„Tata sobie podśpiewywał, ale szybko przestał, bo na szosie było mnóstwo samochodów. W ogóle nie można było jechać. Potem tata przegapił światła, przy których miał skręcić, ale powiedział, że nic nie szkodzi, odnajdzie drogę przy następnym skrzyżowaniu. Ale przy następnym skrzyżowaniu były jakieś roboty drogowe o i postawiono tablicę z napisem; Objazd. No i zabłądziliśmy. Tata krzyczał na mamę, że źle czyta wskazówki zapisane na kartce, i pytał o drogę masę ludzi, którzy nie wiedzieli”. To fragment Mikołajka. Kto czytał, wie, że w osobie taty Mikołajka autorzy skumulowali wszystkie możliwe negatywne cechy. Jak się bierze za zakładanie lampek choinkowych, to katastrofa gotowa. Permanentnie gubi drogę. Gryzie dentystę w rękę. Kiedy idzie na zakupy, wraca z pustą torbą, umazany rozdeptanymi pomidorami. Nawet kredka stanowi dla niego śmiertelne zagrożenie, bo tylko tata Mikołajka jest w stanie na niej stanąć i runąć jak długi. Nie można mu powierzać żadnych napraw, bo z góry wiadomo, że i tak nie naprawi, a to, co jeszcze działa, dodatkowo popsuje. W oczach swojej teściowej to życiowy nieudacznik. Sam próbuje się wielokrotnie dowartościowywać, choćby opowiadając o swoich sukcesach z młodości, które pokrzyżowała ponoć mama Mikołajka („gdybym nie poznał Twojej mamy, to…). Choć próbuje zachowywać rozsądek, wychodzi mu to dość nieudolnie. O zupełnym braku jego dojrzałości świadczy choćby jego relacja z najbliższym sąsiadem. Panowie cały czas się poszturchują, popychają, biją i na siebie obrażają. Wszystko na oczach syna, rzecz jasna. Regularnie wpada też na idiotyczne pomysły – ot choćby wyścigi na rowerze syna, które skończyły się tragicznie: „No i wreszcie ukazał się tata. Szedł na piechotę. Spodnie miał podarte, przy nosie trzymał chustkę, a rower niósł w ręku. Kierownica roweru była wykręcona, koło złamane, lampka stłuczona. – Wpadłem na kubły ze śmieciami – wyjaśnił tata”. Nawet jak próbuje bawić się z synem i jego kolegami, zawsze coś pójdzie nie tak („Wcale nie wiedziałem, że tata tak lubi bawić się w kowbojów. Kiedyśmy wieczorem zeszli do ogrodu, pana Blédurt dawno już nie było, a tata przywiązany do drzewa, krzyczał i okropnie się wykrzywiał. To fajnie, jak ktoś potrafi się bawić sam z sobą!”.

Można by przytaczać jeszcze wiele cytatów charakteryzujących ojca Mikołajka, ale już mu to oszczędźmy, kto ciekawy niech zajrzy do książek Sempégo i Goscinnego. I choć czytając opowiadania, zaśmiewamy się do łez, to po głębszym zastanowieniu, nie jest nam już do śmiechu. Bo to nie jest ojciec, a karykatura ojca. Ojciec w krzywym zwierciadle z uwypuklonymi wszystkimi możliwymi negatywnymi cechami. Czy to jedynie zabieg artystyczny? Czy może celowe działanie mające na celu wyśmianie ojca, pokazanie, że jego autorytet nie istnieje, że może być on co najwyżej śmiesznym pajacem, tak nieporadnym, że aż irytującym w tej swojej nieporadności. Trudno kogoś takiego podziwiać i szanować. A podziw i szacunek to są bowiem te wartości, które niesie ze sobą ojcowski autorytet. Dojrzały ojciec to taki, który jest źródłem siły dla dzieci, przy nim dzieci czują się bezpiecznie. Czy można tak się czuć przy kimś, kto jest życiowym nieudacznikiem, którymi krytyki nie szczędzą najbliżsi. Nawet żona nie czuje się przy nim bezpiecznie i regularnie grozi, że przeprowadzi się do swojej matki.

To literatura, już klasyka. Ale ten negatywny obraz ojca obecny jest nie tylko w skąd inąd przeuroczym Mikołajku. Autorytet ojcowski skutecznie podkopują twórcy bajek dla najmłodszych. A jeśli uświadomimy sobie, że przeciętny przedszkolak spędza więcej czasu, oglądając telewizję, niż przeciętny student spędza czasu na wykładach w czasie całych studiów (Josh McDowell), to media to wykorzystują i karmią dzieci obrazami, które pod płaszczykiem ciepłej i niewinnej bajki są przekazywane. Ot choćby Świnka Peppa. Krótkie, pięciominutowe odcinki, sympatyczni bohaterowie, pełna rodzina z mamą i tatą (co już przestaje być normą). Tyle że znów Tata Świnka to przykład antytaty. Podobnie jak ojciec Mikołajka ma dwie lewe ręce, za co się nie weźmie, to popsuje, do tego nieustannie pouczany jest nie tylko przez Mamę Świnkę, ale i przez Peppę. Weźmy choćby odcinek „Tata przywiesza zdjęcie”. Powieszenie banalnego obrazka przekracza jego możliwości. Ściana pęka, cegły wylatują, wkoło niezły bałagan (mimo upomnień, żeby nie bałaganił). Nie ma mamy świnki, za to Peppa dość irytującym tonem komentuje kolejne niefortunne posunięcia ojca. Przed przyjściem mamy udało się wszystko sprzątnąć, tyle że obrazek nie został powieszony. Wiesza go mama Świnka, delikatnie wbijając gwoździk i patrząc się z politowaniem na Tatę Świnkę, który nie jest w stanie wykonać tak prostego zadania. Za to z gracją – w innym odcinku – potyka się o rozrzucone zabawki („Biedny Tata Świnka). W innym ma za zadanie skręcić szafkę. Z niewyraźną miną przygląda się instrukcji („To trudniejsze niż myślałem”). W końcu szafkę skręca… listonosz. I choć nieporadność Taty Świnki aż śmieszy, to momentami jest mi go po prostu żal. Nie dość, że nic mu nie wychodzi, to na dodatek jest nieustannie krytykowany i pouczany przez córkę i żonę. Święty by nie zniósł tego nieustannego gadania, więc cierpliwość i opanowanie Taty Świnki są godne podziwu. Tyle że znów zamiast silnego ojca, dzieci oglądają życiowego nieudacznika, który ma dwie lewe ręce, w tym jedną krótszą. Nie jest sam sobie poradzić z prostym zadaniem, a nieobecność żony powoduje, że wpada w panikę. Ciekawe, że takie przerysowane, karykaturalne cechy charakteryzują wyłącznie Tatę Świnkę. Mama znów jest oazą rozsądku, całkowitym przeciwieństwem bajkowego taty. Jest idealna i doskonała pod każdym względem. Radzi sobie w każdej sytuacji, a jeszcze z opresji ratuje Tatę Świnkę.

Tymczasem dzisiejsze czasy potrzebują silnych ojców, nie nieudaczników, a bohaterów i wojowników, którzy będą życiowymi przewodnikami dla swoich dzieci. Bo i czasy są niełatwe. Jak zauważa przywoływany już Josh McDowell, „Żyjemy w kulturze, która odrzuca prawdę Biblii, która wykpiwa biblijną moralność, gloryfikuje seks i przemoc oraz śmieje się z pijaństwa i chamstwa. Żyjemy w społeczeństwie, które w znacznym stopniu odrzuca zarówno prawdę, jak i moralność, społeczeństwie, które z jakiejś przyczyny utraciło zdolność do określania, co jest prawdziwe i słuszne”. A prawdziwa i słuszna jest potrzeba ojca. Silnego ojca. Obraz ojca, jaki wyniesiemy z dzieciństwa, rzutować będzie na całe nasze życie. Dlatego też rolą mediów winno być promowanie takiej właśnie wizji ojcostwa, która szanuje autorytet, a nie robi z ojca delikatnie mówiąc skończonego idiotę, nad dolą którego można jedynie pokiwać z zażenowaniem głową i ręce załamać.

Małgorzata Terlikowska