Marek Falenta – główny bohater afery podsłuchowej, najprawdopodobniej był potrójnym agentem ABW, CBA i CBŚ. Gdyby okazał się to prawdą – oznacza to, że w Polsce nic się nie zmienia – nadal kluczowym aktorem rodzimej sceny politycznej są służby specjalne.

Polscy obywatele są naiwniakami i frajerami wierzącymi w mechanizmy demokracji. Tymczasem rodzima polityka to medialno-polityczny matrix, gdzie wyborcy są jedynie konsumentami wydarzeń inscenizowanych przez służby.

Grupy wpływu organizują więc prowokacje, robią interesy na publicznym majątku, a nawet obsadzają stanowiska polityczne. Wyborca może mieć więc złudzenie, że ma na cokolwiek wpływ, a szczególnie jeśli jest to wyborca Platformy Obywatelskiej, która przez dwie kadencje stworzyła system zorganizowanej destrukcji instytucji państwa.

Co najbardziej w tym kuriozalne, służby już same gubią się w tym kto jest kim i zatrudniają tych samych ludzi, którzy wodzą je za nos. Oznacza to, że sytuacja w naszym kraju jest nieprzewidywalna, bo nie tylko do końca nie wiadomo, kto za kim stoi i kto ukrywa się za podstawionymi figurantami, ale ci sami zawodnicy grają w różnych drużynach.

Falenta miał być źródłem policyjnego CBŚ, a dużo wcześniej ABW, a następnie CBA. Wszyscy myśleli, że mają cennego informatora, a to on wodził ich za nos. Kompromitacja służb zatacza kolejne kręgi. Mamy wakacyjną przerwę w aferze taśmowej, ale zapewnie im bliżej wyborów, tym szybciej będą wypływać kolejne ciekawostki.

Tomasz Teluk