Najbardziej prawdopodobnym kandydatem na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego jest chadek Antonio Tajani. Włoch ma zastąpić na stanowisku niechętnego Polsce socjalistę Martina Schulza.

Na giełdzie nazwisk zrobiło się gorąco, gdy do ewentualnych kandydatów dołączył, znany z ostentacyjnej niechęci do naszego kraju, były premier Belgii i lider liberałów Guy Verhofstadt. Były szef państwa, które istnieje tylko teoretycznie i przez wiele lat obywało się bez rządu, był bardzo aktywny w nagonce na Polskę zorganizowaną przez Platformę Obywatelską w UE.

Dlatego jego ewentualne zwycięstwo byłoby prawdziwą katastrofą, zwłaszcza, że popiera go skrajna lewica laicka. Verhofstadt ma wizję nie tylko budowania Unii jako państwa, ale jest także zażartym wrogiem węgierskiego i polskiego konserwatyzmu.

Mocnym kandydatem na szefa PE jest Antonio Tajani. Ten Włoch reprezentuje Europejską Partię Ludową - największą frakcję w europarlamencie. Jest znanym prawnikiem i dziennikarzem, wcześniej blisko współpracował z Silvio Berlusconim. Prawdopodobnie to on więc zostanie przewodniczącym, co wynika z rotacyjnych ustaleń z socjalistami.

Innym kandydatem z ramienia socjalistów jest Włoch Gianni Pittella. On również jest niechętny Polsce, czemu dawał wyraz w awanturze wokół Trybunału Konstytucyjnego, gdy w wewnętrzne sprawy naszego kraju PE mieszał się na wniosek PO. Jest on zajadłym przeciwnikiem „narodowych egoizmów” czy „polityki zaciskania pasa”, tak więc można przyjąć, że nie zna się na niczym.

Konserwatyści promują z kolei Helgę Stevens, Framandkę, belgijską prawniczkę. Natomiast Zieloni - brytyjkę Jean Lambert. Jednak te kandydatury, wymagające uzyskania większości z grupy 751 europosłów, są w zasadzie bez znaczenia.

Nowego przewodniczącego poznamy 17 stycznia. Będzie on urzędował aż do 2022 r. Martin Schulz odchodzi do polityki krajowej.

Tomasz Teluk