niezwykle przenikliwą, ale jednocześnie język, którego używa, sprawia, że czytając, mamy mdłości. Uderza w nas, wchodzi za skórę, jest obsceniczny, pełen wulgarności i nienawiści. Przy takiej literaturze sięganie po aktorów porno nie powinno nikogo dziwić”. Autorzy spektaklu postanowili więc sprawdzić granice odporności i wytrzymałości widzów. Ciekawej, czy będą zwracać pieniądze za bilety tym, którzy nie zdzierżą zapowiadanej dawki wulgarności i zniesmaczeni opuszczą teatr?   

Pikanterii dodaje fakt, że uczestnikiem spektaklu ma być 9-letnie dziecko (jeden z trzech bohaterów, uczniów szkoły muzycznej). I choć wedle zapowiedzi ma być ono oddzielone od "pary porno", to przecież będzie miało oczy i uszy otwarte. Chyba że ktoś wpadnie na pomysł zatkania dziecku uszu i zawiązania oczu, tak żeby nie musiało słyszeć i widzieć tego wszystkiego, co się będzie działo na scenie. Język spektaklu, który ma być ekstremalny dla dorosłych widzów, jest zupełnie nie do przyjęcia w przypadku dziecka. Dlatego jego obecność w teatrze podczas przedstawienia i narażanie na tak wulgarny i perwersyjny język jest jakąś pomyłką. Może twórcy kontrowersyjnego spektaklu pójdą po rozum do głowy i w ostatniej chwili zrezygnują z udziału dziecka w tej pornograficznej hucpie. Inaczej jest to bowiem narażanie dziecka na obcowanie z treściami dla niego niedostosowanymi, a nawet nazwałabym to gwałtem na jego niewinności. Liczę, że odpowiednie osoby powołane do ochrony dzieci nie zostawią tej spray tylko skutecznie zainterweniują. Nie jest to cenzura, tylko ochrona moralności i niewinności kilkulatków.

Zapraszanie aktorów porno do teatru, to tak jak wejście w brudnych gumofilcach do eleganckiego salonu z pięknym czystym dywanem. Pornografia bowiem to rynsztok, ściek, który krzywdzi nie tylko aktorów, którzy w tym bezpośrednio uczestniczą, ale też i użytkowników pornografii. I bez znaczenia czy są to dorośli, czy dzieci. Przerażające jest to, że już 8-, 9-latki są od niej uzależnione. Włączanie zaś pornografii do sztuki, zapraszanie jej na deski teatru, to tak naprawdę jej uwiarygodnianie, któremu trzeba postawić tamę. Jeśli pani reżyser lubi takie filmy, proszę bardzo, tylko dlaczego trzeba je przenosić w przestrzeń publiczną, zarezerwowaną dla kultury wyższej, a nie rynsztokowej.

Małgorzata Terlikowska